Z Jakubem Bielawskim, autorem bestsellerowej “Ćmy”, “Dunkela”, a także zbioru opowiadań “Słupnik” rozmawiamy o najnowszej powieści, Śląsku, jego historii i teraźniejszości. O wcześniejszych publikacjach, o istocie zła i o tym, czy świat jest naprawdę tak brudny i szary, jak w jego książkach.
W „Dunkelu” spoglądasz w przeszłość, na Śląsk zasiedlany po wojnie. To przeszłość zamierzchła, dla wielu współczesnych czytelników prawdziwa terra incognita. Skąd pomysł, by pokazać tamte czasy, tamten świat? I to zamknięty w estetykę powieści grozy?
Wiesz, ja się wychowałem na tych opowieściach, w sensie na opowieściach z tamtych czasów, z tamtego świata. Myślę z resztą, że nie ja jeden. Większość moich rówieśniczek i rówieśników coś tam słyszała, coś zapamiętała, po swojemu poprzekręcała i potem karmiła resztę tymi kalekimi eposami z pionierskich, powojennych czasów. Mój dziadek Franek, w zasadzie pradziadek, ale zawsze mówiłem dziadek i tak już zostanie, mój dziadek Franek też od małego wciskał mi różne kity na temat swojej młodości. Chyba nawet parę razy kapnąłem się, że mnie wkręca, ale to i tak były pierwszorzędne bujdy. Skoro więc wyrosłem na takim gruncie to reszta wydaje mi się już naturalną konsekwencją, nie sądzisz?
Dodam jeszcze, że pierwszy raz pomyślałem o napisaniu czegoś w tej scenografii podczas oglądania ,,Zimnej wojny”. Pierwsze kadry tak mocno chwyciły mnie za pysk, że ciężko było się z tego otrząsnąć. Później wpadła mi w ręce ,,Wielka trwoga” Marcina Zaremby i już było po chłopie. W sensie po mnie, nie po doktorze Zarembie.
A dlaczego groza? Nic innego nie umiem pisać.
Cechuje tę powieść bardzo staranne odmalowanie historycznych czasów i miejsca akcji. Jak trudny był reaserch? I ile ci zajęło przygotowanie do pisania tej książki?
Dłubanie w przeszłości to poniekąd moja praca. Cały czas pracuję nad jakimś reaserczem. Od tylu lat siedzę w tych czy innych źródłach i opracowaniach, że ciężko mi rozdzielić świadome poszukiwania od korzystania z moich doświadczeń i wcześniejszych prac. Na studiach na przykład, w ramach zajęć, recenzowałem zbiór przesiedleńczych wspomnień – ,,Skąd my tu?”. Tego typu szczęśliwych ,,zbiegów okoliczności” było więcej. Dorzuć do tego wspomnianą wcześniej ,,Wielką trwogę” i bibliograficzne wskazówki w niej zawarte, kilka wizyt w księgarniach i bibliotekach, wspomnienia rodzinne przerabiane po wielokroć i w reszcie kilka dedykowanych wywiadów ze świadkami historii. Są ludzie, którzy naprawdę potrzebują o tym opowiedzieć. Ja zaś mam duże uszy i wreszcie czuję, że mi się na coś przydały.
„Dunkel” to książka, która zdaje się być jeszcze bardziej hermetyczna, niż wcześniejsza „Ćma”. Głównie przez archaizowany język i tematykę całościowo opartą – jak wspominaliśmy – na realiach powojennej historii Śląska. Bałeś się odbioru tej powieści przez czytelników?
Sam nie wiem. Bardzo chciałbym, żeby to co robię podobało się innym. O to chyba poniekąd chodzi. Mam to szczęście, że zarówno pisanie, jak i praca w szkole, dają możliwość uzyskania informacji zwrotnej. Chociaż czasami, patrząc na niektóre opinie, miłość własna cierpi na tej ewaluacji. Nie zmienia to jednak faktu, że piszę pewne rzeczy, bo po prostu czuję, że one muszą być napisane. Mam jakiś wewnętrzny imperatyw do psucia ludziom humorku i nie za bardzo mogę coś na to poradzić. Z resztą to nie ja ryzykowałem, tylko wydawnictwo. To oni wrzucili w to kasę i czas, z mojej strony to był tylko czas. Z resztą, po tym jak już uzależniłem się od pisania ciężko byłoby mi nie podjąć się takiego tematu niezależnie od potencjalnego odbioru. Nałóg to nałóg, przecież jeszcze nie dawno pisałem za frajer i pewnie wrócę do tego kiedy już wszyscy zorientują się, że tak naprawdę nie mam pojęcia co robię z klawiaturą. Ale nie mów tego ludziom z Vespera, bo jeszcze zaczną mi ciąć zaliczki!
