„Księgi Magii” to kolejna z serii wydawanych w ramach projektu Sandman Uniwersum. I dzięki jej młodocianemu bohaterowi, także najprzystępniejsza w formie.
Zapewne niektórych czytelników zdziwi fakt, że postać z okładki komiksu, czyli młody czarodziej Timothy Hunter ma już ponad trzydzieści lat. Neil Gaiman wymyślił tego chłopaka, który miał się stać największym magiem w Uniwersum DC pod koniec lat osiemdziesiątych, a w styczniu 1990 roku ukazała się pierwsza część miniserii “Księgi Magii”. Miniseria wyewoluowała następnie w regularną serię w ramach imprintu Vertigo, której jednak nie dane było poznać polskim czytelnikom. Ukazała się jedynie w cyklu Obrazów Grozy z Egmontu pierwsza miniseria, ale że było to już 14 lat temu, jej nakład od dawna jest wyczerpany. A szkoda, ponieważ to jeden z lepszych komiksów Gaimana, do tego z intrygującą stroną graficzną, przedstawiający cztery etapy wtajemniczenia Timothy’ego Huntera w arkana magii.
Dla obeznanych z tematem geeków zawsze ekscytująca była kwestia podobieństwa młodego maga DC do Harry’ego Pottera i chodzi nie tylko o podobieństwo fizyczne. Widocznie gdzieś w podświadomości twórczej egzystował archetyp z takim właśnie wizerunkiem współczesnego, młodego czarodzieja w okularach i z nieciekawym życiem rodzinnym. Osobowościowo obaj chłopcy są również bardzo podobni, poza tym Timothy nie uczy się w szkole dla czarodziejów, a w zwykłej państwowej, w której podobnie jak Potter nie ma lekko. To właśnie od scen w szkole zaczyna się fabuła aktualnych “Ksiąg Magii” i w tym właśnie miejscu w dużej mierze będzie się rozgrywać.
Wcześniej dostajemy jeszcze kilkustronicowy wstęp, który w zwięzły sposób przedstawia nam Timothy’ego Huntera i pokrótce opowiada o tym, co wydarzyło się w starej miniserii “Księgi Magii”. Cała historia z pierwszego tomu w ramach Sandman Uniwersum wydaje się być swego rodzaju restartem dla postaci młodego maga, który w regularnej serii przeżył już dziesiątki przygód, tymczasem w najnowszej odsłonie nadal stoi przed dylematem czy poświęcić się sztuce magii, czy zupełnie odpuścić temat. Pozwala to na swobodną lekturę tym czytelnikom, którzy z Timothy’m spotykają się po raz pierwszy i wśród nich z pewnością będzie też wielu, którzy pobawią się w wychwytywanie podobieństw między magiem Gaimana, a magiem J.K. Rowling.
Szkopuł w tym, że fabuła w pierwszym tomie nowych “Ksiąg Magii” jest w niektórych momentach chaotyczna i brakuje jej narracyjnej płynności, przez co nawet czytelnicy znający pierwowzór mogą czuć się z lekka zagubieni. Trzeba kilku zeszytów by wejść w jej rytm, docenić formalną prostotę graficznych rozwiązań, zacząć w pełni kibicować Timothy’emu i poukładać sobie w głowie kolejność wydarzeń i interakcji między młodym czarodziejem i jego nową, tajemniczą nauczycielką. Tutaj może przyjść z pomocą intro z zeszłorocznego albumu “Sandman Universe”, który wprowadzał czytelników ponownie w świat Władcy Snów i gdzie kilka stron poświęconych młodemu magowi w prosty i klarowny sposób wprowadza w fabułę nowych “Ksiąg Magii’.
Nie zmienia to faktu, że odkładając tę wersję przygód Timothy’ego Huntera odczuwamy spory niedosyt. To zwyczajna rozbiegówka, która ma nas zachęcić do lektury kolejnych tomów i jej problem tkwi w tym, że kiedy następny tom się ukaże, z tego pierwszego możemy już niewiele pamiętać. Ale nic to, poczekamy zobaczymy, szczególnie że przygody młodego maga w końcówce albumu weszły w intrygujący, ostry zakręt i warto sprawdzić, co za nim czeka na bohatera “Ksiąg magii”.
Księgi Magii, tom 1: Dobór składu
Nasza ocena: - 60%
60%
Scenariusz: Kat Howard. Rysunki: Tom Fowler, Jordan Boyd. Egmont 2020