Drugi tom serii Dana Breretona choć nie urzeka i nie zaskakuje tak jak pierwsza odsłona, to i tak kryje w zanadrzu kilka niespodzianek dla czytelnika.
Prawda jest taka, że moglibyśmy obyć się bez drugiego tomu “Nocturnals”, bo nie wnosi on zbyt wiele do świata wykreowanego przez Dana Breretona. Mamy tu jedynie trzy komiksy, po których następuje seria długich dodatków, stanowiących większą część niniejszego omnibusa. Zaczynamy lekturę od istotnego dla mitologii Pacific City “Wiecznego mroku”, który w ciekawy sposób rozszerza świat przedstawiony, prezentując nam ukrytą za magicznymi drzwiami w pieczarze tajemniczą rasę i dokłada potwory z głębin. Na tym tle twórca rozwija swoje postacie, ze szczególnym wskazaniem na Rozgwiazdę, choć każdy z Nocturnalsów ma tu swoją rolę do odegrania. Potem, w czarno-białym rozdziale zatytułowanym “Gunwitch: Przedmieścia zagłady” opuszczamy Pacific City, by podczas wyprawy tytułowego bohatera oraz Halloween Eve do Heliopolis przyjrzeć się nadnaturalnemu konfliktowi wywołanemu przez wampiry. W tym przypadku Brereton odpowiadał jedynie za (chaotyczny) scenariusz, zaś za rysunki Ted Naifeh – i tak jak w przypadku pierwszego tomu, gdzie również mieliśmy gościnne występy innych artystów, ten zabieg się sprawdził, zwłaszcza, że rysunki Breretona w większej dawce potrafią znużyć.
Trzecie i zarazem krótkie “Widma”, z fabuła która szybko ucieka z głowy czytelnika zwieńczone się słowami “Przygoda dopiero się zaczęła…” i jest to trochę paradoksalne, bo na tym tytule kończymy komiksową dawkę w “Nocturnals”. A jednak, to rzeczywiście jest dopiero początek przygody, słowa Breretona można bowiem odczytać jako zachętę, aby czytelnik użył swojej wyobraźni i na swój sposób zanurzył się w świecie Nocturnals.
Pomoże nam w tym najlepsza, napisana wierszem odsłona drugiego tomu. “Alfabet nocy”, w bardzo klimatyczny sposób przetłumaczony przez Paulinę Braiter to esencja komiksu Dana Breretona – kiedy już znamy wszystkich bohaterów, znamy możliwości tego świata przedstawionego dostajemy piękne, zarówno w wersji słownej i rysunkowej podsumowanie dziwów, którymi w “Nocturnals” postanowił obdarzyć nas twórca. To też wskazówka mówiąca o tym, że ów świat ma naprawdę duży potencjał, który w dalszej części odkrywamy na podstawie rysunków towarzyszących dziennikowi Halloween Eve, która odpowiada nam na różne pytania dotyczące przeszłości tytułowej grupy. Ale też różne pojedyncze ilustracje Breretona są jakby częściami nieopowiedzianych jeszcze historii, które możemy układać w myślach na własną modłę. Tak jest niemal do końca albumu, do momentu kiedy nagle dostajemy przykłady, w jaki sposób takie historie można rozpocząć, by następnie patrzeć dokąd zmierzają. Mówiąc dokładniej, chodzi o ostatni rozdział w omnibusie, zatytułowany “Portfolio artystyczne Nocturnals”, w którym oprócz Breretona, kilku twórców przytacza różne epizody z życia nocnych bohaterów – takie, które są wstępem do dłuższej opowieści.
Na tym chyba polega fenomen Nocturnalsów. Patrząc całościowo to opowieść mocno epizodyczna, bez wyraźnego początku i końca, proponująca czytelnikowi rodzaj nadnaturalnych impresji, z fabułami, w których kryminał noir miesza się z odpryskami z mitologii Lovecrafta. I choć Dan Brereton nie jest wybitnym opowiadaczem, to w zamian nakreślił nam ramy świata, który mocno działa na wyobraźnię. Czy to zatem brak umiejętności pisarskich, czy może świadomy unik – ta rozczłonkowana opowieść, która poprzez kolejne obrazy wypełniające ów tom, ma samoistnie konstytuować się w większą całość w chłonące je wyobraźni czytelnika? A może czasem jest tak, że nie potrzebujemy większych, skomplikowanych fabuł, bo wystarczają nam skrawki nadnaturalnej rzeczywistości? Wystarczy zatrzymać się na dłużej nad jakąś ilustracją Breretona by uznać, że cały ten projekt ma w sobie coś naprawdę urzekającego, coś, czego nie musimy za wszelką cenę oddawać w słowach.
Nocturnals, Omnibus 2
Nasza ocena: - 70%
70%
Scenariusz: Dan Brereton i inni. Rysunki: Dan Brereton i inni. Tłumaczenie: Paulina Braiter. Nagle Comics 2024