Sprawdź, gdzie kupić:
Śląsk i jego historia to tematyka mocno kontrowersyjna. Nadal chyba nieminione pragnienia o autonomii, przyłączenie go w okresie powojennym do Polski, relokacja mieszkańców i ponowne zasiedlanie – to blizny, które nadal w mentalności Ślązaków tkwią, niby przyschnięte, ale nie wyleczone. To pewna próba rozliczenia tamtego okresu?
Jeśli chodzi o autonomistów i środowiska celebrujące śląską tożsamość to muszę Cię rozczarować. Na Dolnym Śląsku wszyscy niemal jesteśmy jedną wielką, skundloną mieszanką wyrwaną z korzeniami z dawnych hajmatów, małych ojczyzn i zabużańskich zadupi. Nie mamy gwary, narzecza choćby, toponomastyka często leży i kwiczy, a nawiedzone od wieków miejsca wymyślamy na kolanie żeby postraszyć młodszych kolegów w wakacyjne noce. Daj nam jeszcze ze trzy, cztery pokolenia i pewnie wtedy pogadamy o jakimś małym separatyzmie lub piątej czeskiej kolumnie.
Jesteś historykiem, ale też Ślązakiem. Na ile „Dunkel” to dla ciebie powieść osobiście rozliczeniowa? Dajesz w niej głos swoim przodkom?
Cały czas czekam na reakcję rodziny i nie ukrywam, że trochę się boję. Powtarzam sobie, że przecież to fikcja, że ja tylko użyłem rodzinnego podkładu, reszta to mieszanka różnych doświadczeń i mojej chorej wyobraźni. Blame the game, not the player. Zobaczymy jak będzie. Tak w ogóle to jestem leniuszkiem i nawet imion nie zmieniłem, także tego. Wnioski wyciągnijcie same Drogie Czytelniczki.
Tak, jestem Ślązakiem, albo nawet Zdolnym Ślązakiem. Taki lokalny suchar. Magna Silesia to jednak abstrakcja, moje doświadczenia i doświadczenia moich rówieśników z Gliwic czy Katowic to jednak trochę inne historie. Pewnie, wszyscy dorastaliśmy w syfiastych latach 90 i dwutysięcznych, oglądaliśmy bajki po angielsku z ,,satelity” i żarliśmy za dużo cukru, ale jednak oni mieli swoje rodzinne opowieści, a my swoje. Nie wiem jak się zakorzenia pośród pokładów węgla kamiennego. Mogę jedynie powiedzieć jak to jest badać grunt u podnóża Gór Sowich.
Scenografia twoich tekstów jest zwyczajowo szara, brudna, zabiedzona. Ponura i odpychająca. Trwająca niejako w stagnacji, poza rozwojem, postępem. Ale nawet przyroda nie zachwyca, nie ubogaca świata przedstawionego, ale solidaryzuje się w tej szarości, w tym zniechęceniu. Tak widzisz świat wokół siebie?
Jeszcze gorzej. Tutaj troszeczkę ubarwiam, żeby mnie nie zwolnili i nie zapakowali do jakiegoś ośrodka. Ja jestem naprawdę ponurym człowiekiem. Przepraszam.
Z resztą, czy ten cały syf, zgnilizna i rozpad nie są piękne? No są, muszą być! Nic innego przecież nie mamy.
Już we wcześniejszej książce – „Ćmie” – sięgasz po tematy kontrowersyjne, trudne, skomplikowane. Pisanie to dla ciebie sposób na społeczny komentarz do tematów, które są dla ciebie ważne?
Tak mi się wydaje. O to chyba w tym chodzi, w pisaniu znaczy, żeby mówić i pisać o tym co dla nas ważne. Cóż ja, mały żuczek, mogę poradzić na to, że życie jest skomplikowane, a rzeczywistość, która nas otacza nie należy do najwdzięczniejszych?
„Ćma” to w dużej mierze bardzo surowa ocena społeczna polskiej młodzieży – zagubionej, nie radzącej sobie z uczuciami, z emocjami. Dodatkowo, okazuje się niezwykle trafnie wpisywać w dyskurs nt. lgbt w Polsce. To próba zwrócenia uwagi na problem? Na to, że nie potrafimy rozmawiać z dorastającymi dziećmi, że zostawiamy je same sobie, nie bacząc na konsekwencje?
