„Dziecięcy kram” Daniela Radziejewskiego, reklamowany jest jako thriller, choć bliżej mu do powieści grozy – o czym wspomina sam autor w Podziękowaniach. Mimo to duchy, których nie brak w tej mrocznej historii nie są najgorszym, czego powinni się obawiać bohaterowie.
Klara Silva nie miała łatwego dzieciństwa. Kiedy w wieku dziesięciu lat dziewczynka widzi ducha, dowiaduje się od matki, że to przypadłość, dotykająca kolejne kobiety w jej rodzinie. Wkrótce później Klara niespodziewanie traci rodziców. W dniu jej urodzin ojciec znika bez śladu, a matka umiera na zawał serca. Osamotniona sierota trafia do domu dziecka, a doświadczenia z dzieciństwa będą rzutować na całe jej późniejsze losy.
Wiele lat później Klara samotnie wychowuje syna i boryka się z licznymi problemami. Nie ma domu ani stałej pracy, a Sao Paulo, w którym żyje to niezbyt przyjazna metropolia… Przypadek jednak sprawia, że los się do dziewczyny uśmiecha. Poznaje tajemniczego właściciela sklepu o uroczej nazwie „Dziecięcy kram”. Alonso Bastos, w raz ze swoim lekko upośledzonym pomagierem ratują je z opresji… by zaproponować zarówno zatrudnienie w sklepie, jak i mieszkanie w starej, rodzinnej willi. Jednak to, co z początku wygląda na uśmiech losu, okazuje się mieć dużo mroczniejszą, niebezpieczniejszą stronę. Kim naprawdę jest Alonso Bastos? Co ukrywa? Jakie ponure sekrety kryje dom na obrzeżach miasta i sam „Dziecięcy kram?
Powieść Radziejewskiego z początku sprawia dość chaotyczne wrażenie, mieszające się z nieco infantylnym stylem kreacji bohaterów (z czym podobny problem był miejscami w bestsellerowym „Inkubie” Artura Urbanowicza”). Autor z początku rzuca nas na zbyt głęboką wodę, by później pomieszać plany czasowe i cofnąć nas wstecz, do początku całej opowieści. I to – choć z początku może powodować poczucie zagubienia u czytającego, finalnie całkiem nieźle się sprawdza. Bowiem kiedy już wejdziemy głębiej w sama opowieść i w świat przedstawiony, poszczególne elementy układanki wskakują na swoje miejsca, a historia nabiera nie tylko odpowiedniego rytmu – wyzbywając się większości wspomnianej infantylności – ale w dodatku potrafi zaintrygować w stopniu wystarczającym, byśmy czytali z wypiekami na twarzy. Bo trzeba przyznać, że Radziejewski, mimo początkowych kłopotów, potrafi zajmująco opowiadać. Gra na czytelniczych emocjach, podrzucając fałszywe tropy, stosując liczne czasowe przeskoki, byle tylko trzymać odbiorcę w napięciu i umiejętnie miesza świat realny z nadprzyrodzonym.
Dodatkowo wielkim plusem powieści jest sprawnie odmalowana sceneria brazylijskiej metropolii, która tchnie autentyzmem. Wybór dość egzotycznego miejsca akcji – jakie autor zna z okresu, kiedy tam mieszkał – to dobry ruch, by uniknąć swoistej tendencyjności, a zarazem mieć okazję charakteryzowania bohaterów z mocno odmiennego kręgu kulturowego. Co akurat zgrabnie Radziejewskiemu wychodzi. Jego Sao Paulo się czuje. Jako miasto pełne sprzeczności, rozdarte między zamożne, dobrze utrzymane i bezpieczne dzielnice oraz rejony slumsów i biedoty, w których króluje przestępczość. Również elementy nadprzyrodzone – choć na pierwszy rzut oka mocno schematyczne – okazują się ciekawym uzupełnieniem fabuły i plasują całość bliżej literatury grozy, niż klasycznego thrillera. Zresztą, każdy, kto zetknął się z literaturą południowoamerykańską, wyczuje pewne charakterystyczne dla niej, kulturowe i stylistyczne naleciałości. Choćby wprowadzanie wątków nadprzyrodzonych, akcentowanych jako nie tylko element składowy fabuły, ale jako część tamtejszej społecznej mentalności kulturowej. To przykład czerpania – choć powierzchownego – z tradycji literatury iberoamerykańskiej i jej nieodzownego elementu, realizmu magicznego. Owszem, język Radziejewskiego jest prostszy, literacko uboższy, a jego powieść ma bardziej popkulturowy wydźwięk, jednak skojarzeń w konstrukcji nie sposób uniknąć.
Jedynym zarzutem, jaki mam do „Dziecięcego kramu” jest to, iż nazbyt wiele autor wyjaśnia w finale, jakby nie dowierzał czytelniczej inteligencji i temu, że złoży on wszystkie elementy składowe równania w jedną całość. A choć finalnej tajemnicy w pewnym momencie można się domyślić – a przynajmniej w dużym stopniu ją przeczuwać – to jednak nie odbiera to lekturze atrakcyjności, wynikającej głównie z nerwowego oczekiwania na potwierdzenie, lub zanegowanie naszym przypuszczeniom.
Powieść „Dziecięcy kram” to interesująca mieszanka historii sensacyjnej i nadprzyrodzonej, a choć oba wątki mieszają się ze sobą w trakcie rozwoju fabuły, to jednak ich rozwiązania okazują się stosunkowo niezależne. Radziejewski potrafi zwodzić czytelnika, podsuwając mu fałszywe tropy i tymczasowo porzucać niektóre wątki, by na koniec do nich powrócić i je dopowiedzieć. To autor stylistycznie bliski wspomnianemu Arturowi Urbanowiczowi, choć „Dziecięcy kram” jest z pewnością mniej wielowątkowy i bardziej skondensowany, niż powieści Urbanowicza. Mimo tego proza Radziejewskiego ma dużą szanse spodobać się właśnie miłośnikom prozy autora „Gałęzistego”.
„Dziecięcy kram” to kolejna powieść spod szyldu vanity, która broni się interesującym pomysłem i niezłym wykonaniem, co sugeruje, by nie skreślać z założenia każdej publikacji wydawanej w tym modelu. Choć nie jest to powieść idealna, to z pewnością broni się i warsztatem i pomysłem, co nie zawsze gwarantowane jest klasycznym modelem wydawniczym.
Dziecięcy kram
Nasza ocena: - 70%
70%
Daniel Radziejewski. Wydawnictwo Novae Res 2021