Gorący temat

Poszukiwacze z Drzewoświata – fantastyka w stylu najlepszych lat 90. [recenzja]

„Poszukiwacze z Drzewoświata” to fantastyczny powrót do „starej” fantastyki, którą zaczytywałem się (nie ja jeden), mając lat -naście. Dawno temu, gdzieś w latach 90. I dużo z ducha tamtych utworów znalazło się również w tym komiksie od Wydawnictwa Lost In Time. A to nie jedyna jego zaleta.

Przyznaję, wiele dzieł popkultury oceniam przez pryzmat sentymentu do literacko – emocjonalnych doświadczeń z czasów młodości. To być może już przypadłość podeszłego wieku. A może fakt, iż obcuję z popkulturą lat przeszło trzydzieści i pewien dorobek opiniotwórczy siłą rzeczy stał się moim udziałem, poprzez ilość poznanych dzieł literackich, komiksowych i filmowych? Jednak nie zmienia faktu, iż ocena „Poszukiwaczy z Drzewoświata”, filtrowana przez taki właśnie pryzmat, nie tylko okazuje się oceną nad wyraz pozytywną, ale również wiele mówi o samej fabularnej i estetycznej konstrukcji komiksu. I myślę, że trafi on właśnie do takich, starzejących się już miłośników fantastyki najbardziej, właśnie na bazie skojarzeń z tym, co było czytane niegdyś, w erze przed-internetowej, kiedy książki kupowało się za pomocą kuponów, wysyłanych z papierowego katalogu otrzymywanego pocztą. Bo unosi się w niej duch klasyki, echa powieści science fiction, jakich już się teraz nie pisze. Zmienili się czytelnicy, zmienił się zakres poruszanych w fantastyce problemów. Poszukiwanie oryginalności zmieniło literatury science fiction, a rozwój nauki mocno obwarował autorską wyobraźnię, często ją doganiając. Albo przeganiając.
Warto jednak zaznaczyć, że literacki pierwowzór komiksu opublikowany został w 1994 roku. Być może stąd mocne zakorzenienie w estetyce gatunkowej, jaka wtedy królowała? A tamtą fantastykę cechowało często kreowanie niezwykłych światów, rozbudzanie w bohaterach nieustannego pragnienia do odkrywania granic znanego świata. I przekraczania ich, by zajrzeć poza utarty schemat, co jest parafrazą odwiecznego pędu ludzkości do wiedzy.

Całość fabuły powstała na podstawie powieści francuskiego pisarza Laurenta Geneforta, specjalizującego się w science fiction i fantasy. Przyznaję, nie słyszałem wcześniej o tym autorze, co smuci, ze względu i na jego pokaźny, obejmujący około pięćdziesięciu powieści dorobek, ale i fabułę niniejszego komiksu, stanowiącego adaptację jednej z nich. Być może niniejsza publikacja utoruje temu twórcy drogę na polski rynek? Czas pokaże.
Wracając do komiksu, to już w opisie zapowiada się epicka, nakreślona z rozmachem i ciekawa wizja świata przedstawionego. Wykreowanie gigantycznego drzewa, Drzewoświata, na którego konarach żyją całe plemiona, sugeruje poszukiwanie źródeł pomysłu w skandynawskim, mitologicznym Yggdrasillu, który także miał wszak stanowić podporę dla światów. W kreacji Geneforta mamy co prawda pewne uproszczenie, sytuujące w obszarze konarów pojedyncze plemienne wioski, nie zaś całe światy, jednak podobieństwo jest znaczące. Zwłaszcza że Drzewoświat zaczyna umierać, a coś w korzeniach zdaje się zatruwać płynący w nim, pradawny, życiodajny sok. W micie o Yggdrasillu to Normy każdej nocy podlewały święty jesion wodą z pradawnej, magicznej studni, by mógł on trwać w swej potędze.
W komiksie Drzewoświat obumiera, wieszcząc nieuchronną zagładę jego mieszkańców, a w poszukiwaniu ratunku wyrusza młody różdżkarz, Pierig. Niczym Ratatosk kursujący w roli posłańca po pniu Yggdrasilla, tak Pierig – w towarzystwie zaskakujących i niekoniecznie pożądanej grupy siłą dokooptowanych towarzyszy, wędruje wzdłuż pnia Drzewoświata, ku jego korzeniom, w celu odkrycia, co niszczy potężne drzewo.
Prawda, jaką odkryją, okaże się bardziej złożona i zaskakująca, niż którekolwiek z niezwykłej grupy może się spodziewać, a sama wyprawa zostanie okupiona wielkim cierpieniem i licznymi stratami. I czy w ogóle dla Drzewoświata ratunek jest możliwy?

