“Powrót Kapitana Nemo” to album, w którym można się zanurzyć na długie godziny. Jest zarówno nostalgicznym powrotem do uniwersum Mrocznych Miast, jak i hołdem dla pisarza, który wymyślił tytułowego bohatera.
Śledząc przez wiele lat nasz rynek komiksowy można zauważyć, że raz na jakiś czas pojawiały się w ofercie różnych wydawnictw opowieści nawiązujące do życia i prozy H.P Lovecrafta. Amerykański pisarz stanowi świetną pożywkę dla komiksowych twórców (w tym dla samego Alana Moore’a), rozpala wyobraźnię odbiorców od dekad i na dodatek wzbudza kontrowersje. Można rzec, że wprost przeciwnie, niż Juliusz Verne.
Dzisiaj Verne nie ma już takiego wpływu na młode umysły jak miał na dzieciaki sprzed ery vhs – pamiętam, jak zaczytywałem się w jego książkach, choć akurat “20 tysięcy mil podmorskiej żeglugi” wydawało mi się wówczas za trudne i ciut nudnawe. Tymczasem to właśnie twórczość Verne’a wciąż ma potencjał by trafić do współczesnego odbiorcy – to ponadczasowe opowieści, ich ekranizacje nadal powstają, ale trochę brak odważniejszych adaptacji, ewentualnie zapożyczeń, choć pamiętajmy że właśnie na taką pokusił się, nomen omen wspomniany wyżej Alan Moore, czyniąc z Nemo jednego z bohaterów “Ligi Niezwykłych Dżentelmenów”.
Zapożyczenie, można rzec że zarówno z Verne’a, jak i z Lovecrafta dostajemy także w najnowszym tomie “Mrocznych Miast” autorstwa Francoisa Schuitena i Benoita Peetersa. Ten album to niespodzianka dla fanów tego uniwersum, bo wydawało się, że twórcy definitywnie skończyli z tym projektem. A jednak jest – bardziej artbook niż komiks. Oto wyprawa z Kapitanem Nemo w osobliwej kontynuacji, w której bohater przeżył to co wydarzyło się w końcówce “Tajemniczej wyspy”, by zostać porwanym w odmęty wyobraźni Schuitena i Peetersa.
Dlaczego artbook? “Powrót Kapitana Nemo” to przez większość lektury jednostajny układ – całostronicowa, czarno-biała ilustracja i poprzedzający ją na wcześniejszej stronie, krótszy lub dłuższy tekst razem z mniejszym rysunkiem, zawsze przedstawiającym tytułowego bohatera w różnych pozach i na różnych etapach podróży. Nemo najpierw przez jakiś czas dochodzi do siebie, nie wiedząc co konkretnie się wydarzyło, trwając w dziwacznym zawieszeniu. Potem wspomina dawne dzieje, w fabule będąc cały czas w podróży wewnątrz można rzec, że lovecraftowskiej z ducha, hybrydzie Nautilusa. A potem, docierając już do podróży, jednostajny układ albumu ulega zmianie, opowieść nabiera kolorów, tworzywo jest gotowe do tego, by przeprowadzić konfrontację z twórcą. I w taki oto sposób powstaje coś w rodzaju artystycznej pętli Möbiusa, której symboliczne znaczenie pieczętuje posłowie opowiadające o twórczej drodze Juliusza Verne;a i rysunki do odnalezionej po latach powieści o dwudziestowiecznym (i z jego perspektywy futurystycznym) Paryżu.
Po lekturze zapewne wielu czytelników pomyśli, że to bardziej rodzaj ciekawostki niż pełnoprawny tom Mrocznych Miast i być może Peeters i Schuiten umieścili trochę na siłę tę opowieść w swoim cyklu. A jednak “Powrót Kapitana Nemo” jest niczym rodzaj podsumowania dla tworzonej przez lata serii. Podróż, potrzeba zmiany, szukanie czegoś nieuchwytnego co pcha człowieka do kolejnych wyzwań – to pragnienie przepełniało i kierowało bohaterami Mrocznych Miast. Natomiast “Powrót Kapitana Nemo” jest podróżą do źródeł tego pragnienia, poszukiwaniem tej emocji, które wyzwala w nas chęć eksploracji i zdobywania nowych doświadczeń. Te doświadczenia w niezwykle sugestywny sposób kreuje na swoich ilustracjach Francois Schuiten, czyniąc z każdego z nich coś wyjątkowego. A jednak z biegiem lektury ten rodzaj ekspresji się zmienia, coś się wokół tytułowego bohatera wycisza, źródło jest coraz bliżej. A fakt, że źródłem staje się dotarcie do macierzystego portu, do źródła pierwszych uniesień czytelniczych i kiełkującej wyobraźni mówi wiele o tym, co mogło być pierwotną inspiracją dla powstania tak niezwykłego cyklu, jakim są “Mroczne miasta”.
Mroczne Miasta. Powrót Kapitana Nemo
Nasza ocena: - 75%
75%
Scenariusz: Benoit Peeters. Rysunki: Francois Schuiten. Tłumaczenie: Jakub Syty. Scream Comics 2024