Gorący temat

Gangs of London – gangsterska „Gra o tron” [recenzja]

Twórca niezwykle popularnego swego czasu indonezyjskiego „Raidu”, Gareth Evans wraca na ekrany z mroczną opowieścią o zorganizowanej przestępczości. I na każdym jej kroku pozostawia swój autorski podpis.

Współczesny Londyn, mozaika osobowości, kultur i wręcz wymarzone miejsce dla nielegalnych interesów. Pośród tego wszystkiego, trzymające pieczę nad strefami wpływów rodziny Wallace’ów i Dumanich. Wypracowany przez lata kruchy rozejm między gangsterskimi familiami a resztą przestępców chwieje się jednak w posadach, gdy w tajemniczych okolicznościach zostaje zamordowana głowa rodziny Wallace’ów. Podczas gdy nieobliczalny syn pała żądzą zemsty i usilnie próbuje odszukać morderców, tajny agent w szeregach mafii zyskuje uznanie popleczników i pracuje nad materiałem dowodowym, a Londyn powoli zamienia się w pole walki konkurujących ze sobą gangsterów, nad ich poczynaniami najwyraźniej czuwa ktoś jeszcze. Ktoś pociągający za sznurki, bezwzględny i wyrachowany na tyle, by zabijać tylko ze względu na stan bankowego konta.

Już na pierwszy rzut oka trudno nie zauważyć paralel między serialem Garetha Evansa a przywołaną w tytule „Grą o Tron”. Historia startuje tu niemal z identycznego punktu, a w tajemniczej śmierci mafijnego bossa wszyscy zdają się mieć ukryty interes. Również pod kątem intrygi czuć, że twórcy mają ambicje poziomem intrygi dorównać wieloletniej flagowej produkcji HBO. To jednak też bodaj najsłabszy aspekt całego show. O ile w większości przypadków, historia trzyma się przysłowiowej kupy, a wszelkie uproszczenia można zbyć machnięciem ręki jako wpisane w gatunek kina akcji, tak już kombinacje które panowie Evans i Flannery wyczyniają w drugiej połowie sezonu potrafią nieco podkopać zawieszenie niewiary. Ba, w pewnym momencie można wręcz odnieść wrażenie, że twórcy z siecią spisków idą o krok (albo i kilka) za daleko i nie dość, że balansują na granicy śmieszności, to jeszcze zapędzają się w kozi róg przy próbie wiarygodnego poskładania tej mozaiki w całość w już potwierdzonym, drugim sezonie serialu.

Wspomnianych punktów zbieżnych z serialową ekranizacją prozy George’a R.R. Martina jest tu zresztą nawet więcej, bo jeśli przyjrzeć się aktorom, szybko okaże się, że znajdziemy tu zarówno Michelle Fairley czy Davida Bradleya jaki i Iana Beattiego, Marka Lewisa Jonesa i Luciana Msamatiego którzy w „Grze o tron” również zdążyli się nam zaprezentować i to w niektórych przypadkach w całkiem okazałych rolach. Tego typu porównania można jednak traktować bardziej z przymrużeniem oka, zwłaszcza, że akurat obsada to wyjątkowo mocny punkt serialu. Ciężko znaleźć tu słabą rolę, a gangsterską familię, z Joe Cole’em w roli Seana Wallace’a na czele można polubić, niezależnie od tego czy jej poczynania mają zawsze sens.

Równie znakomicie prezentują się wszelkiego rodzaju sceny akcji – zarówno te kopane, jak i strzelaniny. Jeśli kojarzycie „Raid”, czyli dokładnie ten film który Garetha Evansa wypromował, to w zasadzie wiecie czego się spodziewać – niesamowicie realistycznych walk, w których w ruch idą wszelkie dostępne pod ręką przedmioty. Choreografia pojedynków robi niesamowite wrażenie, ale warto tu zaznaczyć, że podobnie jak przywołany wyżej indonezyjski akcyjniak, raczej nie jest to rzecz dla osób o słabych żołądkach. Pomińmy nawet niezwykle ciężki, defetystyczny wręcz nastrój całości, podkreślany niepokojącą ścieżką dźwiękową. Najważniejsze, że krew tryska tu na ściany w ilościach nadprogramowych, podrzynanie gardeł i obcinanie rąk to ledwie przystawki przed daniem głównym. Jeśli to was nie przekonuje, zerknijcie w portfolio odpowiedzialnego za reżyserię epizodów 6, 7 i 8 Xaviera Gensa. Tak, to ten pan od „Frontier(s)”.

Niezależnie jednak od poziomu brutalności, „Gangs of London” robi (czasem wręcz piorunujące) wrażenie rozmachem. Szerokokątne ujęcia na panoramę Londynu, dynamika poszczególnych scen i rozrzucenie akcji na różne strony świata – wszystko to jednoznacznie pokazuje, że na produkcję poświęcono naprawdę duży budżet. Dzięki temu wrażenie oglądania dobrze doinwestowanego kinowego sensacyjniaka pozostaje do końca, a okazyjnie pojawiające się fabularne mielizny da się przełknąć dla samej realizacji.

Bez wątpienia napiszę więc, że z „Gangs of London” zaznajomić się zdecydowanie trzeba. W nowoczesnym kinie gangsterskim od jakiegoś czasu mamy posuchę, a serial Garetha Evansa niezwykle efektownie tę lukę wypełnia – nawet jeśli niektóre rzeczy trzeba brać w nim na wiarę, a nad kontynuacją scenarzyści będą musieli wylać kilka kropel potu więcej niż zwykle.

Foto: AMC/SKY – © 2020 AMC Film Holdings LLC i Sky UK Limited.

Gangs of London

Nasza ocena: - 75%

75%

Twórcy: Gareth Evans, Matt Flannery. Obsada: Joe Cole, Sope Dirisu, Lucian Msamati, Michelle Fairley. Wielka Brytania, 2020.

User Rating: Be the first one !

Maciej Bachorski

Pasjonat staroszkolnych horrorów science fiction w stylu "Obcego", "Cosia" czy "Ukrytego Wymiaru", rockowej/metalowej muzyki i przyzwoitej (znaczy, nie tylko single malt) whisky. Pisywał dla "Playboya", "PIXELA", czy "Wiedzy i Życia", a obecnie współpracuje z "Nową Fantastyką", "CD-Action" i "Netfilmem".

Zobacz także

Infamia – romska etiuda o dorastaniu na pograniczu dwóch kultur [recenzja]

Bardzo kusi, by określić Netflixową „Infamię” romską wersją Szekspirowskiego „Romea i Julii”. Kusi, ale chyba …

Leave a Reply