Gorący temat

Ocaleni. Anomalie kwantowe – słodko – gorzkie przygody kosmicznych rozbitków [recenzja]

„Ocaleni. Anomalie kwantowe” od Leo to kolejny tom serii, w której ramach mieliśmy okazję zwiedzać równie odległe, co zadziwiające światy, jak Aldebran, Betelgeza, a w końcu Antares. Najnowszy tom cyklu to kwintesencja stylu brazylijskiego rysownika, z wszelkimi jego zaletami. Ale z wadami też.

Komiksy Leo zachwycały przede wszystkim zamiłowaniem do przygody. Jego bohaterowie niestrudzenie – choć niejednokrotnie przymuszeni przez okoliczności – eksplorują obce planety, odkrywając coraz to nowe okazy fauny i flory. Zwykle o anatomii przeczącej logice, ale z pewnością wywodzące się z przebogatej wyobraźni twórcy, któremu nie można odmówić rozmachu w kreacji. Nie inaczej jest w najnowszej, pięcioczęściowej odsłonie cyklu „ Ocaleni. Anomalie kwantowe”, na którego łamach towarzyszymy kolejnym kosmicznym rozbitkom uwięzionym na obcym i zdecydowanie mało przyjaznym globie, zagubionym gdzieś w bezmiarze kosmosu.
I Leo tak naprawdę nie wymyśla tu niczego nowego, nawet względem swojej wcześniejszej twórczości! Wszystkie perypetie rozpisane są od swoistej sztampy, którą jego czytelnicy doskonale znają. Nie brak tu mocno obecnej swobody, w tym seksualnej. I pewnej naiwności w kreacji postaci, których charakterologia też jest maksymalnie uproszczona. Ogólnie, Leo lubuje się w ukazywaniu roznegliżowanych kobiet i rozpisywaniu błyskawicznego nawiązywania relacji damsko – męskich, tłumaczonych zwyczajowo odosobnieniem w nieprzyjaznym środowisku, co potęguje w bohaterach łaknienie bliskości, też tej fizycznej, nie tylko emocjonalnej.
Prezentacja bohaterów nacechowana jest znacznym uproszczeniem, co czyni całość dość przewidywalną, przez co najciekawszą stroną scenariusza jest to, jakie jeszcze dziwaczne stworzenia/rośliny/rasy obcych Leo zdołał wymyślić i wpakować w swój komiks. Próżno szukać tu żelaznej konsekwencji ciągów przyczynowo skutkowych, a bohaterowie podejmują działania bardziej na zasadach myślenia życzeniowego, niż racjonalnej oceny sytuacji. Dodatkowo, mimo znaczącej umiejętności rysownika do oddawania uroków nagich ciał, zwłaszcza kobiet (a tego z pewnością nie brak i tu, jaki i we wcześniejszych odsłonach cyklu), tak Leo zupełnie nie radzi sobie z rysowaniem twarzy. Wszystkie postaci są do siebie podobne, wyróżnik stanowią co najwyżej fryzury, czy kolor włosów. Poza tym rysy są nijakie, ubogie w szczegółowość i indywidualne cechy.
Za to tło kadrów, szkice flory i fauny, oraz kolejne, niesamowite kreacje obcych cywilizacji to (jak wspomniałem) jeden z mocnych atutów tak tego komiksu, jak i całej twórczości Leo. Autor ten nie ma chyba granic wyobraźni, a podpierając się brakiem konieczności spełnienia wymogów logicznych, czy dopasowania się do jakichkolwiek zasad anatomicznych, daje upust swoim zapędom do fantasmagorycznych stworzeń… co naprawdę potrafi zauroczyć. Nie jest to komiks hard SF, to raczej kosmiczna przygodówka, traktująca światy przedstawione w sposób bardzo umowny i bez solidnego osadzenia w światotwórstwie, jednak – jeśli jesteśmy na to przygotowani, to „Ocaleni. Anomalie kwantowe” potrafią dostarczyć mnóstwa frajdy. Ten komiks zachwyca rozmachem, rozrywkowym tonem całej opowieści (mimo smutnych, czy drastycznych elementów to raczej przykład lżejszego produktu popkulturowego), bez aspiracji do bycia poważniejszym studium specyfiki kosmicznych wypraw czy też tematu kolonizacji obcych planet. Obowiązkowo finalnie pojawi się klamra spinająca niniejszy tom z wcześniejszymi częściami, a i rozwiązanie finalnego ratunku bohaterów jest z rodzaju deus ex machina. Co w przypadku twórczości Brazylijczyka nie jest niczym znów nowym.

„Ocaleni. Anomalie kwantowe” to komiks, który spodobać się może głównie wytrwałym miłośnikom brazylijskiego twórcy. Takim, którzy wiedzą czego się spodziewać i którym nie przeszkadza, że po raz kolejny – choć w ciut innej niż wcześniej estetyce obcego świata – otrzyma tę samą historię: o naiwnych rozbitkach na obcym globie, których o dziwo zdaje się ratować ich własna bezradność w obliczu zagrożenia.
Pozostali mogą sobie ten komiks śmiało darować.

Ocaleni. Anomalie kwantowe

Nasza ocena: - 60%

60%

Scenariusz i rysunki: Leo. Tłumaczenie: Wojciech Birek. Wydawnictwo Egmont 2022

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

Jazz Maynard tom 3. Live in Barcelona – przesycona jazzem współczesna opowieść noir [recenzja]

Chociaż dość długo kazali autorzy serii „Jazz Maynard” czekać na kolejną odsłonę o muzyku – …

Leave a Reply