Trzeci tom przygód wielkiego wezyra, który chce zostać kalifem w miejsce kalifa to przykład nieustannej kreatywności, którą wlewali w te komiksowe historyjki Rene Goscinny i Jean Tabary.
Iznogud o bohater, który w świadomości komiksowego czytelnika sto gdzieś z tyłu za najbardziej znanymi bohaterami wymyślonymi przez Goscinnego, czyli za Asteriksem i Obeliksem, Lucky Lukiem, czy Mikołajkiem. W trzecim zbiorczym tomie widać wyraźnie, dlaczego tak jest. Przygody Iznoguda nie mają rozbudowanej fabuły, w każdym z zawartych tutaj czterech albumów dzieli się ona na kilka odrębnych rozdziałów, które przypominają rozbudowane skecze, a nie jednoalbumowe historie, którymi charakteryzowały się opowieści o Asteriksie i Obeliksie. Czy to wada? Wręcz przeciwnie, to pokaz niespożytej kreatywności, która z jednego fabularnego motywu co chwila wyciąga nowe, często abstrakcyjne rozwiązania. Czyste szaleństwo formy i wyobraźni.
Iznogud musiał tym właśnie być dla Gościnnego – nieustannym ćwiczenie pisarskiej formy, w myśl której twórca szukał coraz to nowych ścieżek dla zrealizowania kolejnych pomysłów wielkiego wezyra w jaki sposób pozbyć się kalifa i zająć jego miejsce. Każda historia jest więc dokładnie o tym samym, jednak nawet czytając pod rząd te cztery albumy (od 9 do 12), nawet na chwilę nie odczuwamy monotonii, a bardziej ciekawość, co wymyśli Gościnny w kolejnej, krótkiej opowiastce. Szaleje tutaj również rysownik, który przedstawia nam Iznoguda w dynamicznych pozach, buzującego zarówno wewnętrznie i zewnętrznie, a dla kontrastu mamy jego flegmatycznego przybocznego, Pali Bebeha, który służy najczęściej jako królik doświadczalny dla kolejnych metod do pozbycia się kalifa. Sam kalif jest niezmiennie uroczy i całkowicie nieświadomy niecnych planów wezyra, a jednak wciąż uchodzi cało z różnych opresji, których zresztą nie jest w stanie dostrzec.
Dwie najlepsze historyjki z niniejszego zbiorczego wydania to “Turecki puzzel” i “Pudełko na wspomnienia”. Pierwsza jest groteskowa i zarazem abstrakcyjna do granic możliwości, druga to perełka z niezwykłym formalnie zakończeniem, w którym bierze udział sam rysownik Iznoguda, Jean Tabary. Obie stanowią idealny przykład komiksowego żartu, rozszerzając przy tym możliwości tego medium.
“Iznogud” to po prostu rodzaj humorystycznego poligonu, na którym Gościnny mógł sprawdzać różne komiksowe techniki narracji. Dlatego nieistotny jest tutaj ciąg fabularny, czy utrzymanie związku przyczynowo-skutkowego, bo przecież Iznogud niejednokrotnie pada sam ofiarą swoich niecnych planów i ląduje w opałach, jednak nigdy nie wiemy w jaki sposób udaje mu się z nich wykaraskać. To staje się tak naprawdę nieistotne, ponieważ rządzi tutaj bardzo specjalna konwencja, w myśl której wszystko musi obracać się wokół kwestii – jak zostać kalifem w miejsce kalifa. Gdy dochodzi do puenty, całość naturalnie wraca do punktu początkowego i wszystko zaczyna się od nowa, tyle że w różnych konfiguracjach. Przychodzą tu na myśl skojarzenia z książeczką Raimonda Queneau – “Ćwiczenia stylistyczne”, w której równie słynny francuski twórca na kilkadziesiąt sposobów stylistycznych opisał jedno banalne wydarzenie. I tym właśnie są przygody Iznoguda, ćwiczeniem stylistyczno-formalnym, które od dziesięcioleci nieustannie bawi uwielbiających tego rodzaju humor czytelników.
Przygody wielkiego wezyra Iznoguda, tom 3
Nasza ocena: - 80%
80%
Scenariusz: Rene Goscinny. Rysunki: Jean Tabary