„Konwersja” to kolejna powieść Piotra Rogoży, na którą – przyznam – czekałem z niecierpliwością. Miałem okazję śledzić literacką ścieżkę autora od debiutu, poprzez fantastyczno – horrorowe publikacje, aż do zmiany konwencji i thrillera „Niszcz, powiedziała” (napisanego po dłuższej przerwie). „Konwersja” tę ostatnią pozycję przypomina, nie tylko tematyką, ale też nieco oniryczno – depresyjną atmosferą, która zaciera granicę między rzeczywistością, a iluzją. Ale w „Konwersji” uderza najmocniej coś innego – poczucie, jak wiele z wykreowanej przez Rogożę fikcji jest prawdziwym opisem współczesnego świata.
Kamil Klimke pracuje dla jednej z warszawskich agencji kreatywnych. Zajmuje się debiutem młodej wokalistki syryjskiego pochodzenia. Na ile jednak prawdziwy jest obraz nowej popowej gwiazdki? A na ile to staranna kreacja specjalistów od wizerunku? W tym samym czasie niezależna dziennikarka, Helena Różewicz wpada na trop zagadkowej zbieżności pomiędzy tajemniczymi zgonami popularnych influencerów. Czy tajemniczy gest wykonywany przez internetowe gwiazdy rzeczywiście jest elementem łączącym ich śmierci? I co się za nim kryje tak naprawdę?
W powieści nakreślono dwoje wyrazistych bohaterów, umiejscowionych na dwóch przeciwległych biegunach. Kamil jest w centrum kreacji, jest tworzącym „nową rzeczywistość” iluzjonistą, manipulatorem. Helena stara się dążyć do prawdy, bez zważania na ryzyko i konsekwencje. I choć obydwoje pozornie zdają się przeciwdziałać, to finalnie ich relacja okaże się o wiele bardziej złożona. I bliższa, niż mogliśmy się spodziewać. Co ważniejsze, tak naprawdę autor od początku brutalnie z nami pogrywa (nie tylko zresztą z nami, bo i ze swoim bohaterem także), pozorując, że obnaża przed nami obraz zakulisowej gry medialnej. Od początku zaglądamy niejako pod podszewkę rzeczywistości i obserwujemy jednego z kreatorów współczesnego świata. Może i jest on trybikiem w wielkiej machinie manipulacji, ale nie zmienia to faktu, że względem zwykłych ludzi jego działania naprawdę mają realny wpływ na kształt otaczającej rzeczywistości. Choćby jej wąskiego, krajowego wycinka.
Bo słusznym wnioskiem – jaki wysuwa Rogoża i na jakim buduje całość struktury swojej powieści – jest taki, że obecnie rzeczywistość kreuje Internet. A to, co obserwujemy w nieprzebranych zasobach Sieci coraz trudniej jest sklasyfikować trafnie jako prawdę lub fałsz, oddzielić autentyczne informacje od fake newsów. Określić, czy to, co widzimy, jest rzeczywiste, czy jest tylko teatrem, stworzonym specjalnie dla nas.
I to jest fundamentem fabularnej konstrukcji „Konwersji” – tajemnicza agencja kreatywna, zajmująca się „formatowaniem”, „pozycjonowaniem” jednostek. Reżyserowaniem zdarzeń. Budowaniem nastrojów społecznych poprzez prowokowanie określonych reakcji poprzez współczesne media, z głównym akcentem na sieci społecznościowe.
Powieść Rogoży jest napisana w ponurym depresyjnym tonie, który wydaje mi się coraz bardziej dla autora charakterystyczny. Jego obserwacje współczesnych realiów, w tym – w dużej mierze – internetowego korporacyjnego piekła – o jakim pisze w okładkowym blurbie Jakub Żulczyk – są brutalnie trafne. Po zastanowieniu i bardziej krytycznym (zamiast bezrefleksyjnego czerpania wiedzy z przypadkowych portali, czy co gorsza, z mediów społecznościowych) spojrzeniu na przekaz informacji, możemy wysnuć tylko jednoznaczne, bardzo gorzkie wnioski – że Rogoża jest o wiele bliżej prawdy, niż chcielibyśmy tak naprawdę przyznać.
