Gorący temat

Miasto Innych – hołd dla pulpowego horroru w wydaniu mistrza [recenzja]

„Miasto innych” to komiks bardzo specyficzny. Celujący w pulpowy horror oferuje wszystko, co charakterystyczne dla gatunku, choć bez przesadnej oryginalności fabularnej. Ale za to z rysunkami samego mistrza – Berniego Wrightsona. I choćby tylko z tego powodu warto po niego sięgnąć.

Przyznaję, dożo sobie obiecywałem po tym albumie. Bo scenarzystą jest tutaj przecież bardzo przeze mnie lubiany Steve Niles, autor wyśmienitego „30 dni mroku”, który zaliczam do czołówki wampirycznych historii komiksowych. Do tego towarzyszy mu w roli rysownika sam legendarny Bernie Wrightson, którego nie tak dawno mieliśmy okazję podziwiać za sprawą wydanych także przez KBoom albumów „Frankenstein żyje, żyje” i „Potworna kolekcja” (również do scenariusza Nilesa). Nie bez znaczenia jest tutaj także kolorysta, Jose Villarrubia, któremu zawdzięczamy barwy choćby w wydanym przez Non Stop Comics bardzo ciekawym „Infidelu”. Więc czy coś mogło pójść nie tak?

Kluczową kwestią w odbiorze tego komisu jest to, czy – jako odbiorcy – rozumiemy istotę pulpowych opowieści z gatunku horroru. Bowiem Niles nie tylko nie stroni od takiej konwencji, ale wręcz ją uwielbia. I w „ Mieście Innych” zdecydowanie daje temu wyraz. Na starcie dostajemy tu (anty)bohatera na wskroś przerysowanego, dziwacznego i mało realistycznego, o wdzięcznym mianie Staś Bludowski. Otóż nasz Staś ma problem, bowiem… nic nie czuje. Żadnych emocji, nie mówiąc już o wyrzutach sumienia. Przepraszam, to nie tak. Staś coś czuje, ale tym czymś jest wyłącznie niepohamowany gniew, który zmusza go – a zarazem pomaga w wykonywaniu pracy – do zabijania. Niesie więc Staś ten swój krzyż, nawet mu z nim nieciężko, bo i nie trawią go wyrzuty sumienia i oczekiwań od życia nie ma on zbyt wygórowanych – poza możliwością zaspokajania swojej żądzy… Do czasu, aż w wyniku jednego ze zleceń Bludowski trafia na dwóch ziomków, którzy zabici, jak by to ująć przewrotnie, na śmierć, za nic umrzeć nie chcą. Nie bardzo przeszkadza im oderwana kończyna, czy nawet skręcony kark. Ruszają się, pomimo obrażeń, dość żwawo i w dodatku nie pałają sympatią do naszego kolegi Bludowskiego. To zlecenie na zawsze odmieni życie Stasia, który zajrzy za zasłonę prozaicznej, zwyczajnej codzienności i dostrzeże, że żyje w mieście Innych… A może sam nim jest?

Jest w tym komiksie ogrom przemocy. Przerysowanej, uwypuklonej do granic, często trudnej do fabularnego uzasadnienia. Jest krew, są flaki, rodem z estetyki gore. Są – a jakże – uwielbiane przez Nilesa wampiry, ale i twory zbliżone proweniencją do sławnego Frankensteina. Są mówiące głowy, funkcjonujące w oddzieleniu od ciała i zombie, z ich charakterystyczną, pośmiertną witalnością. Fabuła – jak to w pulpowym horrorze – balansuje na pograniczu makabry i kiczu, strachu i komedii, ale w znośnie wyważonych – jak na przyjętą konwencję – proporcjach. I choć logika zdarzeń trzeszczy w szwach niemożebnie, to jednak całość składa się na wyśmienite w swoim gatunkowym sztafażu widowisko.

Nieprzypadkowym elementem przemawiającym za jakością niniejszego albumu są właśnie rysunki Berniego Wrightsona. Nie wiem, czy w komiksie (i w horrorze ogółem) jest ktoś lepszy w kreowaniu potworów, niż właśnie on. Jego prace – opierające się wyłącznie na szkicach ołówkiem, bez użycia tuszu, a następnie starannie wypełnianych barwami przez kolorystę w ten sam sposób – robią piorunujące wrażenie i świadczą o niezwykłym poziomie talentu.

Przyznam, uwielbiam czarno-białe rysunki Wrightsona, bo zniewalają ilością szczegółów i dopracowaniem w detalach każdego kadru. To prawdziwy mistrz kreacji, który nie odpuszcza na żadnym kadrze, dopracowując go ze zwyczajową dla siebie pieczołowitością. I stąd uzyskany, tak piorunujący efekt. Niesamowicie wypada w szkicach Wrightsona ruch. Czy to scena pościgów, ucieczek, czy walk, to nie ma znaczenia. Patrząc na rysunki mamy wrażenie, że postaci rzeczywiście się poruszają. Dostrzegamy ten dynamizm, czujemy go organicznie, w trakcie czytania / oglądania. A to poziom dostępny naprawdę nielicznym. No ale cóż, legendą w branży nie zostaje się przypadkiem.

„Miasto Innych” to komiks, który nie spodoba się każdemu. Ale miłośnicy pulpowego, przerysowanego fabularnie horroru będą zachwyceni. Tu na próżno szukać głębi przekazu, inteligenckich rozważań nad moralnością, czy jakichkolwiek dywagacji na temat dowolny. Tu liczy się akcja, tu liczy się krew i to, co wycieknie z człowieka, jeśli ktoś / coś rozerwie go na strzępy. Ale to, jak całość jest narysowana, wykracza ponadto, co zwykliśmy w komiksowym horrorze oglądać. I przez te rysunki „Miasto Innych” okazuje się być pozycją dla fanów horroru obowiązkową.

Miasto Innych

Nasza ocena: - 85%

85%

Scenariusz: Steve Niles. Rysunki: Bernie Wrightson. Tłumaczenie: Piotr Czarnota. Wydawnictwo KBoom 2023

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

Karmen – asystentka śmierci [recenzja]

“Karmen” to autorskie dzieło znanego z rysunków do przygód Batmana, Guillema Marcha. To intrygujący,  narysowany …

Leave a Reply