Gorący temat

Filmiłości – bliskie spotkania z historią filmu [recenzja]

“Filmiłości” to powieść z czułością zapatrzona w to, co było i minęło. Dziś świat filmu rządzi się innymi prawami, inaczej funkcjonuje, co nie przeszkadza czerpać przyjemności ze śledzenia rozciągniętych na wiele lat perypetii bohaterek książki Jacka Melchiora, pasjonujących się historią kina do tego stopnia, że pasja ta staje się większa niż życie.

Każdy, kto ma już trochę lat na karku pamięta jakim niezwykłym fenomenem były wcale nie tak dawno temu powstałe i potem zgodnie upadające wypożyczalnie kaset VHS (z czasem też DVD). “Filmiłości” to nazwa takiego właśnie przybytku, który przez długie lata, aż do spodziewanego końca prowadziła Róża, matka narratorki powieści Jacka Melchiora. Tą narratorką jest Wanda, najmłodsza z rodziny czterech mieszkających wspólnie kobiet – prababci, babci, matki i córki. Jakie taka konfiguracja daje możliwości fabularne łatwo się chyba domyślić – komediodramat w pełnej krasie, a miejscami nawet horror, bo cztery kobiety pod jednym dachem w różnym wieku, to czasami prawdziwy koszmar. Choć w rzeczywistości to koszmar mocno złagodzony przez autora książki, Jacka Melchiora, który o swoich bohaterkach pisze z sympatią, czasem ze współczuciem, opowiadając o swoistym rozdwojeniu jaźni, gdy film, i czerpanie inspiracji z historii kina staje się dla tej czwórki sposobem na życie. 

Dla każdej z nich życie miało być jak film, a jak wyszło, to chyba każdy z nas wie, zresztą fakt, że mieszkają wszystkie razem o czymś już świadczy. Z czasem w ich życiu pojawia się jeszcze syn Wandy, o imieniu Marlon (chyba wiadomo na czyją cześć) i to on jest w jakimś sensie zwiastunem nadchodzących zmian, zarówno w życiu bohaterki i tego, co się dzieje w świecie filmu. Według Jacka Melchiora filmy zamieniły się w filmiki, są coraz krótsze, nie muszą mieć jakieś specjalnej fabuły, ot rolki z Instagramu, przypominające pierwsze eksperymenty braci Lumiere. Tak oto historia filmu zatoczyła koło.

Historia filmu to tak naprawde sfera wymagająca szczególnego wtejemniczenia. Z zasady wiedza na temat filmowych dokonań na przestrzeni tych ponad stu lat z okładem jest u zwykłych widzów bardzo powierzchowna. Chodzą na filmy, które lubią albo które są po prostu dostępne, czasem też z przypadku i tak się buduje nieco chaotyczną filmową wrażliwość. Wanda, czy jej matka są w filmach zakochane, obejrzały ich setki, ale ich znajomość historii kina jest w rzeczywistości nadal pobieżna. Jak bardzo, przekonuje się narratorka powieści trafiając na tajemniczego profesora Langa-Murnaua, który prowadzi dla garstki wybrańców filmową Magiakademie, wyłuskując perły z historii kina od jej samego początku. Takie, o których uważajaca się za filmową maniaczkę Wanda wcześniej nawet nie słyszała.

Dla wielu czytelników “Filmiłości” dziesiątki nawiązań, dziesiątki nazwisk i przytaczanych filmowych scen również będzie jawić się jako niezbadana kraina i w tym jest niezaprzeczalna wartość powieści Jacka Melchiora, nakłaniająca do własnych poszukiwań w tej rozległej, pełnej filmowych skarbów i tajemnic sferze. Dzięki temu wątkowi mamy też większe fabularne zróżnicowanie i całą gamę nowych postaci, bo trzeba przyznać szczerze, perypetie czterech kobiet mieszkających wspólnie mają momenty, kiedy przekraczają już masę krytyczną czytelniczej tolerancji. A tak dostajemy próbkę literackiego realizmu magicznego, bo cały ów temat, na czele z wykładowcą o podwójnym, historyczno-filmowym nazwisku ma w sobie wiele ze zbiorowego  złudzenia, niczym przywoływane w powieści filmy Felliniego.

Choć napisana w lekkim tonie, czasem nawet lekko infantylnym – pewnie z sympatii dla bohaterów – “Filmiłości” rzeczywiście jest komediodramatem. Kino i film, nie mogą być przecież panaceum na wszystko, ale jakimś cudem okazuje się, że w przypadku niektórych bohaterek jednak mogą. Im bliżej końca, tym w książce Melchiora robi się smutniej i poważniej i to nie tylko dlatego, że świetnie prosperującą kiedyś wypożyczalnię filmów czeka wiadomy los. Pewne tajemnice, wokół których od początku krążył autor wychodzą w końcu na jaw i okazuje się, że życie to jednak nie film, choć bohaterki bardzo chciałyby, by tak właśnie było. Najważniejsze, że to właśnie filmy okazują się mieć ostatecznie  terapeutyczną moc i  takie przesłanie historii wymyślonej przez Jacka Melchiora bardziej niż chętnie jestesmy w stanie zaakceptować.

Ciekawym aspektem ze strony filmoznawczej jest wyznaczenie granicy na kino dawniejsze, klasyczne, a to nowoczesne za sprawą “Pulp fiction” Quentina Tarantino, którego filmowej wartości nie jest w stanie zrozumieć profesor Lang-Murnau. Ta cezura coś w sobie ma, nawet mimo tego, że “Pulp fiction”  dzisiaj samo jest uważane za klasykę, ale to właśnie wtedy, w 1994 roku ten rodzaj pokawałkowania, ta epizodycznośc fabuły pogodziły dwa światy, krytyków i przede wszystkim młodych duchem widzów w lot łapiących zamysły faceta, który sam wywodząc się z wypożyczalni filmów stał się wizjonerem kina. A przecież “Filmiłości” ma właśnie konstrukcję niczym “Pulp Fiction” – z narratorką swobodnie przeskakującą ze sceny na scenę, które dzielą czasem długie lata, ze swoistą narracyjną mozaiką i cytatami z filmów, które w finale składają się w zgrabną całość. Dlatego wcale niełatwo gatunkowo zaklasyfikować “Filmiłości”, ale to i tak jest mniej istotne. Na pewno to książka dla czytelników, którzy lubią również oglądać filmy. Po prostu. 

Filmiłości

Nasza ocena: - 70%

70%

Jacek Melchior. Wydawnictwo Szelest 2022

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

Czarny portret – drugowojenna przeszłość kładzie się cieniem [recenzja]

Nowy kryminał Julii Łapińskiej mocno koresponduje z bolesną polską (i nie tylko polską) historią, sięgającą …

Leave a Reply