Gorący temat

Lucyfer, t.4: diabeł w głębi serca – współczucie dla diabła [recenzja]

Czwarty i ostatni  tom „Lucyfera” w ramach “Sandman Uniwersum” potwierdza wysoką jakość serii o Gwieździe Zarannej i pozostawia czytelnika w refleksyjnym nastroju.

Wiele lat temu “Pora  mgieł’ z gaimanowskiego “Sandmana” stała się początkiem kariery drugoplanowej postaci tejże serii. A że Lucyfera raczej nikt nie kojarzy z drugim planem, tym bardziej słuszna okazała się decyzja o kontynuacji jego przygód w solowych albumach. Wydawało się, że Mike Carey wyczerpał temat w swojej długiej serii o Księciu Ciemności, ale opowieść trwała dalej – bo przecież Lucyfer nie może ot tak zniknąć ze sceny, nawet jeśli jest to jego największe marzenie. I dlatego wraca w kolejnych opowieściach, by znowu próbować wypisać się z boskiego planu – tak jak ma to miejsce w ostatniej odsłonie kolejnej serii z tym bohaterem, która powstała w ramach projektu ‘Sandman Uniwersum”. 

Na tylnej okładce możemy zobaczyć niezwykle istotny w kontekście fabuły kadr, na którym najwyraźniej znika, czy też ulega podziałowi fizyczna forma Lucyfera. Co by się stało, gdyby rzeczywiście doszło do takiego wydarzenia? Czy wyniosły i zarazem przebiegły Książę Ciemności zdecydowałby się na taki ruch, skoro tak bardzo lubił zawsze skupiać na sobie uwagę? A może jednak silniejsze jest w nim pragnienie, by nie być od nikogo zależnym – paradoksalnie to jest możliwe jedynie wówczas, kiedy wymaże się całkowicie swoje istnienie. Cóż, dla Lucyfera nie ma rzeczy niemożliwych, będzie więc próbował tego dokonać. By rozpocząć swój plan musi najpierw spotkać się z Losem z Nieskończonych  w którego Księdze zapisane są losy wszystkich istot. Spotkania z tą postacią zawsze są istotne dla fabuły, ale tak naprawdę to dopiero początek starań Lucyfera o to, by po raz kolejny zadecydować na swoich prawach o swoim – nomen omen – losie.

Zanim nowa rozgrywka się rozkręci, scenarzysta Dan Walters musi położyć pod nią podwaliny. W poprzednim tomie serii, w “Dzikim Gonie” udowodnił, że czuje się jak ryba w wodzie w gaimanowskim uniwersum i po prostu czuje narrację brytyjskiego autora. Wykreowana przez niego nowa postać – Beverly Hirsch – zbudowana jest na opozycji zwyczajności i niezwykłości i świetnie pasowała do fabuły trzeciej części “Lucyfera”. W “Diable w głębi serca” również gra jedną z kluczowych ról, a na dokładkę dostaje towarzyszy, którzy mają swoje własne związki z Lucyferem. Fakt, że wszyscy znaleźli się w domu, który zbudował diabeł musi zatem wiele znaczyć.Tak samo jak intrygujący rozdział z hiszpańskim malarzem, Francisco Goyą w roli głównej, którego obrazy wyjęte z ludzkich koszmarów pasują jak ulał do historii o Gwieździe Zarannej. No i jest jeszcze oczywiście Mazikeen, w ostatnich czasach nastawiona nieprzychylnie do tytułowego bohatera. Jak się możemy się domyślić, kobieta-demon będzie miała tu do odegrania niezwykle ważną rolę

Ostatni tom składa się jedynie z pięciu zeszytów, ale treści jest w nim co niemiara. Wizję, którą wykreował Dan Walters przy współpracy braci Fumiarów i Briana Levela można odczytywać na różnych poziomach, a ostateczna konkluzja ma w sobie coś nieuchronnego – nawet dla diabła, który nagle zapragnął nie istnieć. Istnienie jest bowiem czymś bolesnym dla każdego, próbują przekazać nam twórcy. Egzystencja i związane z nią uwarunkowania dotyczą wszystkich – czy to nas, maluczkich, czy demonów z koszmarów, czy wreszcie anielskich bytów – każdy dostaje w kość. A w przypadku istot obdarzonych nieśmiertelnością i wielkimi mocami, paradoksalnie musi boleć jeszcze bardziej. To odczuł kiedyś Lucyfer odchodząc z Piekła pragnąc żyć nagle innym życiem. Ale też każdy ma swoje miejsce w dziele stworzenia, które przy nagłym braku, wymaga naturalnego (nadnaturalnego?) wypełnienia – najlepiej świadczy o tym ostatnia plansza komiksu, po przeczytaniu  której autentycznie odczuwamy nie tylko dreszcz emocji i zrozumienie, ale także współczucie dla diabła. 

Lucyfer, t.4: diabeł w głębi serca

Nasza ocena: - 75%

75%

Scenariusz: Dan Walters. Rysunki: Max Fiumara i inni. Tłumaczenie: Paulina Braiter

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

Kobane calling – głos oddany tym, którzy choć krzyczą, wciąż nie są słyszani [recenzja]

Po lekturze pierwszego komiksu od Zerocalcare – „Przepowiednia pancernika” – byłem urzeczony, nie powiem. Ale …

Leave a Reply