Gorący temat

Mroczne Miasta. Cień mężczyzny – ukryty potencjał [recenzja]

Każdy kolejny tom “Mrocznych Miast” zawsze potrafi czymś pozytywnie zaskoczyć czytelnika. Tak właśnie działa kreatywność duetu Peeters-Schuiten, twórców przedstawiających nam świat, w którym realność nieustannie ściera się z fantasmagorią.

W najnowszej odsłonie “Mrocznych Miast” trafiamy do metropolii, która kiedyś nosiła dźwięczną nazwę Brentano, obecnie zaś mówi się na nią Blossfeldstad. Do tej drugiej nazwy bardziej urzędniczej w brzmieniu pasuje jak ulał bohater “Cienia mężczyzny”, urzędnik ubezpieczeniowy, Albert Chamisso. Za dnia jest cenionym pracownikiem swojej firmy, nocami zaś człowiekiem dręczonym koszmarami. Podobno koszmary męczą go od lat, jednak ostatnio, tuż po zawarciu związku małżeńskiego niezwykle się zintensyfikowały. Sarah, młoda i piękna żona Alberta nie potrafi wczuć się w położenie męża i z dnia na dzień oboje są dla siebie coraz bardziej oschli. Zaniepokojony rozwojem sytuacji Albert szuka leku na swoje dolegliwości i znajduje taki u pewnego jowialnego specjalisty. I staje się tak, że koszmary mijają – te nocne. W zamian pojawia się nowy rodzaj udręki, tym razem związany z działaniem światła.

Wszystko jest wyjaśnione zarówno w tytule albumu jak i na okładkowej grafice. Widzimy na niej Alberta chroniącego oczy przed źródłem światła i rzucającego specyficzny – bo kolorowy cień. I to jest właśnie tajemnicza przypadłość, która zaczyna trapić bohatera komiksu. Inni ludzie zaczynają traktować to jako rodzaj dziwactwa, niepokojącej dolegliwości, która w  miarę biegu fabuły doprowadzi do wykluczenia Alberta ze społecznego obiegu. Bez pracy, bez żony, osamotniony, gdzieś na przedmieściach miasta wydaje się być bez szans w konfrontacji z losem. Czy rzeczywiście?

Czytając “Cień mężczyzny”momentami mamy uczucie deja vu. Pamiętamy, że w jednym z poprzednich tomów serii, w “Pochyłym dziecku” twórcy zajęli się pokrewnym tematem, z tytułową przypadłością głównej bohaterki. O ile jednak w tym tomie chodziło bardziej o akceptację zjawiska, które na pierwszy rzut oka wydaje się rodzajem fizycznej dolegliwości, to w niniejszej opowieści bardziej chodzi o psychologiczne, a nawet  freudowskie z ducha konotacje. Na wierzchu mamy świat przedstawiony, w którym wyraźnie widać kafkowskie wpływy. Albert i inni męscy bohaterowie “Mrocznych Miast” to z reguły urzędnicy ze stłamszonymi przez system bądź otozzenie wewnętrznymi potrzebami. I właśnie ów powszechnie krytykowany, kolorowy – w zasadzie bardziej niezwykły, niż dziwaczny cień Alberta to jakby metafora – albo ukrytego potencjału albo pragnień, których nie jesteśmy w  stanie sami z siebie uzewnętrznić. Potrzebny jest katalizator i zazwyczaj tak się składa, że w “Mrocznych miastach” jest nim kobieta. 

“Cień mężczyzny” to zatem tytuł metaforyczny, ponieważ pokazuje bohatera, który w rzeczywistości sam jest cieniem tego, co w sobie ukrywa – pragnień, namiętności i potrzeb, które będąc niezrealizowane wywołują u bohatera koszmary. Niezwykle poetyckie jest zakończenie tej opowieści, z wyrazistym przekazem dla mieszkańców Brentano, a jeszcze więcej kluczy interpretacyjnych dostarcza posłowie autorów, z którego dowiadujemy się, że przeczytaliśmy mocno zmienioną wersję komiksu w stosunku do jego poprzedniego wydania. To tym bardziej udowadnia,że Peeters i Schuiten są autorami poszukującymi, którzy eksplorują w niezwykle ciekawy sposób związki ludzi i zamieszkiwanych przez nich miast. No właśnie, zarówno w Cieniu mężczyzny” i “Pochyłym dziecku” kwestie architektoniczne schodzą jakby na drugi plan, ale to nie do końca prawda. Architektura, dziwne budowle i niespotykane maszyny są  w “Cieniu mężczyzny” równie mocno obecne budując fascynujące tło dla przypadków Alberta. I cóż, kolejna wizyta w jednym z Mrocznych Miast dobiega w ten sposób końca i pozostaje nam czekać nam na kolejne odsłony serii która potrafi dostarczyć tak wielu estetycznych wrażeń. 

Mroczne Miasta. Cień Mężczyzny

Nasza ocena: - 80%

80%

Scenariusz: Benoit Peeters. Rysunki: Francois Schuiten. Tłumaczenie: Jakub Syty. Scream Comics 2022

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

RIP, tom 6. Eugene: Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy – siły zewnętrzne [recenzja]

Po dwóch i pół roku od wydania pierwszego tomu serii wreszcie dostajemy jej finał. Tytułową  …

Leave a Reply