Gorący temat

Rywal Diabła – balansowania na krawędzi ciąg dalszy [recenzja]

Przyznaję uczciwie – czekam z utęsknieniem, aż Kubie Sobańskiemu powinie się noga. Aż trafi na kogoś cwańszego, silniejszego, bardziej bezwzględnego, niż on sam. I marnie skończy. Przy premierowym – szóstym już – tomie jego losów miałem nadzieję, że stanie się to już, tym razem. Ale autor – Adrian Bednarek – znów mnie zaskoczył. Bo takiej volty, jak w „Rywalu Diabła” to – szczerze – zupełnie się nie spodziewałem.

I to nie tak, że wszystko mi w tym tomie pasuje. Kilka rzeczy nie składa się zupełnie, w kilku momentach nawet moje zawieszenie niewiary nijak zawierzyć opowieści nie chce. Ale zaskoczenie jest i to duże, bo twórca po raz kolejny – w niespodziewany sposób – przemodelował świat Sobańskiego i po raz kolejny nie domknął historii na tyle, by móc do niej kiedyś wrócić. A mnie pozostaje nadal czekać, aż Sobański przegra i w końcu zniknie i z Krakowa i literatury. Bo, mówiąc wprost – nie lubię gościa, jak cholera.

Serio, postać wykreowana przez Bednarka to bohater, jakiego nie umiem tolerować. Przykład zepsutej, bananowej młodzieży, która kryje bardzo mroczne sekrety, umocniona w swoim przeświadczeniu, że wszystko jej się należy z racji pochodzenia i materialnego statusu. To jednocześnie bohater, którego twórca usilnie tłumaczy dziecięcymi traumami, jakie uczyniły z niego potwora. Jednak to tłumaczenie nijak mnie nie przekonuje – Sobański swoje problemy winien przepracowywać na kozetkach najdroższych psychologów lub w najlepszych, luksusowych klinikach, a nie spełniając swoje najmroczniejsze, makabryczne fantazje, mordując niewinnych na krakowskich ulicach. To bardzo zły kierunek – takie usprawiedliwianie postaci i jej amoralnych ciągot. Sobański to potwór, który krzywdzi nie tylko swoje bezpośrednie ofiary, ale także każdego, z kim się zetknie, kto rezonuje z nim, w jego otoczeniu. To przykład antybohatera – nie pierwszego już w twórczości Bednarka – do którego nie umiem wykrzesać choćby krzty pozytywnych odczuć, a jedyne, co względem niego odczuwam to niechęć. I nadzieja, że w końcu Diabeł przegra. Na razie niespełniona.

Niniejszy tom oscyluje w klimatach bardzo zbliżonych do tego, co oferuje cała seria. Opowiada kolejny etap losów Sobańskiego i jego funkcjonowanie w ciągłym zawieszeniu pomiędzy niedookreślonymi nawet przez niego uczuciami względem Sonii, niedawnej protegowanej i wspólniczki w zbrodni, teraz stanowiącej coraz poważniejsze zagrożenie, a próbą budowania normalnego (sic!) związku z nową partnerką, Doną. Jako, że Sobański to kobieciarz, któremu (albo może – którego symbolicznemu portfelowi) nie potrafi nie ulec żadna z kreowanych przez Bednarka kobiet, tak i tutaj jawi się Kuba jako zdobywca, owijający sobie kolejną kandydatkę do maczystowskiego portfolio Sobańskiego – playboya wokół palca, w dodatku czyniąc ją ofiarą jego własnych chorych manipulacji. To niezwykle krzywdzący obraz kobiet, które dla materialnego komfortu i wymiernych korzyści zdolne są zaaprobować każdą, najgorszą prawdę, tłumacząc to oddaniem i miłością, a będącym toksycznym zaślepieniem. Krzywdzący, ale wpasowany w stylizację Sobańskiego na typowego macho, który bierze co chce i nie ogląda się za siebie. To kolejny kamyczek do ogródka mojej antypatii względem bohatera, jaki dorzuca jego twórca sprawiając, że z coraz większą niechęcią spoglądam ku tej postaci. Taki obrany przez autora tor sprawia, że Sobański – z początku jawiący się trochę jako „pozytywny antybohater” pokroju słynnego Dextera, coraz bardziej oddryfowuje od granicy akceptowalności, nawet w ramach literackiej, fikcyjnej kreacji, stając się karykaturą samego siebie.

Mam wrażenie, że Sobański ewoluuje mimowolnie i im bardziej autor przesuwa granicę transgresji, tym usilniej stara się go wytłumaczyć, przypisać mu cechu skrzywdzonej niegdyś ofiary i podkreślić wynikającą z braku innej możliwości akceptowalność jego zachowań.

