Jedną z głównych domen fantastyki jest światotwórstwo. Kreacja świata przedstawionego zwyczajowo staje się dla utworu fantastycznego podwaliną dla budowania fabularnej struktury. I właśnie od technicznej sprawności w dziedzinie kreacji światotwórczej nierzadko zależy w fantastyce (ale nie tylko) finalny efekt i całościowy wydźwięk dzieła. A co w przypadku, kiedy pisarze otrzymują zaproszenie do świata już gotowego, ukształtowanego, stworzonego w dodatku na potrzeby innego medium? Czy to się może udać? Czy nie ogranicza kreatywności, nie podcina skrzydeł, stawiając bardzo realne ramy dla pomysłów fabularnych, zmuszając twórcę do wpasowania się w zasady i ogólną mechanikę świata przedstawionego, na który – w znacznej mierze – wpływu nie ma?
Cóż, na powyższe pytania odpowiedź nie wydaje się taka jednoznaczna, ale ośmielę się postawić hipotezę, że to zależy w znacznym stopniu od warsztatowej klasy samego twórcy. Literatura (albo szerzej – fantastyka) częstokroć korzysta z takiej franczyzowej formuły, w której kolejni autorzy tworzą w obrębie przygotowanego wcześniej świata, rozwijając go, uzupełniając i rozbudowując podle swojej wizji. Przykładami, z dwóch różnych konwencji zresztą, niech będzie Howardowski Conan, czy „Uniwersum Metro 2033” od Dmitra Glukhowsky’ego. Projekty bardzo zróżnicowane, które – za sprawą licznego grona pisarzy – zyskiwały na przestrzeni lat zupełnie nową tożsamość, choć były budowane w obrębie narzuconego wcześniej, światotwórczego szkieletu.
W przypadku wydanej niedawno przez krakowskie Wydawnictwo Znak, przy współpracy z 11 bit studios antologii „Frostpunk” mamy sytuację podobną, choć punktem wyjścia dla całego przedsięwzięcia nie był utwór literacki, a gra komputerowa, co w znaczący sposób winno wpływać – i wpływa – na konstrukt świata przedstawionego, ale też w dużym stopniu zdaje się ograniczać możliwość użycia licentia poetica w budowaniu opowieści, jako że żelazny zespół zasad narzuca ogólny obraz świata, a nowy, wchodzący w to uniwersum artysta nie może poza ogólny obraz światotwórczy wyjść nazbyt mocno. Nasuwa się więc naturalna obawa o ograniczenie literackiej kreatywności, o pewną, swoistą monotematyczność, narzuconą konsekwencją charakterystyki światotwórczego sztafażu, a w końcu o zbyt skromną przestrzeń dla rozwoju opowieści wynikłą z pozbawienia jej cech podstawowej kreacyjnej niezależności oraz brak możliwości dopasowywania zasad świata przedstawionego na jej potrzeby.
Jednak, jak wspomniałem na wstępie, wszystko zależy od warsztatowej klasy samego twórcy. I tak, kiedy w całej serii o przygodach Conana mamy powieści wybitne i co najwyżej przeciętne, a w „UM2033” zdarzają się perełki i literackie, wtórne kurioza, tak samo pojawiają się nie całkiem bezzasadne obawy, że analogiczna sytuacja może mieć miejsce w przypadku omawianego niniejszym projektu. Z tym zastrzeżeniem, że Wydawnictwo Znak (wraz z redaktorem Michałem Cetnarowskim) bardzo uważnie dobierali skład autorski dla tego pomysłu. I wybrali tylko cztery, ale za to mocarne nazwiska polskiej fantastyki.
Jakub Nowak. Anna Kańtoch. Robert Wegner. Janusz Cyran. Każdy miłośnik literatury fantastycznej w tym kraju musiał choćby zetknąć się z powyższymi nazwiskami. A jest też duża szansa, że zaczytywał się w ich twórczości. Dla z grubsza zaznajomionego z polskim fantastycznym dorobkiem odbiorcy oczywistym również będzie, że wymienieni powyżej autorzy – których łączy fakt pisania z grubsza prozy fantastycznej – na co dzień prezentują nad wyraz odmienne konwencje, począwszy od klasycznej fantasy, po rasową science fiction. Wrzucenie ich więc do jednego uniwersum, ze ściśle ograniczonymi zasadami, opierającymi się na alternatywnej koncepcji historii XIX wieku i następującego w ówczesnym okresie ponownego zlodowacenia, zdawać się może pomysłem co najmniej ryzykownym, by nie rzec – karkołomnym. Ale znów, przytoczę własne słowa – wszystko zależy od klasy twórcy. Tutaj nieprzypadkowo zebrała się czołówka polskich pisarzy fantastycznych, bowiem i zadanie nie należało do najłatwiejszych. Coś, co z pozoru zdaje się bowiem znaczącym ułatwieniem – artyści przychodzą niejako na gotowe, mając przygotowane i z rozmachem nakreślone realia oraz zasady świata przedstawionego – może się finalnie stać przysłowiową kulą u nogi, mocno ograniczającą kreatywność i możliwości budowania fabuły.
