Trzeci tom “Niewidzialnych” to rodzaj fabularnego przełamania, co potwierdza w dosyć gorzkim posłowiu Grant Morrison. Jeśli właśnie od tego momentu seria miała być bardziej przyjazna czytelnikowi, to tylko wyszlo jej na dobre.
Nie wszystko złoto co Vertigo można powiedzieć, kiedy ma się już za sobą te najważniejsze tytuły ze słynnego imprintu DC. Dla jednych przereklamowana będzie seria “100 naboi”, dla innych nie do przejścia może się okazać Transmetropolitan”. Dla części czytelników i nie do przejścia i przereklamowani będą zapewne “Niewidzialni”, czyli seria uważana za opus magnum Granta Morrisona. Tytuł, który jak się okazuje w swoich pierwszych odsłonach za słabo się sprzedawał i aby to zmienić potrzebny był twórczy tuning polegający na przystosowaniu do gustów amerykańskich czytelników. Nic to, że to przecież czytelnicy Vertigo, którzy sami z siebie powinni łykać bardziej skomplikowane fabuły. Na Granta Morrisona to wciąż za mało, bo wedle jego słów “Czytelnicy komiksowi, w tym fani Vertigo, w głębi duszy pozostają istotami głęboko konserwatywnymi i szczerze wierzę, że chcą, aby ich komiksy były równie stałe i niezmienne jak gównoburger z McDonalda albo puszka pepsi”.
No cóż, powiem szczerze, że sam miałem problem z “Niewidzialnymi”, nie zaskoczyło tak jak byłem pewien, że zaskoczy. Spiski, ukryta rzeczywistość, sekretne stowarzyszenia, anarchia i mnóstwo popkulturowych odniesień to tematy, które w komiksie uwielbiam i nawet “Arkadia” z pierwszego tomu, która ponoć była dla komiksomaniaków za trudna bardzo mi podpasowała. Czytana wcześniej “Promethea”, Alana Moore’a, z bliźniaczą tematyką i stopniem skomplikowania (na różnych płaszczyznach) również wpasowała się w mój gust idealnie.. Tyle że Moore jest systematyczny i poukładany, a Morrison rwie do przodu nie oglądając się na nikogo. No i musiał w pewnym wyhamować. Dla mnie osobiście to drugi tom po intrygującym pierwszym był owocem chaotycznej twórczości, która nie wiadomo dokąd zmierza. W trzecim tomie wreszcie wychodzi na prostą i zaczyna kształtować pełny obraz z różnorodnych, nakładających się na siebie wątków.
W drugim tomie Niewidzialni, a w szczególności King Mob przeżywali naprawdę ciężkie chwile. Teraz drużyna znowu jest w komplecie i staje przed nowym zadaniem. Gdzieś na odludziu, w miejscu gdzie Oppenheimer i spółka pracowali nad bombą atomową jest tajny ośrodek, a w nim tworzone są cuda, które zmieniłyby świat, są jednak niedostępne dla ludzkości. Jednym z takich cudów jest szczepionka na aids, po którą wyprawiają się Niewidzialni. A to dopiero wstęp do szalonych przygód, w których ważną rolę będzie odgrywał czas – zajrzymy zarówno w przyszłość jak i przeszłość grupy – pamiętajmy przy tym, że obsada Niewidzialnych ulega częstym zmianom, więc niekoniecznie zobaczymy te same postacie w tych samych rolach. Cały ten czasowy misz masz prowadzi do bardzo zaskakującej, finałowej opowieści o mrocznie brzmiącym tytule “Amerykański obóz śmierci”, w którym główną rolę będzie odgrywała Boy (warto przypomnieć sobie jej świetny origin w drugim tomie?). A potem, można rzec po marvelowsku, nic już nie będzie takie samo.
Do tego, aby “Niewidzialni” stali się bardziej przystępni, Grant Morrison musiał nieco uciec od kulturowych, europejskich odniesień z różnych dziedzin do… po prostu do Ameryki. Scenarzysta stwierdził, że w ten sposób spłycił swoją twórczą jazdę, jakoby na życzenie czytelników (i pewnie redaktorów z DC Vertigo), ale sama fabularna konstrukcja nagle jakby wskoczyła na wyższy poziom, łącząc w bardzo pomysłowy sposób wątki z poprzednich tomów. Jest tak, jakbyśmy razem z autorem zdzierali kolejne, fabularne warstwy, które co i rusz stawiają historię i jej bohaterów w nowym świetle i w tym aspekcie dostajemy naprawdę komiksową ucztę.
Padały jeszcze gorzkie słowa Morrisona, że ponoć czytelnicy uważali, że rysunki w “Niewidzialnych” są brzydkie, a ciągłe zmiany rysowników nie wpływają dobrze na estetyczne samopoczucie. W tym aspekcie Grant Morrison również uległ głosowi ludu i postawił na Phila Jimeneza, autora o można rzecz o bezpiecznej, typowej dla superbohaterskich opowieści kresce. Po latach, ten ruch zdecydowanie wychodzi “Niewidzialnym” na plus – bo jednostajność graficzna też może przełożyć się na jakość, jeśli idealnie współgra ze scenariuszem (vide “Strażnicy”). Także kolorystyka nie jest tak nadmiernie jaskrawa i krzykliwa jak w tych pierwszych tomach i oczy mogą odpocząć, mimo że wciąż z mamy do czyniania z rodzajem graficznej psychodelii, tyle że wziętej w karby konkretnej, czytelnej kreski.
Podsumowując – historia w “Niewidzialnych” w końcu zaskoczyła, choć po posłowiu Morrisona człowiek ma wrażenie, że traktowany jest przez twórcę, delikatnie mówiąc, z pobłażaniem. W rzeczywistości dopiero w trzecim tomie ta historia w pełni otwiera się przed nami, podatna na coraz więcej interpretacji i skłaniająca do tego, żeby rozpocząć lekturę ponownie, bo pewne rzeczy, pewne nawiązania i tropy mogły (raczej musiały) nam wcześniej umknąć. Bowiem uprościć nie zawsze znaczy spartaczyć. Gdy nagle czujemy ekscytację, że coś, co przeczytaliśmy jakiś czas temu, z nowej perspektywy wygląda atrakcyjniej i ciekawiej, to znaczy, że w jakiś sposób jednak odczytaliśmy intencje Granta Morrisona. To po prostu nie jest komiks na raz, to rzecz od której masz się odbijać, ale to odbijanie w pewnym momencie zaczyna działać ożywczo i wzbudza w czytelniku nutę przekory. Jeszcze tu wrócę – mówimy do siebie po skończeniu lektury i nie są to słowa rzucane na wiatr.
Niewidzialni, tom 3
Nasza ocena: - 85%
85%
Scenariusz: Grant Morrison. Rysunki: Phil Jimenez i inni. Tłumaczenie: Paulina Braiter. Egmont 2023