Ostatni tom spin-offu “Baśni” niespodziewanie okazał się najlepszą ze wszystkich trzech odsłon opowieści o Jacku Hornerze.
Dla czytelników, którym w jakiś sposób mogła umknąć historia łącząca wydarzenia z drugiej i trzeciej części “Jacka z Baśni” zaczynając lekturę niniejszego tomu mogą czuć się zdezorientowani. Prawda jest jednak taka, że po spin-off serii Billa Willinghama sięgnęli raczej znawcy tematu, czyli ci, którzy mają za sobą “Wielki Baśniowy Crossover”, w którym rozstrzygnięto na łamach “Baśni” ciągnący się od początku pobocznej historii Jacka wątek Literałów. Dlatego też sytuacja wyjściowa w ostatnim tomie jest jak czysta karta dla samego Jacka i innych znanych z tej serii bohaterów. Rzecz w tym, że na okładce widzimy nie zadufanego w sobie Baśniowca, tylko znanego nam już dobrze jego syna, Jacka Frosta. I to jest najpoważniejsza zmiana, która charakteryzuje trzeci tom “Jacka z Baśni”.
Wróćmy jednak do głównego bohatera, choć jak się okazuje, tych tytułowych możemy mieć dwóch. Jack Horner, po niezwykłych perypetiach z Literałami rusza w kolejną podróż przez Amerykę z nieodłącznym Garym u swego boku. I o ile pierwszy rozdział, w którym wspomina swoją przygodę w Afryce, parodiującą “Tarzana wśród małp” zapowiada kolejną dawkę standardowych dla tej serii, wyssanych z palca przygód, to w miarę dalszej lektury okazuje się, że Bill Willingham miał na rozwój (czy raczej zastój?) swojego bohatera całkiem inny, naprawdę zaskakujący pomysł. Zaczyna się dość niewinnie, od tego że Jack zaczyna regularnie tyć, a potem dzieją się znacznie dziwniejsze rzeczy. Zresztą sami sprawdźcie.
To co się wydarza z Jackiem Hornerem wpływa na fabułę w tak znacznym stopniu, że większość tego tomu stanowią przygody Jacka Frosta. I to przygody nie byle jakie – czuć w tych zeszytach, a szczególnie w pięcioczęściowej „Królowie ziemi i nieba” ducha głównej serii. Tak naprawdę nigdy w pełni nie przekonałem się do tych solowych perypetii Jaśka, momentami wydawały się tworzone na siłę, tak samo jak wkładany w nie humor. I oto w przygodach Jacka Frosta odnajdujemy to, za czym tęskniliśmy czytając przygody dupkowatego Jacka. Lekkość fabuły i lekko podany humor, niezwykłe pomysły, które w tym przypadku łączą fantasy z cybernetycznym science fiction oraz bohatera, który już nie drażni, tylko raczej rozczula swoją rycerską z ducha naiwnością. To chyba najlepsze momenty tej serii.
A potem nadchodzi finał, który wszystko zmienia. Jakby nagle twórcy przypomnieli sobie, że gdzieś tam ten niesforny Jack Horner tkwi i czeka na rozstrzygnięcie swoich losów. A wraz z nim inni, zepchnięci na całkowicie boczne tory bohaterowie, którzy po całej scysji z Literałami nie mogą znaleźć sobie odpowiedniego miejsca na świecie. I w tym momencie zaczyna się prawdziwa jazda. Bo Willingham postanowił pójść na całość i dać nam prawdziwie epicko-szalony finał.
To co się wydarza, powstaje w myśl zasady, że kreator może wszystko. Dostajemy finał, w którym najpierw fabuła trzeszczy w szwach, a potem można powiedzieć, że się rozpada, z ważkimi konsekwencjami dla zaangażowanych w nią wszystkich postaci. Być może niektórzy odbiorcy będą twierdzić, że Willingham nie miał pomysłu i zakończył serię nagłym przytupem, ale w rzeczywistości trzeba ją odczytywać na metaliterackim poziomie i taką perspektywę przyjąć do odczytanie wydarzeń w tym tomie – którą zresztą na początku niniejszej przygody, autor wyraźnie zasygnalizował podczas wędrówki Jacka z Garym. Cóż, koniec jest jaki jest, ale wystarczy spojrzeć na ostatnią planszę by utwierdzić się w przekonaniu, że przygody niektórych bohaterów nigdy się nie kończą.
Jack z Baśni, tom 3
Nasza ocena: - 75%
75%
Scenariusz: Bill Willingham i inni. Rysunki; Russell Braun i inni. Tłumaczenie: Jacek Drewnowski. Egmont 2024