Należy się z jednej strony wpasować w nieswoją wszak wizję twórczą, z całą mechaniką funkcjonalną świata przedstawionego, a z drugiej strony poprowadzić własną opowieść, wysnuć ją z istniejącego już pnia scenograficznego i spisać osobistym, indywidualnym głosem.
I tutaj, we „Frostpunku”, każde z autorskiego grona poszło niejako inną drogą, serwując nam cztery bardzo solidne mikropowieści, które, mimo że różne od siebie – jak różna jest wrażliwość autorów i ich ogólna optyka postrzegania świata, przez którą filtrują własną twórczość – okazują się zaskakująco zbliżone w obszarze poruszanej tematyki. Zresztą, tematyki, jaka stała się koncepcyjną podwaliną scenariusza samej gry. A to nie tylko uwypukla wyraźna korelację samego gamingowego scenariusza z jego literackimi rozwinięciami, ale też wyraźnie wskazujące uniwersalizm pewnych zagadnień. Nie tylko w literackim, ale szerszym, bardziej ogólnym ujęciu.
Każda z powieści – choć każda w odmienny sposób – zdaje się zadawać te same pytania. Nie tylko o moralne granice w niemoralnym, coraz mocniej degradującym się świecie, w którym lodowaty ziąb zagraża przetrwaniu nie tylko w ujęciu jednostkowym, ale ogólnospołecznym i cywilizacyjnym. Także – a może przede wszystkim – próbuje odpowiedzieć na odwieczne pytanie ludzkości – znów tak samo w ujęciu indywidualnym, jak i globalnym – o ludzkie poczucie tożsamości, o rolę człowieka w świecie, w jakim żyje, o ogólną korelację na linii człowiek – natura.
Patrząc dalej – ze względu na oparcie fabuły w mocno hierarchicznym, wiktoriańskim szkielecie społecznym – także na determinowanie ról społecznych ze względu na pochodzenie, co jednak w postapokaliptycznym świecie zostaje powolnie, acz nieubłaganie zastąpione społeczna przydatnością, która niejako na nowo określa swoiście kastowy konstrukt relacji społecznych.
Autorzy, każde na swój sposób – opowiadają o kruchości ludzkiej egzystencji, zwłaszcza w konfrontacji z naturalną potęgą żywiołów, względem których tylko buńczucznie zakładamy, iż możemy je okiełznać, zapanować nad nimi. Podkreślają też niejednokrotnie ludzką wolę przetrwania. Tą, często niewidoczną, niespodziewaną siłę wewnętrzną, która pozornie kruche, słabe jednostki pozwala podtrzymać przy życiu nawet w warunkach ekstremalnych. Pojawiają się aspekty ceny, jaką jesteśmy gotowi poświęcić za przetrwanie własne lub tych, którzy są nam najbliżsi, ale też o zbiorową odpowiedzialność społeczną i cenę, jaką – znów w ujęciu ogólnym – gotowi jesteśmy za owo przetrwanie zapłacić.
Czworo autorów, jakże różnych w obszarze warsztatowym, ale i w ujęciu konwencji czy stylistyki, w jakiej tworzą. Zebrani w obszarze jednego świata, jednego uniwersum budują niezależne, osobiste opowieści, połączone wspólnym mianownikiem wykreowanego nie przez nich nawet świata, w którym jednakże każde z nich odnajduje swoją przestrzeń, swoją niszę, pozwalającą im wyrazić siebie. W ujęciu tak artystycznym, jak i ludzkim. Każda z zawartych w zbiorze minipowieści ukazuje przecież pewną oś poglądową, ogniskuje się na konkretnych – mniej lub bardziej kamuflowanych – aspektach zainteresowań, przekonań, czy wręcz odczuć samych artystów! Postawieni – choćby pośrednio – przed moralnymi dylematami związanymi z zarządzaniem społecznością będącą na krawędzi przetrwania, każde z nich stara się wyobrazić sobie obraz społeczności wrzuconej w takie, a nie inne realia, a następnie buduje autorską wizję społeczeństwa nieidealnego, ale przez to uwypuklającego dostrzegane przez samych twórców zagrożenia i problemy.