Pojawiające się w każdym z tomów mniejsze lub większe nielogiczności tutaj objawiają się miejscami chyba najsilniej (choćby w scenie spotkania policjanta z informatorem, którym akurat wtedy – po długim czasie współpracy – zbiera się do szczerej rozmowy na temat własnych motywacji), a i sam powieściowy antagonista zdaje się nieco zbyt… karkołomnie wykreowany. I choć przyznaję – dałem się zaskoczyć i zupełnie nie spodziewałem się takiego obrotu spraw, to jednak nadal nie umiem uznać owej kreacji za wystarczająco prawdopodobną.

Dostrzegalnie zmienia się – znów – styl pisarski Bednarka. Już we wcześniejszych tomach zauważałem pewną, powiększającą się swobodę i otwartość na przesuwanie granicy oraz relatywizm przekazu, na jaki autor pozwala sobie z każdą kolejną częścią, coraz bardziej balansując na krawędzi moralnej akceptacji i dobrego smaku. W „Rywalu Diabła” rzuca się w oczy większa niż wcześniej wulgarność. Zarówno w narracji (pierwszoosobowej), jak i w dialogach. Bohaterowie częściej przeklinają, stają się bardziej niż wcześniej (o ile to możliwe) antypatyczni w obejściu i jedno, co się nie zmienia to uprzedmiotowianie kobiet w otoczeniu Sobańskiego, które klasyfikowane są głównie względem fizycznej atrakcyjności i seksualnej „przydatności”.

Cała serii o Sobańskim to nurzanie się w mroku, w ponurych fantazjach i zbliżaniu do niebezpiecznej granicy akceptowalności tego, co można w literaturze. Czy Bednarek ją przekracza? Moim zdaniem, to zależne od wrażliwości samego odbiorcy, bo to nadal pisanie o fikcyjnej postaci i zmyślonych ofiarach, co, samo w sobie, nie dotyka bezpośrednio nikogo realnego. Można w tym kontekście stawiać pytanie o poziom trywializowania, upopkulturawiania zbrodni i przemocy – o czym piszę powyżej. Choć trzeba podkreślić, że Bednarek stosunkowo oszczędnie szafuje makabrą, stawiając bardziej na odsłonę mrocznego portretu psychologicznego postaci. Więcej, niż detalom samych zbrodni Kuby (które się pojawiają, ale w tej konwencji gatunkowej nie sposób wyzbyć się ich zupełnie) przyglądamy się jego pokiereszowanej, wypaczonej do granic psychice. I choć to równie – a może bardziej – przerażające i obrzydliwe, to jednak nie zagłębiamy się w fizyczną anatomię zbrodni, pozostając bliżej jej psychologicznemu aspektowi.

Mam z Bednarkiem problem od początku jego pisarskiej kariery. Bo z jednej strony jego sztandarowy bohater to człowiek, który nie powinien być nigdy kreowany na popkulturową ikonę. A w dodatku, dzięki swoistemu rozgrzeszaniu go przez twórcę i tłumaczeniu mroku tkwiącego w nim przeżyciami z dzieciństwa, usprawiedliwiania jego zachowań i stawiania go niejako w roli ofiary, nie kata, którym w rzeczywistości jest, zbliża się autor niebezpiecznie blisko granicy akceptacji. Z drugiej strony moja ocena filtrowana jest przez próbę obserwacji socjologicznego zjawiska, jakim jest społeczna fascynacja złem i pragnienie swoistego podglądactwa. Bednarek wykorzystuje (coraz bardziej rozrastającą się) niszę czytelniczego zamiłowania do specyficznej w swojej genezie transgresji literackiej, zapewniającej możliwość poznawczą bez jakiejkolwiek odpowiedzialności. Z jednej strony to obnażanie świata w całej jego prawdzie, bez ułagodzenia, bez podkolorowywania, z całym jego mrokiem i brudem, a z drugiej to niebezpieczne – w zakresie społecznym – zobojętnianie ludzi i oswajanie ich z makabrą jako taką, przez co zaciera się ich poczucie empatii i naturalny moralny kompas. Bo w pewnym momencie dochodzimy do granicy w której najbardziej przerażająca w charakterze zbrodnia kontrowana jest spostrzeżeniem: ale to już było. A nawet mocniej, bardziej.

Nie zmienia to faktu, że seria o Kubie Sobańskim stanowi pewien – może i wpisujący się w trend, ale jednak – fenomen literacki. Autora flirt ze zbrodnią i przesuwaniem granicy trwa, a czytelnicy wciąż łakną nowych opowieści o seryjnym mordercy z Krakowa. Przyznaję, sam czytam każdy kolejny tom z ciekawością, ale też wspominaną na początku nadzieją, że tym razem bohaterowi nie uda się wyjść cało z coraz to nowych opresji.

