Z Danielem Rosołkiem, autorem powieści „Pomrok”, wydanej niedawno przez Wydawnictwo Mroczne rozmawiamy o tożsamościowych dylematach Ślązaków niegdysiejszych i wspołczesnych, o tym, czy skrajności moga prowadzić do czegos dobrego oraz o tym, czy „Pomrok” jest książką antypolską. Zapraszamy.
Jesteś ze Śląska?
Pytanie nieprzypadkowe, na otwarcie rozmowy, bowiem ten Śląsk bardzo mocno wybrzmiewa w twojej nowej powieści – „Pomrok”. Czujesz się narodowościowo Ślązakiem właśnie? Polakiem? A może i jednym i drugim po trochu?
Urodziłem się i mieszkam w Zabrzu, na Śląsku. Na Śląsku też urodzili się moi rodzice, a dziadkowie czy pradziadkowie przyjechali tu zarobkowo z różnych stron Polski, czy to Wielkopolski, bądź Mazowsza. Moi antenaci, mimo, że byli tu przed wojną, w jej trakcie i zaraz po to skromnie stwierdzam, że nasza śląskość ma charakter imigrancki. To taki Śląsk wyuczony. Mój ojciec lubi wspominać w trakcie kolacji wigilijnej, że tradycyjną zupę z głowy karpia nauczyła gotować moją babkę prawdziwa Ślązaczka. I to określenie „prawdziwa Ślązaczka” wybrzmiewa zawsze z dumą.
Istnieje we mnie oczywiście element regionalnego patriotyzmu, choć ustępuje miejsca poczuciu, że przede wszystkim jestem Polakiem. Zresztą osobiście nie widzę obecnie różnicy pomiędzy Ślązakiem a Polakiem.
Nie chcę ci bynajmniej odmawiać polskości. Pytam, bo takie tożsamościowe zagubienie Ślązaków jest mocnym elementem „Pomroku”. Ta powieść powstała jako próba oddania głosu powojennym pokoleniom Ślązaków?
Powieść powstała, by oddać głos nie tylko Ślązakom, ale również Kaszubom czy Wielkopolanom. Doświadczenia Ślązaków związane z walką pomiędzy byciem Niemcem a Polakiem mają swoje odpowiedniki w różnych społecznościach na całym świecie. Każda społeczność przygraniczna w czasie wojen musiała stawić czoła trudnym decyzjom i określić, po której stronie barykady chce stanąć.
Budowałeś opowieść na doświadczeniach mniejszości narodowej jako takiej? Czy może bliżej, na podwalinie rodzinnych wspomnień i przekazów?
„Pomrok” powstał głównie na podstawie rodzinnych wspomnień, ale jest też zbiorowiskiem wielu opowiadań, które usłyszałem od „przypadkowych” rozmówców. Każda z tych historii coś wniosła do powieści. Ja to wszystko połączyłem. Gdy tworzyłem powieść, kluczowe były dla mnie doświadczenia indywidualne, intymne. Dzięki temu historia nabrała autentyczności, ukazując wielowymiarowość życia z dylematami tożsamościowymi.
Jak ty – autor pochodzący ze Śląska, widzisz go teraz, współcześnie? Czuć tam te dążenia do autonomii, to podkreślanie odmienności narodowościowej? Tę niezależność?
Śląsk, który ja znam, jest już mocno rozwodniony. Przez lata skutecznie przez komunistyczną władzę wykrochmalony. Teraz tradycja i kultura Śląska zostały w dużej mierze zredukowane do obchodów Barbórki i wszystkiego, co związane z górnictwem. Coraz mniej jest Śląska w Śląsku. Region niestety ustępuje miejsca unifikacji, a to prowadzi do tego, że zanikają oryginalne elementy tożsamości. Na ulicach nie widzę realnych oznak aspiracji do autonomii. Wydaje mi się, że to nie jest żadna współczesna potrzeba. Umiera pokolenie, które znało Śląsk prawdziwy. Nowe pokolenie nie będzie miało do czego tęsknić. Moje dzieci swoją małą ojczyznę będą poznawać już raczej jako relikt, bajdurzenie starca. Mam nadzieję, że się mylę.
Twój bohater miota się pomiędzy brzemieniem winy za to, ze przetrwał przez wpisanie na folkslistę przez ojca, a pragnieniem przypisania do polskiej narodowości, do stania się – przynajmniej na papierze, dokumentowo – Polakiem. Chciałeś ukazać złożoność problemu roli, jaką Ślązacy odegrali nie tyle w okresie II wojny, ale bezpośrednio po niej? To był cel nadrzędny? Pragnienie przetrwania usprawiedliwia wiele?
