Młodzieżowa seria “Green Class” w czwartym tomie już całkowicie idzie tropem mitologii Lovecrafta, tyle że próbuje to robić w stylu filmu akcji, co niestety gryzie się z prozatorskim dorobkiem samotnika z Providence.
Młodziaki z “Green Class” od początku nie mieli łatwo. Pandemia dopadła ich grupę kiedy byli bardzo daleko od domu i od początku musieli radzić sobie sami w pogrążającym się w chaosie świecie. Z czasem okazało się, że sytuacja jest bardziej skomplikowana i tak naprawdę zaraza jest wynikiem ingerencji w równoległy świat Wielkich Przedwiecznych. Albo mówiąc wprost, winni są ludzie, którzy nie bacząc na konsekwencje otworzyli wrota między światami. Wielka katastrofa jest coraz bliżej, bo choć nad mnożącymi się shoggothami można jeszcze panować, to jeśli w grę wejda ich władcy, ludzkość czeka naprawde wielkie wyzwanie. Szkopuł w tym, że wśród ludzkiej rasy są tacy, którzy właśnie tego pragną, jak kaznodzieja Lyauthey. To on pragnie oczyszczenia ludzkości, to on chce pozwolić na to, żeby Wielcy Przedwieczni opanowali człowiecze umysły. Czy młodzi bohaterowie zdołają go powstrzymać?
Czwarty tom serii “Green Class”, zatytułowany “Przebudzenie” opowiada właśnie o zmaganiach różnych stron konfliktu starających się zapanować nad szybko zmieniającą się sytuacją. Gdzie w świecie Przedwiecznych egzystuje w nowej postaci Noah, który stara się pomóc swoim młodym przyjaciołom. Ci ostatni robią co mogą, ale w zderzeniu choćby z profesjonalistami z wojskowym przygotowaniem mają małe szanse. W końcówce trzeciego tomu widzieliśmy, jak jeden z takich profesjonalistów poradził sobie z dwójką chłopaków, czas więc, żeby do akcji wkroczyły dziewczyny. I tak się dzieje, co podpowiada nam okładkowa grafika z Lindą na pierwszym planie niosącą na plecach wyrzutnię. I cóż, nie będzie to jakiś wielki spoiler, że ta wyrzutnia zostanie w fabule użyta.
Podczas lektury możemy wyraźnie odczuć, że twórcy nie chcą stracić z oczu swoich młodocianych bohaterów, razem z ich rozterkami, bądź poświęceniem, ale nie da się ukryć, że w wielu momentach “Green Class” jednak zwyczajnie ich tracą. W czwartym tomie fabuła niemal nie posuwa się do przodu, wciąż jesteśmy w tej samej lokalizacji (choć są czasem polityczne wstawki z Waszyngtonu), w której trwa walka o otwarcie lub zamknięcie przejścia między światami. Próba sił ma zapewnić emocje, a tak naprawdę zapewnia nam zbyt często fabularny chaos i trochę dreptanie w miejscu co i rusz okraszone strzelaninami i wybuchami. I dlatego seria, która w jej początkach zapowiadała się na coś naprawdę atrakcyjnego, wkracza tym samym z pełną parą w rejony generycznego komiksu frankofońskiego. W tym przypadku wolta polega jedynie na tym, że pandemię wytłumaczono elementami lovecraftowskiej mitologii i postawiono na szybką akcję, a zabrakło nastrojowej atmosfery grozy znanej z opowiadań amerykańskiego autora. Paradoksalnie szybka akcja nie wyklucza u czytelnika ziewania w wielu momentach podczas lektury i dopiero w końcówce, kiedy dochodzi do ważnych rozstrzygnięć, wreszcie zaczynamy się zastanawiać, jakie będą miały one konsekwencje w dalszym ciągu opowieści. Tyle dobrego, że nas to jeszcze ciekawi, ale z pewnością nie ekscytuje. Za jakiś czas się przekonamy, czy warto było na kontynuację czekać.
Green Class, tom 4. Przebudzenie
Nasza ocena: - 50%
50%
Scenariusz: Jerome Hamon. Rysunki: David Tako. Tłumaczenie: Maria Mosiewicz. Egmont 2022