Gorący temat

Hoka Hey! – pozwólmy ofiarom wykrzyczeć swój ból [recenzja]

„Hoka Hey!” mnie zaskoczył. Spodziewałem się klasycznego, westernowego ujęcia, przesyconego utartymi (i krzywdzącymi stereotypowo) kliszami. Dostałem o wiele więcej (i inaczej) w warstwie opowieści. A graficznie? To doprawdy istne cudo!

Sam tytuł odwołuje się do bojowego zawołania Dakotów i ma wzbudzać zarówno strach wśród przeciwników, jaki i rozpalać odwagę w sercu wojownika, który go artykułuje. Ale – sam w sobie – jest też ważnym symbolem przynależności kulturowej i świadomości własnego pochodzenia. A ta właśnie symbolika to główna oś historii, jaką opowiada nam – słowem i obrazem – francuski artysta kryjący się pod pseudonimem Neyef.

Fabuła pozornie prosta, oparta na schemacie opowieści inicjacyjnej porusza problem szeroko zakrojonych działań przymusowej asymilacji rdzennych Amerykanów ze świeżym wciąż, choć już z grubsza okrzepłym (bo w końcu minęło sto lat z okładem) narodem amerykańskim. W tym celu dzieci z lokalnych plemion wysyłano siłą do katolickich szkół, by uczyć je wiary i kultury „białego człowieka”, a tym samym zatrzeć w nich poczucie rzeczywistej narodowej przynależności oraz wykorzenić wiedzę i wszelki sentyment do ich rodzimej kultury i wierzeń.

Jednym z takich dzieci jest Georges, którego poznajemy w trakcie recytowania fragmentu Biblii pastorowi – zarządcy rezerwatu, w trakcie sielankowego pikniku z pewną damą…
Niespodziewane pojawienie się grupy bandytów – dwójki Dakotów i towarzyszącego im Irlandczyka – wyrywa Georgesa z pozornie sielankowej egzystencji, ale jednocześnie daje mu szansę na szukanie odpowiedzi, kim jest tak naprawdę.

Banda Małego Noża – opętanego żądzą zemsty na mordercy matki – staje się zaskakująco dla malca przyszywaną rodziną, która obnaży przed nim to, co mu odebrano i nauczy rozumieć, kim jest w głębi duszy. Oczywiście ścieżka przestępstwa, jaką kroczy ta grupa jest naznaczona krwią i śmiercią, a te z kolei zawsze doczekają się reakcji i kary. Czy adekwatnej do czynów – oraz, czy one same motywowane były słusznymi pobudkami – to już zupełnie inna kwestia.

Nie zmienia to faktu, że mały Georges będzie musiał wybrać. To, kim jest. Kim się czuje, w co wierzy i jaką ścieżka chce podążać. Oraz to, czy i w jego duszy rozbrzmi wojenny zaśpiew Hoka Hey!

Komiks Neyefa to inteligentnie opowiedziana historia o próbie odnalezienia własnej, tłumionej przez narzucane, środowiskowe wpływy tożsamości, ale też o trudach życiowych wyborów. Wierność sobie i własnym przekonaniom niekoniecznie jest ścieżką łatwą i wolną od wyrzeczeń. A zemsta zawsze pozostawia po sobie gorzki posmak. Ale być może są wartości, o których nie wolno zapomnieć, których nie wolno zbagatelizować, mimo zapłaty, jaką przyjdzie ponieść za bezwzględne i kurczowe trzymanie się ich?

To opowieść mocno balansująca na krawędzi westernowych stereotypów, ale jednocześnie dalece za nie wybiegająca i próbująca pokazać ówczesny świat w szerszym, nie tak czarno – białym kontekście. I myślę, że to podjęcie tematu rugania tożsamości rdzennych Amerykanów Neyefowi wyszło naprawdę dobrze. Udało mu się opowiedzieć ciekawą, nakreśloną gawędziarsko opowieść, przeraźliwie smutną, ale i ciepłą, i na swój sposób piękną. Ale jednocześnie zdołał dać świadectwo zdarzeniom, o których wielu nie wie, inni nie pamiętają, a o których świat zdaje się coraz częściej, coraz otwarciej mówić. Popkultura (i nie tylko) zaczyna przypominać sobie o ofiarach budowania północnoamerykańskich państw, które powstał na trupach rdzennych mieszkańców tamtych ziem.

Dużo ostatnio przebija się w tym temacie o Kanadzie – również dotychczas bardzo opornie rozliczającej własne grzechy założycielskie. Mieliśmy głośny reportaż „27 śmierci Toby’ego Obeda” Joanny Gierak-Onoszko, a pokrewna problematyka silnie akcentowana jest również w kanadyjskim serialu „Three Pines”, gdzie problem pamięci o przymusowej asymilacji rdzennych społeczności i krzywd z tego wynikających stanowi znaczący element całej osi fabularnej. „Hoka hey” zdaje się wpisywać w podobny nurt „mówienia prawdy” o grzechach cywilizacyjnego postępu i budowania zrębów państwowości bez oglądania się na ponoszone ofiary. To ważny głos? Mam wrażenie, że tak. Choć może się wydawać, że nijak ma się niespełna czterdziestoletni Francuz (który wiele lat spędził w Niemczech), do kulturowej eksterminacji Dakotów na terenie USA, to jednak jego autorski komiks pokazuje, że wrażliwość nie ma narodowości, a o historii potrafi opowiadać zajmująco także ten, którego ona bezpośrednio nie dotyczy. I nijak nie traci ta opowieść na wiarygodności. A może nawet zyskuje – konieczną perspektywę i dystans dla nie przemilczania i nie wybielania którejkolwiek ze stron?

Graficznie – jak wspomniałem – to naprawdę cudo. Od skrajnie starannych, realistycznych rysunków, poprzez wyśmienite dopracowanie kadrów aż po oszałamiające wręcz opanowanie światłocienia – ten komiks został dopieszczony naprawdę w każdym szczególe. Wystarczy spojrzeć na perfekcję ukazania promieni słonecznych przenikających przez listowie na początkowych planszach. Albo na światłocienie w scenach noclegu przy ognisku. I od razu widać, że to szkoła najwyższej próby i choćby dla samego rysunku warto ten komiks poznać.
Co ciekawe, zdaje się kreska w „Hoka Hey!” znacząco różnić od tego, co zwykł Neyef rysować zazwyczaj. Znika gdzieś (no, może nie całkiem, ale jednak) ta cartoonowo – mangowa maniera widoczna na jego wielu wcześniejszych pracach, by w tym albumie ukierunkować się bardziej na realizm. Nie tylko w grze światłocieniem, nie tylko w kolorach, ale też w szczegółach tła (najmocniej), a i samych postaciach.

Nie zmienia to faktu, że Neyef okazuje się artystą niezwykle obiecującym i z przyjemnością poczytałbym inne jego komiksy. Mam nadzieję, że Lost In Time nie porzuci współpracy z tym twórcą i jeszcze inne jego dzieła na polskim rynku zobaczymy. Moim zdaniem – bardzo by było warto!

Hoka Hey!

Nasza ocena: - 90%

90%

Scenariusz i rysunki: Neyef (Romain Maufront). Tłumaczenie: Jakub Syty. Wydawnictwo Lost In Time 2023

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

Pożeracze nocy tom 1: Pożeraczka nocy [recenzja]

Duet autorek znanych z “Monstressy” powraca w zupełnie nowej  opowieści. Jeśli  kogoś zmęczyła już wcześniejsza …

Leave a Reply