Gorący temat

Harde Baśnie – baśniowe historie opowiedziane na nowo [recenzja]

0 0
Read Time:8 Minute, 19 Second

„Harde Baśnie” to druga już antologia polskich autorek szeroko rozumianej fantastyki, skupionych w grupie Harda Horda. I kiedy pierwsza – pod jednoznacznym tytułem „Harda Horda” miała na celu stricte prezentację grupy i dawała pisarkom pełną swobodę wyboru tematu, czy gatunkowej konwencji, tak obecna ściśle definiuje przyjęty zakres, którym są przetwarzane na wszelkie możliwe sposoby baśnie, bajki i ludowe podania.

Przetwarzanie legend, mitów, baśni i opowieści, czerpanie z folkloru – na którym zresztą większość baśni nie tylko jest budowana, ale też do niego samego przynależy – to jedno z najbardziej fascynujących zadań, jakich może się podjąć pisarz. Wzięcie na warsztat historii powszechnie znanej, zakorzenionej w społecznej świadomości, funkcjonującej, w wielu różnorakich formach, w popkulturze, to nie tylko wspaniały, pełen potencjału materiał wyjściowy, ale też olbrzymie wyzwanie. Bardzo wiele motywów jest bowiem już na tyle wyeksploatowanych, że naprawdę trudno uniknąć miałkości, wtórności w kreacji kolejnej opowieści konstruowanej na tym szkielecie.

Lista nazwisk w „Hardych Baśniach” zapowiada na tyle solidną porcję literatury – zważywszy wcześniejszy dorobek autorek grupy – że na wejściu dałem znaczący kredyt zaufania tejże antologii. I muszę przyznać, że choć nie każde zawarte w tomie opowiadanie idealnie trafia w moje literackie gusta, to z pewnością nie czuję się zawiedziony po lekturze. „Harde Baśnie” cierpią na typową przypadłość każdej antologii – są w niej teksty na tyle różnorodne, że nie wszystkie mogą trafić na podium i znajdą się w niej opowiadania ciut słabsze, odstające od innych. Na szczęście różnice te nie są znaczące, nie ma w zbiorze historii wyraźnie zaniżających poziom, zwłaszcza w zakresie technikaliów, a różnica w ocenach wynika głównie z różnorodności stylistycznej skupionych w Hardej Hordzie autorek.

Jest tu mnogość konwencji, od fantastyki historycznej, poprzez humorystyczną, po grozę i kryminał. Wszystko mocno zakorzenione w baśniowości, albo przetwarzające klasyczne baśnie i legendy, aż do – często – bardzo niespodziewanych konwencji. Jest tekst, który nijak baśniowym nie jest, ale – paradoksalnie – to jeden z najmocniejszych dla mnie punktów całego zbioru. Ale po kolei.

Antologię otwiera Ewa Białołęcka z „Demonem w studni”. I jakby tytuł nie brzmiał złowrogo, tak finalnie tekst jest bardzo poetycką, choć dość prostą opowiastką, którą czyta się przyjemnie, ale która też nie zapada przesadnie w pamięć. Owszem, ma w sobie nutę nostalgicznej tęsknoty za dzieciństwem, kiedy dopiero zaczynało się rozumieć świat, odkrywać jego cuda. Jednak ciut brakuje mi tu rozbudowanej fabuły, większej, bardziej złożonej opowieści.

W kolejnym opowiadaniu „Sen nocy miejskiej” Magdalena Kubasiewicz snuje interesującą kryminalną historię, osadzoną w zgrabnie nakreślonej scenerii urban fantasy. Sam koncept jest zgrabnie pomyślany, potrafi przykuć uwagę i zaintrygować, a kreacja tak postaci, jak i samej kryminalnej intrygi wypada co najmniej dobrze. Nieco kojarzy mi się z prozą kolejnej z autorek Hordy – Anety Jadowskiej, choć ten tekst kierowany jest do nieco starszego czytelnika.

