Od jakiegoś czasu uwielbiany na całym świecie król grozy upodobał sobie zapuszczanie się w miejsca które z ową grozą, w linii prostej wspólnego mają coraz mniej. Najnowszy zbiór czterech historii jest doskonałym tego przykładem.
Jedno warto sobie na tle powyższego zaznaczyć od początku – to, że teksty Kinga coraz bardziej przypominają podszytą niepokojem, obyczajową fantastykę to ani nic złego, ani też po prawdzie wielce w jego pisarskim stylu nowego. Amerykanin od początku swej twórczości uwielbiał zatapiać się w małomiasteczkowe społeczności, a później dekonstruować zawierające się na nie życia jednostek do elementów pierwszych. Przede wszystkim jednak, uwielbiał po prostu opowiadać, nadając swoim historiom ton opowieści jakich chciałoby się bez końca słuchać przy wieczornym ognisku. I dokładnie tak prezentuje się jego najnowsza antologia.
„Jest krew…” swój tytuł czerpie od sztandarowego tekstu w całym zestawie – czyli zasadniczo, kontynuacji „Outsidera”, tym razem z Holly Gibney wyeksponowaną wyraźnie na pierwszy plan. To z całą pewnością gratka dla fanów powieści, a także niedawnego serialu z Benem Mendelsohnem w głównej roli i twórcze rozwinięcie tematu zmiennokształtnych, karmiących się ludzkim cierpieniem istot. Co jednak fascynuje bardziej niż fabularny kręgosłup historii, jest możliwość obserwowania rodzącej się więzi między pisarzem a wykreowaną przezeń postacią. Bo King pannę Gibney lubi ewidentnie, pozwalając jej stopniowo ewoluować ze straumatyzowanej dziewczyny trzeciego planu w „Panu Mercedesie”, po nadal wewnętrznie skonfliktowaną, ale potrafiącą podjąć walkę kobietę w starciu z drugim outsiderem. Sam King nie ukrywa zresztą uczuć do bohaterki, czego dowód dał choćby w wywiadzie dla amerykańskiego NPR, gdzie mówił, że chciałby aby ktoś taki istniał naprawdę.
Ale nie samą Holly Gibney antologia stoi, bo i pozostałe teksty trudno nazwać jedynie wypełniaczami kartek. I tak, „Telefon pana Harrigana” łączy motyw technologicznego postępu i kontaktu ze światem duchów, przyoblekając to w opowieść o dojrzewaniu. „Życie Chucka”, to z kolei na wskroś przeszywająca historia życia i śmierci jednego człowieka, a przy tym niebywale ciekawe spojrzenie na skarbnicę doświadczeń i zapisanych w pamięci obrazów umierających wraz z nim. Ostatnie z opowiadań, „Szczur” podejmuje najbardziej bodaj oczywisty wątek blokady twórczej, przenosząc zmagania niedoszłego autora książki z tekstem, w okolice oddalonego od cywilizacji survivalu i dodając doń pewną niecodzienną propozycję jaką otrzymuje bohater. Gołym okiem widać więc, że rozpiętość tematyczna jest tu całkiem spora, ale wszystkie teksty niewątpliwie łączy mniej lub bardziej widoczny element fantastyki i czający się gdzieś tuż poza granicą wzroku niepokój. Nic więcej pod tym względem od jednego z najbardziej rozpoznawalnych twórców grozy na świecie nie moglibyśmy (i nie chcielibyśmy) wymagać.
Jako słowo się rzekło, „Jest krew”, to też przede wszystkim cholernie dobra gawęda i ukochany przez wszystkich niesamowicie plastyczny styl Kinga. Jestem skłonny zaryzykować stwierdzenie, że to bodaj jeden z ledwie kilku obecnych twórców, którzy sztukę opisu zwykłych, codziennych czynności, jak przygotowywanie kolacji potrafią podać tak obrazowo, że fragmenty te chłoniemy bez cienia znużenia. I jasne, że nie za każdym razem funkcjonuje to dokładnie w ten sam, nienagannie wycyzelowany sposób – nie ma jednak wątpliwości, że na tle wielu kolegów po fachu, Amerykanin to światowa czołówka płynnego, rytmicznego wręcz wybijania kolejnych akordów opowieści.
Nie zawaham się więc określić „Jest krew…”, jako antologii kompletnej. Jest tu w zasadzie wszystko, czego miłośnik delikatnie polanej warstwą grozy fantastyki szuka, a dodatkowo zostaje to uzbrojone w największe zalety twórczości pisarza. I choć uczciwie przyznając, na przestrzeni lat zdarzały się Kingowi pozycje pokroju „Łowcy snów”, „Cujo”, czy niedawnego „Instytutu” od których dość mocno się odbiłem, tak przy jego najnowszym zbiorze ubawiłem się setnie. I mam wrażenie, że wielu czytelników będzie miało podobnie.
Jest krew…
Nasza ocena:
Autor: Stephen King. Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2020.