Komiks to sztuka. Kropka. W polskim mainstreamie wciąż jednak pokutuje przekonanie, że opowieści obrazkowe to ułomna rozrywka dla dzieci. Starszych czytelników traktuje się z politowaniem, a stereotypowy komiksomaniak to najczęściej piwniczny nerd. Takich sceptyków nie da się przekonać ani litanią wybitnych, nagradzanych tytułów, ani grubo ponad stuletnim dziedzictwem.
Postanowiliśmy zatem podejść do tematu od innej strony i poszukać odbiorców tego medium poza środowiskiem komiksowym, chcąc udowodnić, że czytanie “książek z obrazkami” to żaden wstyd. Dziś na serię pytań z naszego kwestionariusza odpowiada Przemek Staroń.
Od jakiego tytułu zaczęła się Twoja przygoda z komiksem?
To były trzy tytuły: Kaczor Donald, Donald i spółka oraz Komiks Gigant. Spędziłem na nich całe dzieciństwo. Rozpalały moją wyobraźnię i na poziomie opowieści, i na poziomie wizualnym. Bardzo szybko dołączył do nich Kajko i Kokosz.
Jak w Twoim otoczeniu postrzega się opowieści obrazkowe?
Myślę, że już zrobiłem im taki marketing, że nikt nie śmie ich krytykować! (śmiech) Natomiast tak zupełnie serio – wszyscy ludzie, którzy mnie otaczają, wiedzą doskonale o tym, że jestem ich fanem oraz że wykorzystuję je w każdy możliwy edukacyjny sposób. Nikt się z tego nie nabija, wręcz przeciwnie, wiele osób przekonałem do komiksów i picture booków. Natomiast absolutnie nie oznacza to, że wszyscy moi znajomi – czy nawet przyjaciele – je lubią. Są tacy, którzy mówią wprost, że to nie dla nich. I to jest chyba esencją nie tylko w świecie komiksów czy w ogóle kultury – znać, szanować, ale nie zmuszać się do lubienia.
Lubisz komiksy bo…
Po pierwsze, kocham w ogóle opowieść jako taką. Opowiadanie historii jest czymś arcyludzkim – człowiek jest wręcz homo narrator. Antropologia nie pozostawia wątpliwości, że opowieść okazała się kamieniem milowym zarówno w filogenezie, jak i odgrywa olbrzymią rolę w rozwoju ontogenetycznym każdego z nas. Celowo używam tutaj języka nauk przyrodniczych, bo wiele osób wciąż nie rozumie, że kultura pozostaje w bezpośredniej relacji z naturą.
Jeśli psychoterapia działa dlatego, że modyfikuje architekturę neuronalną naszego mózgu, to tak samo działają wszelkie formy arts therapy. Ale ponieważ na psychologii napisałem pracę magisterską z neurobiologii opowieści (serio!), mówię sobie stop (śmiech) i przechodzę dalej. Otóż szczególną formą opowieści jest literatura – i znów, można by mówić o tym godzinami. Natomiast to, co jest plusem i minusem literatury jednocześnie, to jej aspekt wizualny. Poza obrazem, którym de facto jest słowo, i uzupełnieniem słowa – ilustracją – nie ma w literaturze innych form oddziaływania wizualnego – pozostawiam introligatorstwo artystyczne czy liberaturę, bo to są szczególne jej formy czy podtypy. Co ciekawe, mi, jako synestetykowi, dla którego cyfry, litery i słowa mają swoje przyporządkowane kolory, w ogóle to nie przeszkadza! Ale o ile jest to świetne, bo niewiarygodnie boostuje naszą wyobraźnię, o tyle tym samym jest zawężające, bo zamyka drogę do połączenia, na równych prawach narracyjnych, różnych mediów kultury.
A komiks? Komiks genialnie to przełamuje. Wprowadza obraz nie jako formę fakultatywną i ozdobną, ale jako formę opowiadania jako takiego. Wizualność wychodzi zatem poza samo słowo i same ilustracje. Staje się drogą i formą opowiadania naraz. I daje nieskończone możliwości, co widać zarówno w pozbawionym słów “Przybyszu” Shauna Tana, jak i w wysyconych tekstem tomach popularnonaukowej serii Introducing… A Graphic Guide. Ta wielość możliwości jest dla mnie czymś wspaniałym, gdyż umożliwia realizację jednej z najważniejszych kompetencji w życiu – kreatywności. A jako że kocham także sztuki wizualne (z tego robiłem pracę dyplomową na kulturoznawstwie) – komiks na mocy faktu stanowi dla mnie po prostu coś wspaniałego.
