Odpowiednie pożenienie historii z literaturą grozy wcale nie jest tak proste jak mogłoby się z pozoru wydawać. Nie dość bowiem, że trzeba dobrać kontekst tak, by wpisywał się w to co twórca chce przekazać, to jeszcze należy ściśle przestrzegać wyznaczonych przezeń granic. Wojciech Uszok wywiązuje się z tego zadania co najmniej dobrze.
„Manuskrypt” jak wszystkie powieści grozy wydane przez wydawnictwo Vesper, od początku sprawia bardzo pozytywne wrażenie jakością wydania. Tajemniczy opis fabuły i kojarzące się z demonologią ilustracje bezbłędnie oddziałują na wyobraźnię jeszcze przed rozpoczęciem lektury. A gdy w końcu do niej przychodzi, uczucie obcowania z czymś zakazanym jedynie się potęguje.
„Manuskrypt” Wojciecha Uszoka rozgrywa się na trzech różnych planach czasowych: odpowiednio w 1621, 1945 i 2013 roku. Historie z nimi powiązane wzajemnie się uzupełniają i przeplatają, a spoiwem wyłaniającego się w miarę kolejnych rozdziałów kręgosłupa opowieści, jest tajemnicza księga. Wszyscy chcą ją zdobyć, nikt nie potrafi się jej oprzeć. Cóż jednak zawiera, że potrafi zmusić ludzi do największych zbrodni? Na odpowiedź będziemy musieli uzbroić się aż do samego finału.
Choć prawdę mówiąc, nie do końca. Opowiadając nam swoją historię, Wojciech Uszok sprawia wrażenie autora który ze swoim pomysłem czuje się na tyle pewnie, by nie koncentrować się na wywracającym sytuację do góry nogami końcowym twiście, a bardziej zajrzeć do głów postaci i zastanowić się nad mechanizmem obsesji jaka z wolna je dotyka. W trakcie lektury dostajemy zatem wystarczająco dużo wskazówek by na długo przed ostatnimi stronami mieć pewność o jaką stawkę toczy się gra – ale to jak bohaterowie postanowią zareagować, pozostaje już tajemnicą.
Uszok wygrywa zatem przede wszystkim wtedy, gdy grozę wplata w piekło codzienności – czy to żyjących na skraju ubóstwa mieszkańców podupadłej wsi, czy oficera na szpicy zwycięskiego pochodu Armii Czerwonej. Nie potrzebuje też do tego sążnistych opisów strumienia świadomości bohaterów, to co dzieje się w ich głowach prezentując przy pomocy ich reakcji na wzbudzające wątpliwości wydarzenia. Dzieląc historię na trzy komplementarne wątki, autor skutecznie manewruje również naszą uwagą, kolejne klocki układanki dopasowując tak, by zawsze wskakiwały na właściwie miejsce w odpowiednim momencie.
Choć osadzenie fabuły książki w dużej mierze we wspomnianym przeze mnie na wstępie kontekście historycznym mogłoby powodować obawy o atrakcyjność formy, nic takiego nie ma w przypadku „Manuskyptu” miejsca. Akcja toczy się w dość jednostajnym, choć przyzwoitym tempie, a stylizacja języka tak, by dopasować go do dane przedziału czasowego choć jest obecna, nie powoduje wtrącenia z czytelniczego rytmu. Podobnie sprawa ma się ze wszelkiej maści opisami i dialogami. Te pierwsze nie dość, że doskonale malują książkową rzeczywistość, to jeszcze zdają się emanować doznaniami zmysłowymi. Innymi słowy, jeśli Uszok chce, żebyśmy poczuli obrzydzenie, bądź skrzywili nos na myśl o jakimś zapachu, dokładnie tak będziemy robić.
Jest więc całość plastyczna, stylistycznie bardzo dobrze napisana i wzbogacona o wystarczająco dobrą historię, by w trakcie lektury w dać się jej pochłonąć. Czy będzie to doznanie przyjemne, śmiem wątpić – ale czy jakakolwiek opowieść o ludzkiej naturze takim jest?
Manuskrypt
Nasza ocena: - 70%
70%
Autor: Wojciech Uszok. Wydawnictwo Vesper, 2020.