Sielankowa na pierwszy rzut oka okładka “Dni, których nie znamy” w ogóle nie zapowiada wielkich emocji doświadczanych po rozpoczęciu lektury. Tymczasem to komiks o niezwykłej sile wyrazu, który niejednemu czytelnikowi złamie serce.
W listopadowym, świątecznym pakiecie wydawnictwa Non Stop Comics mamy dwa komiksowe pewniaki, czyli “Tokyo Ghost” i czwarty tom “The Goon”. “Patrię” kojarzą widzowie serialu dostępnego na HBO GO i czytelnicy powieściowego pierwowzoru. Najmniej mówi nam przypominający frazę z piosenki Marka Grechuty komiks Timothe Le Bouchera, z zewnątrz wyglądający na rodzinną opowieść obyczajową. I choć opis z tylnej strony okładki intryguje, to nie wchodzi się w tę historię gładko, także za sprawą neutralnej i prostej kreski, która zapewne celowo wzmacnia początkową banalność fabuły. Jak to się zatem stało, że kończąc lekturę zostałem z nieoczekiwanym dylematem? Dotąd byłem stuprocentowo pewien, że komiksem roku jest dla mnie wydana przez Egmont “Indyjska włóczęga” i wydawało się, że nic już tego przekonania nie zmieni. “Tymczasem lektura “Dni, których nie znamy” tym przekonaniem poważnie zachwiała.
Bohaterem komiksu jest dwudziestoletni, długowłosy Lubin, młody mężczyzna żyjący pełnią życia i realizujący się jako akrobata. Wraz z grupką przyjaciół tworzą cyrkową trupę i od zjawiskowego, akrobatycznego występu Lubina rozpoczyna się fabuła komiksu. Rytm jego życia dzielonego między trening i pracę w markecie u boku przyjaciela z zespołu zakłóca niepokojące wydarzenie. Lubin traci jeden dzień, w ogóle nie pamiętając co robił między poniedziałkiem, a środą. Od tego momentu białe plamy w pamięci zdarzają się regularnie, aż w końcu okazuje się, że tytułowe dni, których nie znamy kradnie mu druga osobowość mieszkająca w jego ciele. Inna, bardziej pragmatyczna, z zawodowymi ambicjami. Odtąd życie Lubina nie będzie już takie samo. Ten podział zapowiada zresztą grafika na okładce przedstawiająca dwa warianty życia bohatera, ten jaśniejszy i ten mroczny, za który odpowiada alternatywna osobowość.
Więcej na temat fabuły nie wolno się rozpisywać, czytelnik powinien jej doświadczać samemu. I słowo doświadczać znalazło się tu nieprzypadkowo, ponieważ im dalej, tym mocniej odczuwamy wspólnotę przeżyć naszych i Lubina. Tak postawiona teza może się wydawać przesadzona, bo przecież czytamy w zasadzie fantastykę bliskiego zasięgu, której ośrodkiem jest rozszczepienie osobowości, ale konsekwentnie rozwijana fabuła ze wszelkimi niuansami wspólnego (choć oddzielnego) życia dwóch osobowości, coraz mocniej na nas wpływa, by w finale autentycznie nami wstrząsnąć.
Z jednej strony “Dni, których nie znamy” można potraktować jako komiksowy odpowiednik odcinka serialu “Black Mirror”, ponieważ również zagląda w naszą przyszłość i porusza istotne społeczno-psychologiczne problemy. Jedna takie odczytanie, choć jak najbardziej zasadne wydaje się zbyt ubogie. Prostota fabularnego i konsekwentnie rozwijanego pomysłu z czasem przeradza się w jedną z najbardziej pojemnych metafor jakie spotkać można w komiksowej (i nie tylko sztuce). To metafora całego naszego życia, choć z ukierunkowaniem na cały jego dorosły okres. Razem z jego wszystkimi porażkami, realizowanymi lub porzuconymi marzeniami i wszystkimi kompromisami jakie musimy podejmować.
Jest wręcz niewiarygodne, że całe to spektrum treści udało się tu Boucherowi zmieścić, ale tak właśnie jest. Jeden pomysł i jego dwie strony medalu wystarczyły, aby powstało dzieło poruszające i trafiające do nas zarówno w podstawowej warstwie fabularnej, jak i tej metaforycznej, która wcale nie jest głęboko ukryta. Kluczem była tu prostota opartego na artystycznym dualizmie pomysłu, podobnie jak kiedyś choćby w “Dziecku Rosemary” Polańskiego, które można było traktować i jako horror, i jako metaforyczny zapis niepokojów przyszłej matki. Ten rodzaj estetycznej symetrii zagrał w “Dniach, których nie znamy” perfekcyjnie, obnażając całą grozę naszego codziennego życia porwanego przez bezlitosny wir dorosłości. Poznaliśmy tę historię z jednej ręki, kibicując jej bohaterowi w próbach wyrwania się spod wpływu pragmatycznego alter ego. Jednak z czasem rodzi się w nas dojmujące, straszliwe przeczucie, że ta sama historia opowiedziana nam przez drugą stronę osobowości Lubina, z jej perspektywy wyglądałoby dokładnie tak samo.
Dni, których nie znamy
Nasza ocena: - 100%
100%
Scenariusz i rysunki: Timothe Le Boucher. Non Stop Comics 2020