Przede wszystkim chciałem pokazać, jak wielka polityka wpływa na zwykłych śmiertelników. Mój bohater, Olgierd Thiel, symbolizuje nie tylko Ślązaków, ale wszystkich, którzy musieli zmagać się z trudnymi wyborami i moralnymi dylematami w obliczu brutalnych realiów wojny i jej następstw. Złożoność problemu roli Ślązaków po II wojnie światowej była dla mnie kluczowa, jest bowiem najlepszym przykładem złożoności problemu tożsamościowego. W głównej mierze starałem się uchwycić to, w jaki sposób konflikty odciskają piętno na jednostkach, zmuszając je niejednokrotnie do podejmowania trudnych i często sprzecznych z osobistym dekalogiem decyzji.
Naturalnie pragnienie przetrwania wiele usprawiedliwia. W kwestii wpisania się na folkslistę rozumiał to doskonale biskup Stanisław Adamski, który namawiał do jej podpisania w imię właśnie ocalenia. Oczywiście to jest problem bardziej złożony i nad wyraz osobisty.
Starałem się pokazać, że wybory bohatera, chociaż kontrowersyjne, były wynikiem obaw. Jego walka z poczuciem winy za przetrwanie przez wpisanie na listę i jednoczesne pragnienie bycia uznanym za Polaka odzwierciedlają szerszy problem tożsamościowy. Celem nadrzędnym było ukazanie ludzkiego wymiaru tych historycznych wydarzeń, silnej chęci podkreślenia, że za każdą decyzją, nawet najbardziej szokującą, kryje się osobista historia.
A losy powojenne Ślązaków – obarczasz winą ówczesne polskie społeczeństwo? Za chęć ostracyzmu, za szykany, za pogardę?
Ten ostracyzm, o którym wspominasz, jest wynikiem krzywd, jakie nazistowskie Niemcy wyrządziły Polakom i wciąż obecnemu w polskim społeczeństwie stereotypowi Ślązaka – Niemca. Myślę, że tutaj trzeba byłoby się cofnąć dalej niż do okresu II wojny światowej, aby ten stereotyp wyjaśnić. Należałoby wspomnieć o plebiscytach na Górnym Śląsku, które pokazały niestety, że większość ludności opowiadała się jednak za Niemcami, co nie zawsze wynikało z poczucia tożsamości, a po prostu sytuacji materialnej. Do tego dochodzi fakt, że Ślązacy w końcowej fazie wojny byli przymusowo wcielani do Wehrmachtu, niezależnie od tego, do jakiej grupy narodowościowej byli wpisani i czy tego chcieli, czy nie, jak w przypadku głównego bohatera mojej powieści.
W twojej powieści odmalowujesz bohaterów często prezentujących skrajne, wręcz fanatyczne postawy. Jak Stanisław, brat głównego bohatera – dla którego wojna wciąż się nie skończyła, tylko zmienił się wróg – czy Stanisława Michalik. Całe zło kryje się w skrajnościach? W fanatycznym zapatrzeniu w wybrany ideał?
Jestem zdania, że popadanie w skrajności nie może przynieść nic dobrego. Zawsze jest jakiś efekt uboczny. W „Pomroku” staram się pokazać, jak ekstremalne postawy mogą prowadzić do tragedii i jak ważne jest znalezienie równowagi, aby nie popaść w destrukcyjny fanatyzm.
W „Pomroku” wystawiasz Polakom (przynajmniej ówczesnym) niezbyt pochlebną opinię. Oczywiście, nie wszystkim, jednak spojrzenie na ogół prezentowany w powieści skutkuje konkluzją, że nasi rodacy nie prezentują się nazbyt pozytywnie. Nie obawiasz się, że przyczepiona zostanie Pomrokowi łatka książki antypolskiej? Takie rozliczenie z przeszłością jest potrzebne? Nie lepiej iść naprzód, patrzeć w przyszłość?
Skąd w ogóle pomysł, by sięgnąć do – poniekąd zamierzchłej już – przeszłości. Rzucić na kanwę minione grzechy, roztrząsać je literacko na nowo. To nie jest rozdrapywanie już zabliźnionych ran?
To nie jest książka o dobrych ludziach i dobrych czasach. „Pomrok” to powieść o bardzo trudnej części historii powojennej Polski, która przypomina przecież postapokaliptyczną rzeczywistość. Totalny chaos. Żyjemy teraz w zupełnie innej Polsce, którą dzieli od tamtej 78 lat historii. Żeby bronić się przed złem, trzeba o nim pamiętać – stąd tyle w książce negatywnych bohaterów. „Pomrok” nie jest próbą oskarżenia Polaków, lecz zaproszeniem do głębszego zrozumienia człowieka żyjącego w trudnych czasach. Chcę przybliżyć czytelnikowi realia tamtego okresu, a nie promować negatywny obraz rodaków. Uważam zresztą, że więcej wśród nas bohaterów niż łajdaków.
