Drugi tom spin-offu “Coś zabija dzieciaki” to najbardziej wymagająca czytelniczej koncentracji odsłona świata wymyślonego przez Jamesa Tyniona IV. Łatwo można pogubić się w fabule “Szkarłatu” zwłaszcza w momentach, kiedy jawa na dobre zaczyna mieszać się z koszmarem bądź wyobraźnią głównego bohatera komiksu.
Mini uniwersum Jamesa Tyniona IV powstało ledwie kilka lat temu a już zdążyło namieszać na komiksowym rynku. O ile w głównej serii to przygody Eriki Slaughter są głównym punktem fabuły, to w “Domu Slaugtherów” twórca postanowił bardziej rozwijać świat przedstawiony i zagłębić się w tajemnice Zakonu Świętego Jerzego. Tynion IV jest jednak na tyle zajętym twórcą, że pisanie scenariuszy do spin-offa powierzył innym artystom. W pierwszej odsłonie, w “Znamieniu Rzeźnika” był to Tate Brombal, natomiast w “Szkarłacie” scenarzystą jest Sam Johns. Obaj co najmniej dobrze wywiązali się z zadania, szczególnie że nie starają się naśladować twórcy głównej serii. Za sprawą ich scenariuszy, poznawanie tajemnic Zakonu odbywa się w zaskakujących realiach. I o ile “Znamię rzeźnika” było nietypową historią miłosną, tak “Szkarłat” jest już mocno skoncentrowany na pojedynczej postaci. z pewnością wyjątkowej na tle innych bohaterów obu serii.
Edwin Slaughter, bo o nim mowa, w Zakonie jest skrybą i pracuje głównie nad księgami dotyczącymi czasów przeszłych. Nosi czerwoną maskę i nie zajmuje się łowieniem potworów. Jednak po pewnym incydencie z dziećmi, które nad wodą znalazły okaleczone ciało dziewczynki, to właśnie on zostaje wysłany by zbadać okoliczności sprawy i zapobiec ewentualnym, dalszym działaniom niezidentyfikowanego potwora. To zadanie przemieni się w niezwykłą wyprawę, w czasie której ani sam Edwin, ani tym bardziej czytelnik nie będzie w stanie stwierdzić co jest jawą, a co koszmarem.
Brzmi intrygująco, prawda? Zwłaszcza, gdy historia ma również odpowiednią oprawę graficzną. Za nią odpowiada w tym przypadku wschodząca, włoska gwiazda Laetizia Caldonici, która potrafi być zarówno liryczna i drapieżna i raczy czytelnika wysmakowanymi kadrami. Bardzo dobrze pasują one do nieoczywistej fabuły napisanej przez Johnsa, który teoretycznie zdradza kolejne tajemnice Domu Slaughterów, ale robi to w taki sposób, że czytelnik w jeszcze większym stopniu błądzi, niż doświadcza jakiegoś objawienia.
Taki właśnie jest drugi tom spin-offa “Coś zabija dzieciaki”. Bardziej traktuje historię w symboliczny sposób, o czym przekonacie się czytając o wyzwaniu, którego podjął się Edwin. Zaklęty w totem Edwina potwór również jest inny niż u pozostałych bohaterów, jego przedstawienie ma bardzo artystyczny posmak, a ich długie rozmowy badają krańce emocjonalnej wrażliwości Edwina. Gdzieś we wnętrzu chłopaka kryją się bowiem inne, wielkie tajemnice, a zadanie które dostał ma je uwolnić, wydobyć na wierzch – takie przynajmniej są zamierzenia jego zwierzchników. I tak się to toczy, do nieoczywistego finału, który przynosi więcej pytań niż odpowiedzi.
Drugi tom to zatem trochę nowy kierunek dla całej serii, bardzo skupiony na wewnętrznych przeżyciach i zmaganiach jego bohatera. Owszem, ci inni, jak Aaron i Jace i oczywiście Erica też są targani przez wewnętrzne demony, ale nie są aż w ten sposób odrealnieni i odlegli od otaczającego świata jak Edwin. A obie odsłony “Domu Slaughterów” (będzie kolejna) pokazują, że można rozwijać świat przedstawiony popularnej serii w nieszablonowy, intrygujący sposób, ze skupieniem na jej niewykorzystanych w głównym cyklu aspektach. Być może nie wszystkim czytelnikom to pasuje, być może woleliby więcej oczywistej akcji, ale trzeba pochwalić starania twórców by ich dzieło nie było jednowymiarowe, tylko pokazywało różne aspekty świata przedstawionego. Czekam zatem z ciekawością na kolejny tom zarówno głównej serii jak i jej spin-offu.
Dom Slaughterów, tom 2. Szkarłat
Nasza ocena: - 70%
70%
Scenariusz: Sam Johns. Rysunki: Letizia Cadonici. TŁumaczenie. Paweł Bulski. Non Stop Comics 2023