Marvel jest fajny, Marvel jest coraz częściej kreatywny. Zarówno ten filmowy i serialowy. Jednak niektórzy chcieliby czegoś więcej. Jakiegoś pierwiastka boskiego, nieokiełznanego szaleństwa, które wyniesie fabułę poza utarte schematy. I dlatego wielu komiksowych fanów tak czekało na serialowego Moon Knighta.
Ekscytację wzbudziło już osadzenie aktora w tytułowej roli. Oscar Isaac to jeden z najpopularniejszych, ale i najzdolniejszych filmowych artystów, lubiany przez różnorodne fandomy, z ogólnym przeświadczeniem fanów, że kto jak nie on udźwignie tę trudną rolę. Dlaczego trudną? Cóż, w marvelowskim bohaterze widzimy odbicia tych bardziej popularnych, walczących z wewnętrznym mrokiem postaci, jak Daredevil czy Batman, ale w tym przypadku jest to pomnożone jeszcze przez schizofreniczne doświadczenie. Moon Knight bowiem, choć żyje w jednym ciele, to na zewnątrz gra role różnych osób, o czym doskonale przekonujemy się w pierwszym epizodzie. Kto wcześniej nie czytał namiastki komiksowych opowieści z tym bohaterem wydanych po polsku może naprawdę poczuć się zagubiony wydarzeniami na fabularnej ścieżce i zachowaniami głównego bohatera. Ci zaś, którzy czytali komiks Jeffa Lemire’a, czy Warrena Ellisa w dużym stopniu wiedzą, czego można spodziewać się po tej postaci.
Cóż, Moon Knight, czyli Steven Grant alias Marc Spector, musi być po prostu szalony. Słyszy głosy, traci z życia dni, a przy tym ma oblicze uroczo nieporadnego życiowo Oscara Isaaca, natomiast momentów kiedy ów bohater robi się cholernie zaradny nie jest nam dane zobaczyć aż do finałowej sceny ). Ta mieszanka to kapitalny pomysł na zaintrygowanie widzów serialu Disneya, którzy zapewne przebierali nóżkami z niecierpliwości by w końcu móc zobaczyć, jakie lanie raz za razem daje złolom dochodzący do steru Marc Spector, ale przez większość czasu to co widzimy, to jedynie imponujące pokłosie jego działań.
Pierwszy odcinek to szalona wyprawa, na razie nie wiadomo dokładnie gdzie i dokąd, choć już teoretycznie poznaliśmy głównego przeciwnika (budzący niepokój siłą spokoju Ethan Hawke jako Arthur Harrow). Może nie jest tak nowatorsko i zaskakująco jak w “WandaVision”, ale za to wrzuceni jesteśmy na nieznane wody i co najważniejsze, młócimy tę wodę w zakłóconym rytmie, tak jak zakłócone jest życie Stevena Granta, roztrzepanego pracownika angielskiego muzeum. Bywa tak, że Steven budzi się nie wiadomo gdzie i nagle wszyscy wokół chcą go zabić. Myśli że jest dopiero piątek, a tak naprawde jest już niedziela. Zdaje sobie sprawę, że nie kontroluje swojego życia i kładąc się spać musi się przywiązać. Na nic to się zdaje, bo i tak ciągle przydarzają mu się dziwne rzeczy. No i jeszcze ten tubalny głos w głowie.
Głos należy do egipskiego boga księżyca Khonshu (F. Murray Abraham!), który z rzadka pojawia się w wizjach Stevena i głównie rzuca mu rozkazy. Steven jest na skraju szaleństwa, ale o dziwo narracja w serialu Marvela jest lekka, ironiczna, na razie więcej nas tu bawi i wszystko zależy od tego, jak sytuacja rozwinie się dalej. Czy będziemy śmieszkować, czy naprawdę dostaniemy opowieść o szaleństwie, któremu nie sposób się oprzeć? A może twórcy serialu mają jednak inną wizję? Czy znajdą właściwą ścieżkę między proporcjami nieodzownej dawki superbohaterszczyzny, a opowieścią o człowieku, którego życie jest cholernie skomplikowane i bez przerwy funduje mu szaloną jazdę? Oscar Isaac ma dużą szansę by znaleźć właściwą drogę między tymi artystycznymi wyzwaniami i trzeba mu w tym bardzo kibicować. Zwłaszcza po tym, jak zobaczyliśmy Moon Knighta w akcji, już w kostiumie, już z peleryną. Czy ta ostatnia będzie wirować jak szalona?
Foto © Disney+
Moon Knight, sezon 1, odcinek 1
Nasza ocena: - 70%
70%
Twórcy: Jeremy Slater. Wystęują: Oscar Isaac, Ethan Hawke, May Calamawy. Disney+ 2022