Aleksandra Zielińska i jej „Białe” to jeden z najmocniejszych punktów zbioru. Przyznaję, prozę Zielińskiej uwielbiam wręcz obsesyjnie, a jej nieliczne niestety powroty z głównego nurtu do fantastyki i grozy zawsze witam i z nadzieją i z radością. „Białe” to mroczna, przejmująca chłodem opowieść, w czasie lektury której włos się człowiekowi jeży na głowie. Jest w tych zdaniach ujęty lęk przed nieznanym, jest pragnienie przetrwania i bezsilność w obliczu wykoślawionej w wyniku niedookreślonych procesów natury. Niby prosta historyjka o rodzinie uwięzionej w trzymanym w kleszczach zimy lesie i o powracającej, dawno zaginionej córce, ale ma w sobie niesamowitą atmosferę niepokoju, która trafia prosto do serca. Wspaniała historia, w której – jak to u Zielińskiej bywa – więcej opowiedziane jest między wierszami, niż w samych, starannie konstruowanych zdaniach.

Marta Raduchowska kojarzy mi się przede wszystkim z solidnym cyberpunkiem, więc zanurzenie się w świat baśniowy spod jej ręki było pewnego rodzaju odkrywaniem nieznanych krain. Interesująca, bardzo dobrze napisana wariacja nt. Czerwonego Kapturka. Nieprzesłodzona, solidnie skonstruowana i przemyślana opowieść, ze zgrabna woltą w finale, jaką może i zaczynamy wyczuwać już w trakcie lektury, to jednak fakt ten nijak nie odbiera uroku ani jej samej, ani całemu „Potworowi z lasu”.

„Róże świętej Elżbiety” Agnieszki Hałas to tekst trudny. Znakomicie osadzony w kontekście historycznych realiów (kto zna co nieco historię katarów i ich tragicznego losu, temu łatwiej będzie się w tej opowieści odnaleźć), utrzymany trochę w konwencji stylizowanej na balladę średniowiecznego barda. W udatny sposób łączy historyczne fakty z baśniowym sztafażem, starannie wplecionym w snutą opowieść. Trudno mi nawet jednoznacznie określić, czy to baśniowość wiedzie prym, czy jednak historiograficzne elementy, bogato okraszone nawiązaniami do mitologii… Mnogość motywów, starannie splatanych przez Hałas w tym tekście nie tylko wysoko stawia poprzeczkę czytelnikowi, ale oferuje mu swoistą literacką ucztę, która powinna zadowolić najwybredniejsze podniebienia. Drugi z mocnych punktów zbioru i potwierdzenie, że Hałas to jedna z najzdolniejszych autorek literackiego fantasy w naszym kraju.

Anna Kańtoch w „Krok przed tobą” eksploruje dość już wyświechtany motyw doppelgangera, czyli, inaczej ujmując – sobowtóra. Typowym dla siebie poetyckim stylem snuje opowieść smutną, finalnie tragiczną. Opowiadanie może i tylko dobre, ale w przypadku Kańtoch poprzeczka jest ustawiona nad wyraz wysoko i sama historia – mimo zwyczajowo znakomitego warsztatu – fabularnie pozostawiła we mnie pewien niedosyt.

„Zazula, kukułeczka moja” Anny Nieznaj to zgrabna parafraza sienkiewiczowskiego „Ogniem i mieczem” z silnie nakreślonym wątkiem fantastycznym. Echa ukraińskiego folkloru i klimat kozackich zajazdów sprawia, że historia ujmuje klimatem i dobrze się czyta. Widać warsztatową sprawność, zwłaszcza w zakresie językowej stylizacji i kreśleniu świata przedstawionego.

