Nowy tom “Domu Slaughterów” potwierdza, że to seria pod względem jakości równie dobra jak macierzyste “Coś zabija dzieciaki”. A przy tym mocno różniąca się od pierwowzoru.
Wszystkie wydane po polsku tomu obu serii to już naprawdę pokaźny stosik – widać, że James Tynion IV sukcesywnie rozwija swoje mini-uniwersum, bo to przecież pomysł wart rozwinięcia. I o ile w “Coś zabija dzieciaki” momentami możemy czuć zmęczenie materiału, to w “Domu Slaughterów” czuć, że twórcy (scenariusze na podstawie wskazówek Tyniona IV pisze Sam Johns) złapali wiatr w żagle i w kolejnych opowieściach w intrygujący sposób rozbudowują świat przedstawiony.
O ile w początkach głównej serii cały rys organizacyjny rys Zakonu Świętego Jerzego wydawał się być dosyć prosty, to im bardziej zdzieramy kolejne zasłony, tym mocniej sprawa się komplikuje. Domów jest więcej, rodzajów Masek jest więcej, w końcu więcej jest także udręczonych swoimi doświadczeniami, straumatyzowanych bohaterów. W przypadku pierwszego tomu serii, która opowiadała o pobocznej postaci z “Coś zabija dzieciaki” mogło się jeszcze wydawać, że to projekt jednorazowy, taki pojedynczy strzał, ale najnowszy, czwarty już tom udowadnia, jak wiele jest tu jeszcze do pokazania. A twórcy robią to w ten sposób, że nie tylko odsłaniają kulisy funkcjonowania Zakonu, ale za każdym razem prezentują też nowych bohaterów w różnorodnych rolach. Tak jak w przypadku tytułowego Alabastra, który jest swego rodzaju legendą i zarazem abominacją w strukturze Zakonu – jako grupa i jako pojedynczy członek organizacji jest rodzajem wabika bez własnego totemu, który swoimi infiltrującymi działaniami od stuleci tworzy pole manewru dla innych Masek. I takim, współczesnym Alabastrem jest spoglądający na nas z okładki młody, okaleczony chłopiec. Paradoksem w jego przypadku jest fakt, że mimo że nie ma górnych kończyn, to potrafi walczyć z potworami z dziecięcej wyobraźni niczym sam diabeł. Tak jakby miał się w tej walce zatracić.
Opowieści z “Domu Slauhterów” są bardziej skomplikowane fabularnie niż te z pierwotnej serii, musimy czasem mocniej się skupić, żeby zrozumieć różnorodne niuanse dotyczące zarówno struktury Zakonu, jak i psychologicznych uwarunkowań wpływających na działania bohaterów. I pod tym drugim względem “Alabaster” jest zarówno intrygujący i bardzo niepokojący i z całą pewnością nie traktuje swoich bohaterów ulgowo.
Opowieść o infiltracji pewnej rodziny zastępczej, w której jedno z dzieciaków jest źródłem generowania grasujących po okolicy potworów jest momentami wręcz przytłaczająca. A także, dzięki rysunkom Letizii Canonici smutna pięknem urzekającego koszmaru. Dzieciństwo i dojrzewanie to piekło starają się nam mówić w podtekście twórcy serii, pozbawiając swoich bohaterów nawet chwil szczęścia. Proste i w jakiś sposób beztroskie, czyli takie jakie powinno być dzieciństwo są w tym tomie jedynie okładki Werthera Dell Edery do poszczególnych zeszytów, a reszta to coś, przed czym zarówno bohaterowie jak i czytelnicy nie są w stanie uciec.
Dom Slaughterów, tom 4: Alabaster
Nasza ocena: - 70%
70%
Scenariusz: Sam Johns. Rysunki: Letizia Cadonici. Tłumaczenie: Paweł Bulski. Non Stop Comics 2024