Ten teatr informacyjny, jakiego jesteśmy obecnie udziałowcami – nie tylko odbiorcami, bo przecież zaciekle szerujemy treści, powielamy je, komentujemy, etc. – jest starannie wykreowaną pozoracją, w której zostaliśmy zdegradowani do pozycji pionków, poddanych starannie wykalkulowanej manipulacji. Nie chcę zdradzać zbyt wiele z treści książki, ale warto podkreślić, że końcowe, finalnie wyłuszczone przez autora wnioski okazują się idealnym sportretowaniem naszego (a zarazem, globalnego) społeczeństwa. Internet miał zaprowadzić globalną wioskę, połączyć ludzi, nieważne, z jakiego końca świata, w jedną, wielką, zróżnicowaną społeczność. A w efekcie starannych działań określonych grup nacisku, ale też – nie oszukujmy się – przy naszym ochoczym, choćby milczącym przyzwoleniu – stał się zagłębiem odosobnionych enklaw, gdzie my – jednostki kumulujemy się, niczym dawne plemienne społeczności, w małe grupki, skupione w określonych informacyjnych bańkach. I w każdej z nich czcimy swoją, jedną jedyną, wyznawaną, akceptowaną i pożądaną prawdę.
A to prowadzi do jednego – nie widzimy świata, jakim jest, ale taki, jaki widzieć chcemy. Starannie przefiltrowany, dopuszczający tylko te niewygodne, niepożądane treści, jakie chcemy dopuścić – bo zwyczajnie, potrzebujemy wroga, oczywiście z zewnątrz, spoza naszej bańki. Straszne? Z pewnością. Ale nie pozostaje – niestety – tylko literacką fikcją, zgrabnie wykorzystaną przez Rogożę. Jest prawdą. Gorzką, niewygodną. Taką, do jakiej sami nie chcemy się przyznać przed samymi sobą.
Owszem, autor przesadza, idzie o jeden krok dalej, sugerując, że kreacje medialne odpowiadają nawet za wybrane śmierci, że dla reżyserii określonego przekazu „pozycjonerzy” zdolni są nawet prowokować samobójstwa i zabójstwa. To zdaje się być – samo w sobie – przesadą, tchnącą zbyt mocno paranoicznymi teoriami spiskowymi, jakich Internet jest pełen. Ale czy na pewno? Gdzie jest granica, do jakiej zdolna jest się posunąć przysłowiowa „władza” – zwłaszcza ta zakulisowa – by stworzyć pożądany, już nie tyle obraz, co cały schemat społecznego myślenia? W podobne tony uderzał Rogoża też w poprzedniej powieści, „Niszcz, powiedziała”. Choć tam fabuła wędrowała w znacząco odmiennym kierunku, to jednak także problemowym zagadnieniem, na którym opierała się historia było przenikanie się internetowej kreacji do rzeczywistości. I jej zmianę. Tutaj, w „Konwersji” autor zdaje się robić kolejny krok, wskazywać, że model rzeczywistości, jaki znamy, jest ledwie iluzją, teatralną dekoracją. I dopiero po zerwaniu tych form, tego tła, zajrzenie poza nie, na konstrukcyjny stelaż pozwala zobaczyć prawdę odartą z fasady iluzji, którą jest pokryta. Ale czy naprawdę tego chcemy? Czy jesteśmy na to gotowi? Czy mamy wystarczająco odwagi, by to zrobić?
Rogoża ma specyficzny styl, który nie każdemu przypadnie do gustu. Kreuje świat nieprzyjazny, ponury, depresyjny. I w takim duchu pisze. Mało u niego pozytywów, mało radości, samo miasto jest ciasne, brudne, nieprzyjazne. Ale taki nastrój, budowany niejako mimowolnie przez autora „Konwersji” (mam nieodparte wrażenie, że obrazuje on rzeczywiste spojrzenie pisarza na świat) dobrze pasuje do gorzkiego wydźwięku fabuły. I pozwala Rogoży powiedzieć głośno i dobitne to, co powiedzieć zamierza. A że nie każdemu się ten głos spodoba? Cóż, nauczyliśmy się żyć, starannie unikając prawdy. I jesteśmy teraz, gdzie jesteśmy.
Konwersja
Nasza ocena: - 85%
85%
Piotr Rogoża. Wydawnictwo Marginesy 2022