Anna Hrycyszyn w opowiadaniu o długim tytule „Detektyw Fiks i śmierć w czerwonym pokoju” stawia na mariaż baśniowego motywu z „Pięknej i Bestii” z historią kryminalną. Bajka w jej opowiadaniu niekoniecznie kończy się szczęśliwie, a i los Pięknej jest daleki do pozazdroszczenia. Kiedy więc dochodzi do tragedii, jej przyjaciółka, wspólniczka w agencji detektywistycznej Fiksa próbuje pomóc… i jednocześnie rozwiązać zagadkę zbrodni. Kolejna w antologii historia w estetyce urban fantasy w zgrabny sposób przetwarzająca baśniowe motywy i kreująca nowe spojrzenie na klasyczną opowieść. Nie tyle kształtuje ją na nowo, co pokazuje odmienną kontynuację, jakiej od baśniowości zdecydowanie daleko.

„Sześć koszulek z łabędziami” Mileny Wójtowicz to opowiadanie humorystyczne, z którym mam duży problem. Ogólnie, bardzo trudno jest pisać fantastykę humorystyczną i nie popaść w kicz i naprawdę nielicznym twórcom się to udaje. Historyjka opowiedziana przez Wójtowicz niby fajnie podjęła temat zombie, ale sama fabuła nie do końca do mnie trafia. Jest prosta, nieco na siłę ironiczna i brak tu zarówno napięcia, jak i zaciekawienia, bowiem oprócz wyjściowego pomysłu niewiele się w opowiadaniu kryje. Nie jest to tekst źle napisany, jednak w zestawieniu z wieloma znakomitymi tekstami w obrębie tej antologii niestety przegrywa.

„Ten, co pośród lodów”, zupełnie nie pasuje do antologii „Harde Baśnie”, bo i nijak nie opiera się na parafrazowaniu baśniowego motywu, ale i nie zawiera pierwiastka fantastycznego, który zdaje się być kluczowym elementem łączącym wszystkie historie w książce. Co nie przeszkadza opowiadaniu Krystyny Chodorowskiej być znakomitym opowiadaniem i jedną z najlepszych historii w zbiorze. Jest w tej opowieści klimat mroźnej Północy, jest izolacja, wyobcowanie, kiedy bohaterowie stają twarzą w twarz dziką potęgą natury. Natury uosabianej nie tylko przez dumnego (i coraz mniej licznego) mieszkańca lodowców, ale przez samą scenerię, w obliczu której ludzka jednostka zdaje się maluczka i niewiele znacząca. Jednocześnie opowiadanie zawiera mocny wydźwięk ekologiczny, ale nie w formie hasłowego gardłowania, a solidnie przygotowanej prezentacji, zgrabnie zaimplementowanej w ciekawą, klimatycznie nakreśloną historię. Wspaniałe, choć zupełnie nie baśniowe opowiadanie.

„Klątwa Hexenwaldu” to zgrabna wariacja nt bajki o Jasiu i Małgosi w wykonaniu Anety Jadowskiej. I choć tęsknię nieustająco do historii spod jej pióra w duchu „Bożego dłużnika” (z antologii „Inne światy”), to rozumiem przyjętą przez autorkę konwencje literacką, skierowaną głównie do nastoletnich dziewczyn i operującą w estetyce urban fantasy. Tu ponownie eksploruje swoje własne realistyczno – magiczne uniwersum Thornu (będące wszak alternatywną wersją Torunia, w którym mieszka) i wraca do jednej ze swoich kluczowych postaci, Dory Wilk. Jest to całkiem zgrabna historia, utrzymana trochę w konwencji kryminału, gdzie Jadowska przetwarza alternatywną wersję klasycznej bajki, ale nie w odsłonie braci Grimm, ale Hansa Traxlera, który zabawił się słynnym motywem, nabierając z początkiem lat 60-tych nie tylko media, ale i sporą liczbę badaczy. Historia Jadowskiej jest bardzo charakterystyczna dla jej twórczości i wiernym fanom z pewnością się spodoba. To tekst skierowany do określonej grupy czytelników i jako taki spełnia doskonale swoje założenia. Jadowska już dawno zdecydowała co, jak i dla kogo chce pisać i konsekwentnie swój cel realizuje. A mnie pozostaje czekać na kolejne historie w stylu wspomnianego „Bożego dłużnika”, jaki zdecydowanie trafia do mnie bardziej, niż przygody Namiestniczki Thornu.