Fabularnie to naprawdę interesująca, choć w moim odczuciu nie najlepiej zakończona opowieść. Autor nie do końca wykorzystał potencjał własnej kreacji świata przedstawionego i nazbyt pobieżnie przeprowadził bohaterów do finału. To jest dobra opowieść, ale nieco za krótka. Dałoby się ją bez szkody fabularnej wydłużyć, rozbudować, dając okazję do szerszego zaprezentowania fantastycznej wizji Drzewoświata. I to mój podstawowy zarzut względem tego komiksu – akcja toczy się nie tyle zbyt szybko, co zwyczajnie nazbyt gwałtownie się kończy. A chciałoby się jeszcze powędrować po konarach, poznać więcej tajemnic tej niezwykłej krainy, zetknąć się z kolejnymi jego mieszkańcami.
Rysownikiem komiksu jest Alexandre Ristorelli, człowiek o wszechstronnych zajęciach, obejmujących różne formy komiksowe oraz animacje. Ilustrował wiele krótkich komiksów i niezależnych zine’ów, ale też tworzył storyboardy dla dwóch ostatnich sezonów animowanej serii „Tajemnicze złote miasta”. Jego kreska wpisuje się ogólnie w klasyczne wyobrażenie o komiksie frankofońskim. Skupienie na detalu, akcent na realizm formy i szerokie kadry panoramiczne, obfitujące w szczegóły tła to i najwyraźniejsze cechy tej szkoły komiksowej, ale i jej najważniejsze zalety, którymi rysownik dobrze rozgrywa. Dzięki temu „Poszukiwacze z Drzewoświata” okazują się opowieścią zajmująco nie tylko fabularnie, ale i wizualnie.
Zresztą, już przepiękna w formie i kolorystyce jest sama okładka, dobrze oddająca, jaką graficzną przyjemność może nam zaoferować cały album.
Dużo tutaj – jak wspominałem – czuć Briana W. Aldisa, dużo Roberta Silverberga. Ale takie skojarzenia z tuzami fantastyki tylko dobrze świadczy i o Geneforcie i o jego dziele. Tak oryginalnym, jak i adaptowanym na język komiksu.

„Poszukiwacze z Drzewoświata” – tytuł lepiej dopasowany nawet, niż oryginalny, „Les chasseurs de sève” („Poszukiwacze soków”) to kolejny frankofon w portfolio Lost In Time i przyznaję, że cenię sobie tę ich specjalizację, bo od dawna wiadomo, jak prężny jest rynek komiksowy w tamtej części Europy i ile ciekawych rzeczy potrafi zaoferować. Niniejszy album to kolejny tego przykład.

Poszukiwacze z Drzewoświata

Nasza ocena: - 75%

75%

Scenariusz: Laurent Genefort, Alexandre Ristorcelli. Rysunki: Alexandre Ristorcelli. Tłumaczenie: Jakub Syty. Wydawnictwo Lost In Time 2023

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

Bajania – nie tylko koszmary [recenzja]

“Bajania” to album niespodzianka dla wielbicieli „Sandmana”, ale także dla fanów komiksowych “Baśni”. Za zbiór …

Leave a Reply