Gorący temat

Książęta Demony, tom 1: Książę Gwiazd: sam przeciw kosmicznej potędze [recenzja]

Pojawienie się nowej frankofońskiej serii science fiction w ofercie Egmontu nie jest już tak ekscytujące, jak to bywało lata temu. Jednak już fakt, że za scenariuszem “Książąt Demonów” stoi twórca popularnej “Armady”, powinien zwrócić baczniejszą uwagę fanów kosmicznych opowieści. 

Inny fakt dotyczący “Książąt Demonów” jest taki, że seria ta powstaje na podstawie powieściowego cyklu Jacka Vance’a. Vance nie jest autorem, który zdobył w Polsce dużą popularność, tymczasem to pisarz powszechnie uznawany za klasyka zachodniej fantastyki, a takie cykle jak “Umierająca Ziemia”, czy “Lyonesse” to jej bardzo ważne punkty. Niestety cyklu “Książęta Demony” nie wydano w Polsce, a już sam opis fabuły w komiksie wskazuje na to, że możemy mieć do czynienia z interesującą i zarazem wciągającą opowieścią science fiction.

“Książęta Demony” to historia o długo planowanej i wreszcie realizowanej zemście. Jej wykonawcą jest tajemniczy, kosmiczny łowca przygód, Kirth Gersen, który kiedyś wraz z dziadkiem cudem uniknął śmierci z rąk siepaczy jednego z tytułowych Książąt. Ci arystokratycznie nazwani złoczyńcy to świetnie wymyślony przez Vance’a motyw. Są czającymi się gdzieś w mroku kosmosu niezidentyfikowanymi, pięcioma istotami, które krok po kroku podporządkowują swej potędze poszczególne, międzyplanetarne światy. To ich właśnie ma ścigać Kirth, który mimo wieloletniego wyszkolenia jest dopiero na początku drogi. Tak samo zresztą jak czytelnicy tego intrygującego science fiction. 

Czytanie o tych początkach zaraz po pełnej destrukcji retrospekcji (notabene w oczywisty sposób nasuwającej porównania z tym co dzieje się za naszą wschodnią granicę) ma w sobie urok rozpoczęcia zupełnie nowej, czytelniczej przygody. Główny bohater jest sympatyczny i skuteczny (choć z tym ostatnim twórcy na szczęście nie przesadzają), ma swój konkretny cel i od razu jesteśmy kupieni sposobem jego realizacji. Sekwencja, w której spotyka się z innym kosmicznym łowcą przygód, razem z nieoczekiwaną w albumie rozkładówką szybko budzą apetyt na więcej. Morvan i spółka ów apetyt z sukcesem przez cały czas trwania fabuły zaspokajają, na koniec jedynie pozostawiając czytelnika z uczuciem oczekiwania na więcej przygód w tym świecie. Na razie na horyzoncie pojawił się dopiero pierwszy z tytułowych książąt Demonów, reszta czeka w kolejce i ten sposób dawkowania atrakcji dobrze się sprawdza. Pytanie, ile czasu będziemy musieli czekać na kolejne części?

Jak na razie musimy cieszyć się porządnie wydanym pierwszym albumem w serii. Twarda oprawa, sześćdziesiąt stron lektury i przyciągająca oko oprawa graficzna stanowią o porządnej jakości wydanego przez Egmont komiksu. Choć za rysunki odpowiada mniej znany artysta , Paolo Traisci, dla którego jest to pierwszy większy projekt, widać wyraźnie, że rysownik bardzo solidnie podszedł do tego zadania. Można w jego planszach, w sposobie rysowania postaci wychwycić inspirację stylem Seana Murphy’ego, choć bez charakterystycznych dla amerykańskiego rysownika bardziej ekspresyjnych ciągotek, a mimo tego kosmos wykreowany przez Traisci tętni życiem i tajemnicą i świetnie wygląda. Jest dobrze, jest ciekawie i jest na co czekać. Być może dostaliśmy właśnie serię, która podobnie jak wcześniej “Armada”, znajdzie w naszym kraju wielu komiksowych fanów. 

Książęta Demony, tom 1: Książę Gwiazd

Nasza ocena: - 70%

70%

Scenariusz: Jean-David Morvan. Rysunki: Paolo Traisci. Tłumaczenie: Maria Mosiewicz. Egmont 2022

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

Kajko i Kokosz. Złota Kolekcja tom 6 – czekam na więcej od Christy! [recenzja]

„Kajko i Kokosz” to niewątpliwie najważniejsze komiksy z okresu dzieciństwa, jakie znam. Owszem, niejedyne. Zaraz …

Leave a Reply