Oczywiście – jak zawsze – liczy się opowieść. Suspens. Tajemnica. Historia osobista bohaterów, ale również jej rezonowanie z całą społecznością, z realiami świata przedstawionego. Każde z autorskiego grona zagląda gdzie indziej. Czy do wyziębionych chat nieustępliwych badaczy, z dala od ostoi cywilizacyjnych, czy do wciąż wytwornych sal miejskiej Rady, czy też do ponurych, śmierdzących tłuszczem i brudem zaułków zasiedlanych przez ludzi z marginesu. Dzięki tym „wycieczkom” mamy szansę poznać liczne, zwykle mało przyjazne, czasem smutne, czasem straszne, czasem znów tajemnicze oblicza frostpunkowego świata. Hipotetyczne, osadzone na podwalinie fikcji w nierealnym świecie, ale przekładalne na nasze, może jeszcze nie obecne, ale możliwe w przyszłości realia. To nie jest więc futuryzm sensu stricte, ale próba analizy, z jakimi problemami w obliczu kurczących się zasobów i postępującego kryzysu energetycznego możemy się – jako ludzkość – kiedyś zetknąć. Oczywiście obraz tutaj ukazany, we „Frostpunku”, opiera się na odmiennych, niż nasze podwalinach kulturowych, a także (przede wszystkim) technologicznych, ale jednak ogólna mechanika zachowań społeczny pozostaje taka sama. Przyjęty sztafaż steampunkowy co najwyżej go uatrakcyjnia, ale na pewno nie odziera z prawdopodobieństwa, w samym trzonie społecznych zachowań.
Całość wieńczy przepyszny esej – posłowie autorstwa Jacka Dukaja, który mówi nie tylko o wartości gier w typie „Frostpunka” właśnie, ale w szerszym, kulturowym ujeciu znaczenia nauki wyboru i odpowiedzialności za tern wybór. Wcielamy sie wszak w grach tego typu, niby na wpół wszechwładny demiurg, w decyzyjności o losach całego swiata, choćby i wirtualnego. I w odpowiedzialności na dokonywane wybory, które przekładają sie na finalny kształt naszego quasi – stworzenia. A o tym własnie jest i sama gra i powieści stworzone w ramach uniwersum. O dokonywanych wyborach, jakie czynia bohaterowie. I o oddziałowaniu tychże na ich własne środowisko.
Nie jestem graczem, o produkcji 11 bit studios jedynie wcześniej słyszałem. Ale wejście do literackiej wersji świata „Frostpunka” było przeżyciem o tyleż fascynującym, co zdecydowanie ożywczym. Śmiała wizja świata przedstawionego i skonfrontowani z nią znakomici polscy twórcy (których twórczość sam czytuję od lat) były zapowiedzią czegoś co najmniej smakowitego.
Ważniejsze jednak, że nie skończyło się tylko na zapowiedziach. Każdy z twórców, mówiąc potocznie, „dowiózł” opowieść, a co kluczowe – pomimo osadzenia w realiach jednego świata, każdy zrobił to na swój charakterystyczny sposób, w swojej literackiej wrażliwości i z typowym dla siebie, warsztatowym sznytem.
Jeśli szukacie znakomitej antologii fantastycznej, a pojęcia takie, jak steampunk, czy postapokalipsa nie są wam obce, to tutaj znajdziecie wspaniałą syntezę wyżej niewymiecionych konwencji, w dodatku realizowaną przez jedne z najważniejszych nazwisk na polskim poletku fantastycznym. Nic, tylko brać i czytać. Jedna z najlepszych publikacji tego roku? Zdecydowanie tak!
Frostpunk. Antologia
Nasza ocena: - 90%
90%
Jakub Nowak. Anna Kańtoch. Robert M. Wegner. Janusz Cyran. Redakcja Michał Cetnarowski. Wstęp: Jakub Sokalski. Posłowie: Jacek Dukaj. Wydawnictwo Znak Literanova 2024