Nie wiem czy uznałbym ją za surową. Ja naprawdę starałem się nie oceniać nikogo przy okazji pisania ,,Ćmy”, a już zwłaszcza głównych bohaterek. Wydaje mi się wręcz, że z nimi sympatyzowałem, że wciąż sympatyzuję. A to, że spotyka je to co je spotyka? Taka estetyka, takie życie, takie realia. To nie my, nie ja, Kaja, Nina czy ich rówieśnicy, ani też moi obecni uczniowie, ale pokolenie naszych rodziców i dziadków tak a nie inaczej poukładało ten kraj. To oni odwalili fuszerkę w wielu miejscach i teraz to młodzi muszą się w tym kisić. Od razu dodam, że szczerze wątpię czy moje pokolenie zrobiło by coś lepiej. Inaczej – na pewno, ale czy lepiej? Tak czy inaczej nikt mi nie płaci pensji ministerialnej, dyrektorskiej, nie pobieram diety ani apanaży i w związku z tym mogę sobie pozwolić na złośliwie i bezprzedmiotowe złośliwości. Ja swoją pracę tak jak ją rozumiem, staram się wykonywać jak najlepiej potrafię. Czy to mi wychodzi? Nie wiem, nie mnie oceniać. Chciałbym wierzyć, że tak. Mam jednak nieodparte wrażenie, że to w jakiej rzeczywistości przyszło dorastać mojemu pokoleniu, czy też pokoleniu mojej chrześnicy to jest, cytując internetowego klasyka, jakiś kurwa dramat. Jasne, większość z nas nie cierpi głodu, wojnę znamy z telewizji i Internetu, ale polecam sprawdzić badania socjologiczne analizujące perspektywy rozwoju zawodowego, możliwości zakładania rodziny i układania sobie życia na własnych zasadach wśród osób do trzydziestego roku życia. Warto też zwrócić uwagę na to jak postrzegają to same zainteresowane i zainteresowani. To jebnie. W zasadzie, patrząc na wydarzenia z ostatnich dni, tygodni, miesięcy i lat to w zasadzie już się dzieje.
Sprawdź, gdzie kupić:
W twoich książkach zło zazwyczaj jest nieuosobione, niedookreślone. Zdaje się infekować człowieka słabego, niepogodzonego ze światem, a przez to bardziej podatnego. Zło czynią słabi?
Z mojej perspektywy wszyscy jesteśmy słabi, wrażliwi i podatni na zło. W zasadzie wydaje mi się, że dużo bliżej nam do zła, a przynajmniej do bardzo nieprzyjaznej obojętności niż do dobra. Te pozytywne, chwalebne zachowania to raczej wyjątki, drobne płomyczki w ciemnej nocy.
Zło czynią ludzie. Wszyscy, słabsi i silniejsi, mądrzejsi i głupsi. Tacy jesteśmy.
W zasadzie, kiedy teraz o tym myślę, to wydaje mi się, że nawet ciężko mi powiedzieć, że to jest zło w kontekście aksjologicznym. Pomyśl, skoro to poniekąd, przyjmując na chwilę moją perspektywę, wypływa z ludzkiej natury, z naszego jestestwa, to czy rzeczywiście możemy to uznać za coś nagannego? Skoro tacy właśnie jesteśmy, takich nas stworzono? Sam nie wiem. Nie jestem filozofem, nie muszę się nad tym skupiać. A nawet jeśli powiedziałem teraz coś głupiego to proszę to złożyć na karb późnej pory, ciężkiej sytuacji epidemiologicznej i politycznej, a także mojej ułomnej natury.
Twój zbiór opowiadań „Słupnik”, którym debiutowałeś w Phantom Books, wpisuje się w estetykę weird. Skąd zainteresowanie tą konwencją?
Nie lubię horroru ekstremalnego, jakoś do mnie nie przemawia. Lubię za to opowieści nastrojowe, stonowane, które straszą nieco inaczej, atakują inne części naszej świadomości. Wiesz na przykład co mnie przeraża? Nieskończoność kosmosu. Serio. Ta wszechogarniająca pustka, której nie jestem w stanie pojąć, którą muszę sobie uprościć i strywializować, żeby móc w ogóle o niej myśleć przyprawia mnie o szybszy oddech i zimny pot. Ot, choćby teraz. Powiedz mi więc, jakiej grozowej estetyce najbliżej do tego lęku?
Sprawdź, gdzie kupić:
Mówią, że dobre opowiadanie jest trudniej napisać, niż dobrą powieść. A jak to jest u ciebie? Z czym masz większy problem? W co wkładasz więcej twórczego wysiłku? I co bardziej lubisz pisać?
Uwielbiam opowiadania za ich bezlitosną formę. Tutaj wszystko musi być dopięte, nie ma miejsca na zbędne słowa, na lanie wody i uciekanie w wątki poboczne. Pomysł musi być dobry, soczysty i odpowiednio skrojony. Proste? Oczywiście, że trudne. Trudne jak cholera, ale to jest chyba w tym wszystkim najbardziej pociągające.