I w końcu wisienką na torcie jest to, że historie opowiedziane za pomocą komiksu zwiększają poglądowość przekazu, co ma fundamentalne znaczenie dla edukacji. Podsumowując zatem: kreatywność wynikła z fuzji słowa i obrazu jako nośnika opowieści, możliwość kontemplacji wizualności i możliwości edukacyjne. Za to lubię komiksy i picture booki. Amen! (śmiech)
Ulubiony komiks, którego nigdy nie zapomnisz?
Donald i spółka, odcinek o szaleństwie kulinarnym związanym z fasolą i o produkcji fasoli na masową skalę. Przeczytałem to w dzieciństwie i się zakochałem. Nie wiem nawet do końca dlaczego, a przynajmniej trudno mi to wyrazić werbalnie. Po prostu było mi wtedy… dobrze. Obrazy USA (w wersji Kaczogrodzkiej oczywiście) skojarzyły mi się z wakacjami, pojawił mi się jakiś wielki apetyt na fasolę z puszki, który trwa do dziś (!), obserwowanie, jak Donald z ekipą świetnie sobie radzili, tak przedsiębiorczo… plus jakoś w życiu było mi wtedy tak przytulnie. Mam takich komiksów więcej, ale wybrałem ten, bo to jedno z najwcześniejszych komiksowych wspomnień, jedno z najżywszych, i absolutnie najprzytulniejsze! Dodam, że nie posiadam tego egzemplarza, dlatego jeśli ktoś chciałby się podzielić, choćby skanem, będę PRZEMO-cno wdzięczny!
Artysta/scenarzysta, którego prace podziwiasz?
Scott McCloud i Shaun Tan. O każdym mógłbym napisać traktat. Powiem zatem krótko – Scott McCloud wyjaśnił nam wszystkim, czym i dlaczego jest komiks, i zrobił to najlepiej na świecie. A Shaun Tan to jest twórca paradygmatyczny, multiinstrumentalista humanistyki, którego poznanie dzięki sopockim Księgarzom z księgarni “Książka dla Ciebie” było dla mnie komiksowo – picture bookowym olśnieniem. Tak jakbym narodził się dla komiksów na nowo – tym razem już jako dorosły. Dodam, że mam też na koncie świeże odkrycia z polskiego podwórka, a to dzięki Kulturze Gniewu i ich plebiscytowi z okazji 20. urodzin. Karol Kalinowski i Tomek Samojlik. To są geniusze, a ich komiksy nie tylko są świetne jako komiksy, ale także jako narzędzie edukacyjne.
Co byś polecił/a osobie w Twoim wieku, która nigdy nie czytała żadnego komiksu?
To samo, co bym polecił osobie w moim wieku, która nigdy nie uprawiała seksu.
Ulubiona ekranizacja komiksu?
Spider-Man: Into the Spider-Verse. Czegoś takiego nie widziałem nigdy. Mam wrażenie, jakby – dosłownie – przeniesiono na ekran komiks.
Dlaczego masz na zdjęciu te trzy tytuły?
Ponieważ uważam, że poznać je powinien każdy. Shaun Tan ma wiele wspaniałych dzieł, w zasadzie każda jego praca to osobne cudo, ale “Opowieści z głębi miasta” są dla współczesnego człowieka czymś szczególnym: wezwaniem, przypomnieniem, upomnieniem, sumieniem, są niczym najważniejszy, fundamentalny kompas moralny. Są wykrzyknikiem, który nie krzycząc krzyczy, że albo fundamentalnie zmienimy nasze podejście do zwierząt, innych istot żywych w ogóle i całej naszej planety, albo dajmy sobie spokój z nadzieją na uratowanie człowieczeństwa, nas samych, ludzkości, całej naszej cywilizacji. Z kolei “Logikomiks” i “Komiksowe wprowadzenie do filozofii” są szczególnym narzędziem edukacyjnym – bo nie dość, że otwierają oczy na to, jak nauka i filozofia są fantastyczne, i czym w ogóle są (a czym nie), to jeszcze stymulują do przenikliwego widzenia rzeczywistości, są świetnymi opowieściami, są bajeczne wizualnie i pokazują możliwości komiksu nie tylko jako narzędzia edukacyjnego, ale w ogóle jako medium kultury.