Gorący temat

Pewnego razu w Hollywood – z miłości do kina [recenzja]

Jeden z najbardziej nietuzinkowych amerykańskich reżyserów już niejednokrotnie udowodnił, że potrafi wyczarować interesującą filmową historię nawet z pozoru banalnych tematów. A teraz okazuje się, że talentu nie brakuje mu również w powieściopisarstwie.

Filmowe „Pewnego razu w Hollywood” można traktować do pewnego stopnia jako list miłosny do bezpowrotnie utraconych, złotych lat fabryki snów, a jednocześnie okno przez które mogliśmy zajrzeć za kulisy najsłynniejszego filmowego światka w historii. To też poniekąd całkowicie absurdalna w znajomym dla niego stylu historia taka, jaką Tarantino chciał by była w rzeczywistości, z satysfakcjonującym happy endem i piekielnie dobrą realizacją. Nic dziwnego nie byłoby zatem w tym, gdyby do książki na dziele tak nierozerwalnie związanym z filmowym doświadczeniem podchodziło się z odpowiednią dozą ostrożności – niejeden raz mieliśmy już przecież do czynienia z literaturą która stanowiła niewiele więcej ponad odtwórcze przepisanie filmowego scenariusza, a co za tym idzie: ciężko samo jej powstanie było usprawiedliwiać czymkolwiek innym niż chęciami zwiększenia zysków.

Mimo wszystko jednak, książka autorstwa samego twórcy „Pewnego razu w Hollywood” reklamowana jest jako rzecz poszerzająca wiedze jaką wynieśliśmy z filmu – i trzeba uczciwie przyznać, że już od pierwszych stron usiłuje udowodnić nam, że na tak jednoznaczną marketingową strategię w stu procentach zasługuje. Robi to zresztą z sukcesem: Tarantino w swojej powieści bierze się nie tylko z wzbogacenie historii o kilka dodatkowych wątków, ale przy okazji rozbudowanie grających główne w nich role bohaterów. Siła rzeczy, najwięcej będziemy mieli Ricka Daltona I Cliffa Bootha, ale swoje role dostają też choćby Pussycat, Charlie Manson czy poszczególni artyści jakich nasi bohaterowie spotykają na swojej drodze. Tym samym wszyscy ci którzy zadawali sobie podczas filmowego seansu pytanie kim w rzeczywistości była „druga liga” Hollywood w latach 60’, jakie były jej obawy, konflikty i nadzieje na przebicie się na sam szczyt, zostaną tu w pełni usatysfakcjonowani – wszelkie motywacje postaci są tu przedstawione w sposób tak szczegółowy jak to tylko możliwe.

Ale to nie jedyna zaleta książkowego „Pewnego razu w Hollywood”, bo jak w trakcie kolejnych rozdziałów się okazuje, podobnie jak w przypadku filmu, Tarantino opowiada nam historię w historii – a właściwie historie w historiach. Tym samym niejednokrotnie natkniemy się w jego powieści na fragmenty wprost wyrwane z żyć hollywoodzkich gwiazd, stające się fundamentami do snucia zupełnie nowych, mogących wręcz stanowić materiał na zupełnie inne książki wątków. Tego typu przykładów jest u Amerykanina całe mnóstwo, a dzięki pełnemu detali stylowi, całość traktuje się niemal jak gawędę, jedną z takich których można by słuchać ogrzewając się przy kominku ze szklanką whisky w dłoni. Całość nabiera również dzięki temu niespiesznego tempa – wielostronicowe, pozbawione dialogów partie opisowe to coś co należy smakować partiami, tak by w pełni chłonąć atmosferę kawałka historii. Wydaje się zresztą, że to dokładnie to uczucie jakie Tarantino chciał czytelnikowi przekazać: z jednej strony odmalowując Hollywood jako coś więcej niż tylko blichtr, szybkie samochody i ogromne pieniądze, a z drugiej mimo wszystko ten obrazek wyidealizować na tyle, by móc zatracić się w nim bez reszty.

Książkowe „Pewnego razu w Hollywood” to zatem jednak w pewnym sensie niespodzianka, choć z tych zdecydowanie przyjemnych. Quentin Tarantino udowadnia tym samym, że jest równie sprawnym pisarzem co reżyserem, a filmowy scenariusz przeniesiony na karty powieści nie musi być jedynie prostą kalką. Jeśli więc marzy nam się ponownie odwiedzić Fabrykę Snów za jej najlepszych czasów, „Pewnego razu w Hollywood” w formie literatury zapewnia nam drugi bilet wstępu. Warto z niego  skorzystać.

Pewnego razu w Hollywood

Nasza ocena: - 80%

80%

Quentin Tarantino. Przekład: Maciej Potulny. Wydawnictwo Marginesy, 2021.

User Rating: Be the first one !

Maciej Bachorski

Pasjonat staroszkolnych horrorów science fiction w stylu "Obcego", "Cosia" czy "Ukrytego Wymiaru", rockowej/metalowej muzyki i przyzwoitej (znaczy, nie tylko single malt) whisky. Pisywał dla "Playboya", "PIXELA", czy "Wiedzy i Życia", a obecnie współpracuje z "Nową Fantastyką", "CD-Action" i "Netfilmem".

Zobacz także

Serce pustyni – awanturniczo – przygodowa seria, jakiej nam brakowało [recenzja]

Robert Karcz powraca. A ja, jeśli przy pierwszej części – „Honor złodzieja” – jeszcze wahałem …

Leave a Reply