Uwielbiam powieści za dyscyplinę, którą narzucają. Tutaj nie można pisać od natchnienia do natchnienia. Trzeba stać się swoim karbowym i codziennie zmuszać się do odrabiania tej bardziej lub mniej artystycznej pańszczyzny. Moja mama powiedziała mi kiedyś, nie wiem czy chciała mnie pochwalić, sam oceń, że nigdy nie spodziewała się, że dam radę napisać powieść, że się nie zniechęcę, nie zarzucę tego w przypływie melancholii czy zwątpienia. Ja też się sobie dziwię, patrzę na grzbiety dwóch pięknie wydanych powieści i nie mogę uwierzyć, że to ja je napisałem. Od początku do końca. Że siedziałem nad nimi te kilka, kilkanaście miesięcy i dusiłem klawiaturę w świątek, piątek, szabas czy niedzielę. Uwielbiam powieści, tęskni mi się już do napisania kolejnej.
Zadowolony z odpowiedzi?
Literackie fascynacje? Co lubisz czytać nie zawodowo, prywatnie? Ulubione książki? Wracasz do przeczytanych już raz lektur?
No nie, to jest temat rzeka. Tym to ja mogę zabić człowieka. Nawet się zrymowało. W tym wypadku musimy się chyba umówić na osobną rozmowę, serio. Książki, od których zaczynałem, książki, które mnie zmieniły, książki, które są ze mną całe życie… Za dużo, za dużo.
Może opowiem o samym roku 2020? Będzie łatwiej, bardziej na czasie. Co Ty na to?
Ten rok upłynął mi przede wszystkim na przepraszaniu się ze Stefanem Królem i na przesłuchaniu kilkudziesięciu audiobooków, niemal połowa wszystkich moich tegorocznych pozycji to były właśnie audiobooki. Dodaj do tego kilkanaście nowości, głównie literatury faktu, grozy i kilka pozycji naukowych – obiecałem sobie, że się nie odmóżdżę tak łatwo. Trochę lewackich czasopism, kilka nowych podcastów, podręczniki do RPGów (Tajemnice Pętli to czyste złoto, polecam). Coroczne odświeżanie Tolkiena, tym razem właśnie w audio przy fajeczce i piwku, albo na spacerach. Twardo też zgłębiam coraz bardziej tajemnicę Przełęczy Diatłowa, a że w tym roku obrodziło pozycjami to i ja się nieco bardziej zaangażowałem czytelniczo.
Poza pisaniem – twoja największa radość w życiu? Największa pasja?
Piecuchowanie! Kołczing (czyli leżenia na kanapie, nie jakieś samorozwoje bzdety) z Pauliną i kotami, telewizring (głównie Netflixing i HBOing), niezdrowe żarcie (nie powinienem, ale nie umiem przestać). Dorzuć do tego raz, dwa razy w tygodniu fajeczkę z, a jakże, audiobookiem w tle. Zapewne zaraz zapytasz o zawał, ale nie, wybacz, muszę rozczarować. W zeszłym roku dostałem Garmina, taki smartwatch, i on każe mi się ruszać, drze się na mnie: RUSZ SIĘ! CZAS NA TROCHĘ RUCHU! No i menda liczy kroki. Ale w zamian daje odznaki i chwali. No i przepadłem. Zima-niezima, słońce, deszcz, robię limity, zwiedzam okolice bliższe i dalsze, zebraliśmy się nawet na zdobywanie Korony Gór Polskich. No, ale to w sumie od małego już było mi do łba kładzione, z resztą wystarczyło, że wyjrzałem za okno i już byłem jedną nogą w górach. A od września doszedł jeszcze rowerek i oto jestem, rozciągnięty między destrukcją i wzmacnianiem organizmu.
A, no i jeszcze lubię eRPeŻki z ekipom i planszówki. No i koty, dużo kotów.
A bycie nauczycielem? Pisarstwo ułatwia nawiązanie relacji z uczniami? Jak reagują na belfra – pisarza? Czytają twoje książki?
Internet ułatwia nawiązywanie relacji z uczniami. Pisarstwo to szpan, nawet wydmuszka. Ale nie powiem, w ciul miło się robi kiedy można się kaszojadom pochwalić nową książką, albo one się o coś zapytają. Taka praca, tu i tu, że bez gwiazdorzenia się nie da. Chociaż jedna rzecz mnie gniecie, myślę, że możesz mieć pewne podejrzenia. Czytałeś te moje wypociny i wiesz, że raczej dzieciaki i młodzież z podstawówki nie są ich domyślnym, jak to się mawia w korpo, targetem. Muszę pomyśleć nad czymś dla nich. Wtedy byłoby naprawdę dobrze.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
To ja dziękuję!