„Po zbutwiałych schodach” to najnowsza powieść wywodzącej się z estetyki grozy, utalentowanej autorki Anny Musiałowicz, która w dorobku ma takie powieści, jak „Kuklany las”, czy „Śnieg jeszcze czysty”. I ponownie – jak w poprzednich tytułach, sięga Musiałowicz po estetykę realizmu magicznego, by snuć opowieści o ludziach i targających nimi emocjach.
Realizm magiczny to trochę określnik – klucz interpretacyjny, który pozwalał początkowo (może i nadal pozwala) nie nazywać wybitnej literatury fantastycznej fantastyką właśnie. Jednak w samym trzonie, także w definicji, opiera się realizm magiczny na łączeniu świata nadprzyrodzonego, magicznego w pewnym stopniu ze światem realnym. Osadzeni w takim sztafażu bohaterowie nie kwestionują wątku nierealistycznego, magicznego, uznając go za fakt, który niepodzielnie kształtuje ich rzeczywistość i jest jej integralną częścią. Podobnie dzieje się u Musiałowicz, gdzie narrator – główny bohater ma zadziwiającą umiejętność „słuchania”, co szepczą mu ściany mieszkań w starej, rozsypującej się kamienicy. Ten wątek, jawnie nadprzyrodzony, jest podwaliną konstrukcyjną opowieści, w której autorka snuje zawiłe losy mieszkańców owej kamienicy, wydzierając je przeszłości i układając z nich pogmatwany obraz wzajemnych zależności, ale też często tajonych pragnień i fascynacji, mieszających się z lękami i cierpieniem, jakie są nieodzowną częścią każdego ludzkiego życia. W tym quasi – poetyckim sztafażu i fantastycznej otoczce snuje Musiałowicz opowieść o człowieku, ale i o kamienicy, która urasta w powieści, niejako personifikowana, wręcz do miana żywej istoty, tchnącej wspomnieniami minionego życia. A może nawet wielu żyć, niepodzielnie z nią związanych, zakotwiczonych w murach, w ścianach.
Zwraca uwagę nie tylko językowa sprawność autorki – to dla dotychczasowych czytelników zaskoczeniem nie będzie – ale też coraz wyraźniejszy dla jej prozy motyw przewodni, jakim jest zogniskowanie uwagi na rodzinie w bardzo różnych formach. Relacje małżeńskie, rodzicielsko – dziecięce, ale też wzajemne, sąsiedzkie. Powikłany światek zdrad i tajonych, niespełnionych pragnień, ciągłe poszukiwanie poczucia sensu, spełnienia, przestrzeni dla siebie i celowości własnego istnienia zamyka się w niewielkim tak naprawdę obszarze przestrzeni, które jednak dalece wykracza poza ograniczenia czasowe. Niezwykły talent powieściowego narratora do wsłuchiwania się w opowieści szeptane przez kamieniczne ściany pozwala mu niejako podróżować w czasie, odkrywać przeszłość, odsłaniać jej tajemnice. A tym samym obnażać sekrety mieszkańców. Takie, które już, odkryte, nikomu zaszkodzić nie mogą, niczego nie zmienią, nie zniekształcą, nie odmienią niczyjego życia… ani na dobre, ani na złe. Ale zarazem pozwolą zrozumieć prawdę, pozwolą ułożyć całościowy obraz niegdysiejszych zdarzeń. I zrozumieć.
To powieść z jednej strony na wskroś realistyczna – bo spektrum podejmowanych problemów jest jak najbardziej rzeczywista, oczywista wręcz. Każda z historii mogłaby się przecież wydarzyć. A może się nawet wydarzyła, gdzieś, kiedyś? Jednocześnie sama konstrukcja powieściowa osadza ją w obrębie fantastyki, przez wykorzystanie jako podwaliny fabularnej właśnie elementu nadnaturalnego, magicznego na swój sposób.
Kryje się w tej powieści także czysty horror – jakże autorce nieobcy – ale kamuflowany tutaj początkowo, powolnie spiętrzany w tle, niczym rzeka przegrodzona nieszczelną, ale jednak zaporą. Spiętrza się ten horror, ten mrok, kryjący się w przenośni i dosłownie w kamienicznej piwnicy, aby finalnie rozlać się z całym swoim złem, swoim szaleństwem i dosadnie, bezpośrednio spuentować całą powieść i przemodelować nam w głowie jej dotychczasowy obraz.
Udane to zakończenie, na równi niespodziewane, co dopełniające całości, wyjaśniające wszelkie wątki, rozproszone drobiazgi zdarzeń, niby puzzle w końcu zebrane i ułożone w spójny obraz.
„Po zbutwiałych schodach” można kwalifikować gatunkowo jako realizm magiczny, fantastykę, czy wręcz powieść obyczajową nawet – jeśliby przymknąć oko na subtelny wątek nadnaturalny. Jednak niezależnie od gatunkowych kwalifikacji, to nadal powieść znakomita, uderzająca w tony podobne, jak proza Jakuba Małeckiego. To wciąż literatura podszyta grozą – chyba się już całkiem wyplenić horroru z Musiałowicz nie da, za bardzo przesiąkło jej pisanie tym wcześnie uprawianym literackim mrokiem – ale jednocześnie warto zauważyć, jak mocno rozwinęła się autorka w poszukiwaniach własnego stylu, własnego, wyjątkowego literackiego głosu. „Po zbutwiałych schodach” to kolejna opowieść, która udowadnia, jak utalentowane mamy autorki na gatunkowym pograniczu. Warto zwrócić uwagę.
Po zbutwiałych schodach
Nasza ocena: - 90%
90%
Anna Musiałowicz. Wydawnictwo Stara Szkoła 2024