„Idzie, powtarzał wiatr” już od pierwszego zdania wskazuje, że Marta Kisiel składa swoisty ukłon dla „Wiedźmina” Sapkowskiego. Zresztą, w całości opowiadania te odniesienia widać, nie są one jednak sygnalizowane wtórnością, ale wykorzystaniem podobnych motywów. Bohaterka Kisiel – Widma, podobnie jak Gerald u Sapkowskiego, wzywany jest, kiedy nadnaturalne, potworne nie daje spokoju żywym. Jednak, kiedy niebezpieczeństwo zostaje zażegnane, tak widma, jak i wiedźmin stają się balastem, aberracją i spotyka się nie tylko z niechęcią czy ostracyzmem, ale i z realnymi przejawami agresji. Kisiel nawiązuje do „Upartego dziecka” – krótkiej, i chyba najbardziej przerażającej baśni braci Grimm, jaką dane mi było czytać. Ale kiedy tamta historia była krótka i w swoim moralizatorskim wydźwięku na wskroś nieczuła i brutalna, tak opowiadanie Kisiel aż kipi od emocji. I jest naprawdę świetną historią, kolejnym powodem, przez który warto sięgnąć po „Harde Baśnie”.

Zamykające antologię opowiadanie „Życzenie Wróżki Chrzestnej” Aleksandry Janusz sprawia wrażenie swoistej, obyczajowej parafrazy jej własnego życia osobistego i domowego ogniska (może to nadinterpretacja, aczkolwiek to nieodparte wrażenie towarzyszyło mi bezustannie przy lekturze) i osadza w rolach baśniowych postaci – jak tytułowa Wróżka czy Smok, ją samą i jej najbliższych. Obrazek obyczajowy, bardziej stylistyczny eksperyment, niż pełnoprawne opowiadanie i nie do końca mnie zajęło, ale z drugiej strony zgrabnie domyka całość antologii, pokazując, jak wdzięcznym do przetwarzania jest sam wyjściowy materiał, którym są baśnie.

Antologia „Hardych Baśni” to pokaz siły kobiecej fantastyki. Różne autorki, różne style, pomysły, odmienne spojrzenia na literaturę. Niezmiennie przykłady talentu, pasji i radości z pisania. Ale też ważny akcent, że pisanie dobrych historii nie jest tylko męską domeną i nasz rodzimy rynek książki również ma się czym w tej kwestii pochwalić. Najmocniejsze punkty w tym konkretnie zbiorze są zasługą Zielińskiej, Hałas, czy Kisiel w zakresie baśniowej parafrazy i Chodorowskiej, która odstaje konwencją, ale nie jakością, serwując opowiadanie niefantastyczne gatunkowo, ale w kontekście walorów literackich prezentujące najwyższy poziom.

About Post Author

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.
Happy
Happy
0 %
Sad
Sad
0 %
Excited
Excited
0 %
Sleepy
Sleepy
0 %
Angry
Angry
0 %
Surprise
Surprise
0 %

Harde Baśnie

Nasza ocena: - 80%

80%

Różni autorzy. Wydawnictwo SQN 2020

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

My. Kronika upadku – rosyjskiego obywatela rachunek sumienia [recenzja]

Dla fanów postapo nazwisko Glukhovsky wiele znaczy. I wskazuje na jedną z ważniejszych rynkowych serii …

Average Rating

5 Star
0%
4 Star
0%
3 Star
0%
2 Star
0%
1 Star
0%

Leave a Reply