Historia stworzona przez Bednarka fascynuje też pod innym względem. Jest z gruntu niemożliwa. Całość kreacji dosłownie na każdym kroku trzeszczy w szwach, obnażając niejednokrotne logiczne absurdy świata przedstawionego i osi fabularnej… by jednocześnie zdołać przykuć uwagę i zaintrygować na tyle, by chciało się czytać kolejne strony. I nie wiem, jak inni, ja czytam z ciekawością i z oczekiwaniem na tą upragnioną, ostateczna klęskę, której wciąż nie dostaję, której nie otrzymałem nawet kiedy Sobański trafił do więzienia. Tym razem też pojawia się ciekawy twist na zakończenie, który nie tylko nie kończy definitywnie całej historii, ale otwiera zupełnie nowe możliwości… i ciekaw jestem – szczerze – w jakim kierunku zawędruje Bednarek tym razem. A że sięgnie po postać Sobańskiego – może po krótszej, może po dłuższej przerwie – tego jestem wręcz pewien. Czytelnicy by mu nie darowali, jeśliby porzucił tak popularna postać, a ja sam byłbym zdegustowany, nie doczekawszy się upragnionej klęski, cokolwiek uwiarygadniającej całą opowieść.

„Rywal Diabła” to książka w której logika zdarzeń trzeszczy, świat wykreowany jest odbiciem w krzywym zwierciadle naszego, realnego, w którym psychologia postaci jest swoistą karykaturą samej siebie. Ale jednocześnie jest to powieść (i seria), którą cechuje niezwykły magnetyzm. Mimo absurdów i nielogiczności, pochłaniamy stronę po stronie z wypiekami na twarzy, nie mogąc odmówić sobie poznania dalszych losów tej skrajnie wypaczonej postaci. Z powodów, których naprawdę w pełni wyjaśnić nie umiem. Mam wrażenie, że to trochę tak, iż oswajamy własne lęki poprzez przeniesienie ciężaru tych obaw na fikcyjną, w pełni wyimaginowaną kreację. Świat Bednarka jest zbliżony do naszego, tożsamy z nim. Mieszkańcy Krakowa bez trudu odnajdą się w miejskiej topografii odwzorowanej pieczołowicie w powieści. Jednocześnie jest to świat niespójny, wypoczwarzony, na tyle nierealistyczny, byśmy odruchowo odrzucali jego istnienie. To nie jest nasz świat, mimo natłoku podobieństw. A skoro seryjny morderca, który w nim grasuje jest równie przerysowany i nierealny, to mniej obawiamy się go w rzeczywistości. Odsuwamy od siebie podświadomie możliwość istnienia zła tak wielkiego, że aż karykaturalnego. Które przecież ma prawo się zdarzyć. To trochę zaklinanie rzeczywistości i lokowanie lęku w na tyle wyimaginowanej scenografii, by straciła swój realny wydźwięk. Stała się tylko fikcją, bez możliwości zamanifestowania w prawdziwym świecie.

To schemat przeniesienia strachu tożsamy dla reakcji na klasyczne horrory, gdzie z natury fantastyczne, nadprzyrodzone zagrożenia i potwory stanowią substytut prawdziwych obaw, obłaskawianych niejako przyjętym, nadnaturalnym (a więc w domyśle niemożliwym do zaistnienia) sztafażem.

„Rywal Diabła” dorzuca kolejną cegiełkę do wypaczonych losów Kuby Sobańskiego, którą czytelnicy serii niewątpliwie przywitają z radością. Nie odbiega poziomem od poprzednich części, obracając się w zbliżonym do wcześniejszych tomów schemacie z kilkoma niespodziewanymi zwrotami akcji. To nadal nierealna, przerysowana kreacja, wymuszająca pytanie o literackie granice transgresji i moralną odpowiedzialność twórców za trywializowanie ludzkiego cierpienia. Z drugiej strony to odpowiedź na rynkowe zapotrzebowanie i czytelnicze fascynacje. A może też próba obłaskawiania wewnętrznych społecznych obaw przed tym złem, którego możemy doświadczyć naprawdę? Na te pytania każdy z czytelników winien sobie samodzielnie odpowiedzieć.

Rywal Diabła

Nasza ocena: - 70%

70%

Adrian Bednarek. Wydawnictwo Zaczytani 2023

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

Wszystkie drogi prowadzą – umarł król, niech żyje król? [recenzja patronacka]

Umarł król, niech żyje król! Chciałoby się powiedzieć po lekturze drugiej książki Łukasza Kucharczyka. Bo …

Leave a Reply