Wybornie czyta się „Sierpień” w październiku. Krzysztof Żwirski w swoim eseju podróżniczym włóczy się bez celu po krajach nadbałtyckich – Litwie, Łotwie i Estonii. Odwiedza miejsca oddalone od turystycznych szlaków, pozornie nieciekawe i mało atrakcyjne. Takie, w których człowiek zderza się z przestrzenią, krajobrazem, ciszą i własnymi myślami.
„Sierpień” to garść luźnych notatek, raczej zapis wrażeń niż konkretów. Autor z wielką wrażliwością opowiada o miejscach, w które się nie jeździ, bo nie ma po co. Jest tylko pustka, bezruch i bezkres. A także zwykli ludzie, którzy dziwią się przyjezdnym i podróżni mający w sobie romantyczne ciągoty, pozwalającą im docenić nieoczywistą wartość takich miejsc.
„O przestawności tego, co nazywamy pięknem, najlepiej świadczy to, że góry przez wieki także miały status ziemi niczyjej, przestrzeni ofiarowującej co najwyżej bezimienny pochówek zapędzającym się tam nieszczęśnikom. Trudno dzisiaj uwierzyć, że Alpy, Pireneje, szkockie Grampiany, Sudety czy Karpaty aż do epoki romantyzmu nie posiadały w oczach wykształconych Europejczyków żadnej wartości, stanowiąc przede wszystkim przeszkodę komunikacyjną, co najwyżej miejsce zamieszkania ludzi prymitywnych, odciętych od przywilejów i łask rolniczych nizin.”
Proza Żwirskiego utkana jest z tęsknot, ciszy i melancholii. W eseju nie dzieje się nic wielkiego, ale przysięgam, w trakcie lektury czas zatrzymuje się na chwilę, a świat za oknem przestaję istnieć. Nie chcę porównywać, bo autor mówi swoim własny głosem, ale „Sierpień” wywołuje we mnie podobne odczucia co opowieści drogi Stasiuka. Mam tu na myśli ulotne wrażenia i emocje, szarpnięcia za serce i ten specjalny rodzaj czułości do świata.
Debiut Krzysztofa Żwirskiego zachwyca w każdym calu. Jego „Sierpień” to nastrojowa, subtelna, wybitna proza. Pozwolę sobie powtórzyć za Panem Cogito:
„a jeśli jest to Twoje uwodzenie jestem uwiedziony na
zawsze i bez wybaczenia”.
Sierpień
Nasza ocena: - 90%
90%
Krzysztof Żwirski. Wydawnictwo Austeria 2021.