Ma być więc „Pomrok” ideowym, poglądowym manifestem? A może wyrazem tożsamościowego zagubienia? Swoistym rozdarciem, pomiędzy śląska niezależnością, a polską przynależnością? To przecież uosabia Olgierd Thiel…
Pokusiłbym się o stwierdzenie, że „Pomrok” jest antyideowym manifestem. Pewnego rodzaju krytyką ukazującą wielowarstwowość problemów, z jakimi borykają się bohaterowie w kontekście historycznym. Marek Hłasko napisał w „Ósmym dniu tygodnia”, że „słabością każdej mądrej idei jest to, że starają się realizować ją głupcy”. Ta myśl dobrze oddaje ducha powieści. Ideologia komunistyczna, która pojawia się w książce, jest przedstawiona jako element, który zamiast prowadzić do pozytywnych zmian, prowadzi do chaosu i tragedii. A sam Olgierd Thiel chciałby po prostu żyć, nie wybierać pomiędzy jednymi a drugimi. Nie ma jednak innego wyjścia. Olgierd Thiel tak naprawdę nie jest Ślązakiem. W zamyśle jest ofiarą, bo przyszło mu żyć na terenie przygranicznym. Thiel symbolizuje wszystkich tych, którzy w obliczu zewnętrznych konfliktów mają trudność z odnalezieniem swojej drogi i. Jego walka i pragnienie spokoju są zderzone z brutalną rzeczywistością, która wymusza wybory okazujące się dalekie od jego pragnień.
Pojawiłeś się z powieścią „Pomrok” w nowo powstałym wydawnictwie o sugestywnej nazwie Mroczne. Które znaczną moc marketingową ukierunkowało w fandom grozy. A przecież „Pomrok” nie jest horrorem, jest w gruncie rzeczy pozbawiony fantastyczności jako takiej. Nie obawiasz się, że twoja książka zostanie źle przypisana gatunkowo, a przez to nie trafi do docelowego czytelnika? Przecież w Polsce czytelnicy horroru to statystyczny margines, w ujęciu ilościowym.
Do Wydawnictwa Mrocznego zaprosił mnie jego twórca, Artur Pomierny, który pragnie stworzyć przestrzeń dla książek wymykających się prostym kategoryzacjom. Zawsze byłem przeciwnikiem szufladkowania utworów literackich, dlatego z radością przyjąłem jego propozycję. Pod nazwą Wydawnictwo Mroczne kryje się miejsce dla utworów podejmujących trudne, często kontrowersyjne tematy ludzkiej natury, jak w przypadku „Pomroku”. Nasze książki nie boją się zagłębiać w szemrane zaułki duszy, poruszać tematów podłości, bluźnierstwa i innych ciemnych stron, czyli tak naprawdę wszystkiego, co przeraża najbardziej, bo jest realne. Ja nadal wierzę w człowieka, dlatego nade wszystko przeraża mnie podłość bliźniego.
Pomrok” powoli mości sobie miejsce w literackiej przestrzeni, a ty pracujesz już nad czymś nowym? Możesz zdradzić temat, gatunek?
Zabrzmi to brutalnie, ale „Pomrok” staje się dla mnie przeszłością. Historia ta powoli ustępuje w mojej głowie miejsca nowej. Zaczynam pracować nad powieścią, której akcja osadzona będzie w okresie powstania styczniowego i będzie posiadała pewne elementy fantastyczne. Historia powstania styczniowego w polskiej literaturze jest pomijana, a uważam, że to duże pole do popisu i temat, który warto podjąć. To fabularna studnia bez dna.
Na zakończenie, jedno z moich ulubionych pytań – o literackie fascynacje, o pisarskie wzorce. Kogo czytuje Daniel Rosołek? Najważniejsza powieść w życiu?
Największą miłością z polskiego podwórka darzę Edwarda Stachurę, Marka Hłaskę i Jerzego Kosińskiego. To taka moja święta trójca. Zacząłem ich czytać jeszcze w gimnazjum. Stachura mnie uwrażliwił, a Kosiński i Hłasko nauczyli zaglądać w brutalną rzeczywistość. W tym zestawieniu szczególnie Marek Hłasko wywarł na mnie ogromne wrażenie. Do dzisiaj jego teksty wzbudzają we mnie ogromne emocje. Z zagranicznych autorów cenię sobie Hemingwaya oraz Steinbecka. Co do najważniejszej powieści w życiu to ciężko mi wydać jednoznaczny werdykt. Lista byłaby długa, bo nie znalazłem dotąd uniwersalnej książki. Jeżeli muszę jednak coś wybrać, to wskazałbym „Grona Gniewu” Steinbecka. Książka, której bałem się najbardziej i którą odkładałem przez lata, a okazała się niezwykle wciągająca, zmieniając moje spojrzenie na bardzo dużo spraw.
„Pomrok” możecie kupić TUTAJ:
Zapraszamy także na stronę wydawcy TUTAJ