“Karmen” to autorskie dzieło znanego z rysunków do przygód Batmana, Guillema Marcha. To intrygujący, narysowany i napisany z pasją komiks, który choć powiela znane w fantastyce obyczajowej motywy, robi to z zaskakującą świeżością.
Lata temu Neil Gaiman stworzył Śmierć – atrakcyjną, kobiecą wersję bytu, przed którym nikt z nas nie jest w stanie uciec i z którym spotkamy się na koniec żywota. Śmierć Gaimana, choć z założenia bezlitosna, stara się przeprowadzić delikwentów do świata za barierą życia można rzec w cywilizowany, troskliwy sposób. Jest nieunikniona, ale też w jakiś sposób wyrozumiała i budząca zaufanie. Urzeka przy tym swoją spontanicznością, jakby cieszyła się życiem (innych) , mimo ciążącego na niej obowiązku. Jest taką śmiercią o jakiej marzymy, choć sama w sobie, jako ów byt jest pełna sprzeczności. Można zaryzykować tezę, że mając pełną świadomośc istnienia w komiksowym świecie takiej bohaterki, Guillem March postanowił stworzyć autorską wariację na jej temat.
Tytułową bohaterkę widzimy w zastanawiającej pozie i zwracającym uwagę kostiumie na okładce, jednak wewnątrz komiksu okazuje się, że centralną postacią tej historii jest ktoś inny – młoda samobójczyni o imieniu Catalina. Przez pierwszych kilka plansz March w intrygująco chaotycznym prologu prowadzi nas do tego aktu dodając do fabuły przewodniczkę w postaci spontanicznej w działaniu i mającej wyraźny cel bohaterki.
To Karmen zajmie się graniczną sytuacją Cataliny, to ona będzie jej towarzyszyła w drodze do uświadomienia sobie, co zrobiła i zarazem co straciła, to ona powinna starać się pomóc samobójczyni w pogodzeniu się ze śmiercią. Te dwie bohaterki są bardzo od siebie różne – March w dużym stopniu tworzy fabułę na kontrastach między nimi i dla czytelnika efekt jest o tyle ciekawy, że to właśnie asystentka śmierci ( bo nie sama Śmierć sensu stricte), czyli Karmen – jawi nam się jako bardziej tragiczna (choć niosąca ze sobą również nadzieję) bohaterka. Catalina przez długi czas może irytować – jest po prostu kobietą, która najwyraźniej decyzję podjęła w przypływie chwili, nie licząc się z tymi, których zaskoczy jej śmierć. Natomiast wędrująca z nią Karmen musi tego typu delikwentami zajmować się stale i teoretycznie godzić się na obowiązujące w tym nadnaturalnym procesie zasady. A zasady respektowane (prawdopodobnie) przez wieczność można w końcu poddać w wątpliwość, prawda?
Guillem March dokonał w komiksie czegoś, co może wydawać się niemożliwe – niemal przez całą historię pokazuje Catalinę nagą, z powabnym z pewnością ciałem, ale ton opowieści sprawia, że brak tu seksualnego podtekstu, a czytelnik całą tą sytuację na granicy życia i śmierci traktuje w naturalny sposób. Poznając perypetie młodej bohaterki razem z nią bada nowe możliwości i ograniczenia, jakby podświadomie sam szykował się za jakiś czas do przejścia przez tego rodzaju graniczne doświadczenie.
Mamy też w komiksie Marcha nie tyle wariację na temat gaimanowskiej Śmierci, ale też luźne nawiązanie do motywu znanego z “Opowieści Wigilijnej” – chodzi o to, co przytrafiło się Scrooge’owi i jaką ów bohater wyciągnął ze swoich doświadczeń lekcję. Podczas lektury nie raz zadajemy sobie pytanie, czy ów schemat w “Karmen” zostanie przełamany i zakończenie z pewnością jest zaskakujące. Dostajemy bowiem rozstrzygnięcie losu Cataliny z rodzaju tych które nie tyle zaspokaja czytelnicze oczekiwanie i zmusza do refleksji, ale też budzi w nas egzystencjalny niepokój. A tak naprawdę, na koniec nasze myśli wędrują do tej pobocznej, choć tytułowej bohaterki, która dzięki historii Marcha jawi się jako ktoś bliski i potrzebny w naszym życiu. Nawet jeśli jest to ktoś, kto z nami to życie będzie żegnał.
Karmen
Nasza ocena: - 75%
75%
Scenariusz i rysunki: Guillem March. Scream Comics 2024