Gorący temat

Subiektywne podsumowanie roku 2023 – Literatura

Choć z pewnością nie przeczytaliśmy w minionym roku tylu książek, ile byśmy chcieli, a nasze stosiki wstydu niebezpiecznie wzrastają, to jednak wybraliśmy sposród zeszłorocznych lektur te najlepsze naszym zdaniem, na które koniecznie powinniście zwrócic uwagę. 

SCIENCE FICTION / FANTASY

Switłana Taratorina – Lazarus – Stalker Books

Pierwsza myśl, jaka przychodzi mi w zakresie charakterystyki „Lazarusa” to przyrównanie do jednego z moich ulubionych pisarzy, który zresztą doskonale czuje się w urban fantasy – Neila Gaimana. Jednak nazywanie Taratoriny „Gaimanem w spódnicy” byłoby trochę dla autorki krzywdzące. Bowiem sugerować by mogło manierę kopiowania, wzorowania się na brytyjskim autorze, próbę wejścia w jego buty. A proza Taratoriny wyróżnia się przede wszystkim bardzo silną narodową, kulturową tożsamością. Tożsamością, która w obecnych czasach samej Ukrainie i jej mieszkańcom zdaje się być szczególnie potrzebna.
W przeciwieństwie do licznego grona bardzo dobrych ukraińskich autorów, Taratorina nigdy nie pisała i nie publikowała w języku rosyjskim, co wcześniej było dla twórców korzystne ze względów komercyjnych, a obecnie nie tylko stało się passe (co zrozumiałe), ale dodatkowo zaniechanie rosyjskojęzycznych publikacji jawi się jako wyraz swoistej manifestacji przynależności i świadomości narodowej. Dobrze więc w tym kontekście wypada Taratorina, tu nie ma wątpliwości. Ale ważniejszym jest, że nawet bez doszukiwania się polityczno – narodowego manifestu w jej prozie, sama literatura doskonale się broni.

Paweł Matuszek – Zejście 49 – Wydawnictwo IX

„Zejście49” to z jednej strony zabawa konwencją. Z drugiej – granie na sentymentach odwoływaniem się do literatury i kina fantastycznego, na jakich wychowywali się obecni trzydziestokilku- (i starsi) latkowie. To te pokolenia, roczniki z lat 80. i wcześniejszych mają szansę odczytać najwięcej ukrytych w tej powieści easter eggów, nawiązań i popkulturowych smaczków. Z jeszcze innej strony, to interesujący głos w kontekście dysputy o tym, jaka przyszłość w cieniu potężniejącej SI nas czeka, m.in. w obrębie szeroko rozumianej branży artystycznej.
Ale niezależnie od tego, z jakiej perspektywy na „Zejście49” spojrzymy, to zawsze pozostaje nam świetna, cyberpunkowa powieść, o jaką (nie tylko w polskiej) literaturze coraz trudniej. Tym bardziej warto.

Rafał Kosik – Cyberpunk2077. Bez przypadku – Powergraph

„Cyberpunk 2077. Bez przypadku” to lektura, w której niczego nie możemy być pewni, bo wszystko może być fasadą, kryjącą głębszą, bardziej złożoną prawdę, niż to, co widzimy. Wszak przypadek w korporacyjnym, cybernetycznym świecie nie istnieje, prawda? Czy powieściowy Gang z Przypadku tak naprawdę jest niezaplanowaną, losową, wypadkową? A może – jak sugeruje tytuł powieści – jest czymś więcej?
W dodatku to wciąż nie pochwała cyberpunkowego świata, ale przestroga przed nim. I przypomnienie, jak trudno w realiach takiej przyszłości pozostać człowiekiem.
Bohaterom powieści się to udaje. Ale czy na pewno z pozytywnym dla nich skutkiem? O tym przekonajcie się sami.

 

Marcin Przybyłek – Gamedec. Love & Hate – Dom Wydawniczy Rebis

Przybyłek jest zmęczony. Zrezygnowany. Sfrustrowany. Ale nie są to bynajmniej żale starzejącego się człowieka. Nie są to lamenty „dziadersa”. To zdroworozsądkowy, boleśnie trafny komentarz negujący ogólną chęć dążenia do skrajności w imię nowych ideałów, jakie próbują orędować szeroko ich propagatorzy. A które – siłą narzucane i wykoślawione w swej skrajności – przynieść mogą więcej szkody, niż pożytku. To trzeźwa, choć bardzo gorzka ocena współczesności, z jednej strony hołdująca wyszukanym ideałom, a z drugiej unurzana w zafałszowaniu i wypaczeniach każdej idei, najczęściej w imię zysku. Wszystko przekuwane jest przez speców od marketingu w produkt, bo wszystko – nawet uczucia, nawet wartości, mogą, odpowiednio spreparowane i zareklamowane, dać się sprzedać.

Marta Sobiecka – Chindogu. Wydawnictwo IX

Pisarze SF zawsze ścigali się z wyobraźnią na zobrazowanie możliwości rozwoju naszej rzeczywistości. Obecny stechnicyzowany świat zaczął – mam wrażenie – coraz szybciej doganiać ich pomysły. Science fiction – z akcentem na cyberpunk – zaczyna wykraczać poza zwyczajne „gdybanie” i fantazjowanie, przekształcając się w coraz realniejszy, mocniej zakorzeniony w podwalinie rzeczywistości futuryzm. Tym bardziej warto czytać taką literaturę, jak choćby ta serwowana przez Sobiecką. Pisarki i pisarze SF najwyraźniej dostrzegają wyraźniej to, co już się dzieje wokół nas. A co nam, maluczkim może zwyczajnie umykać. Oni czuwają. I boją się za nas tego, co może nadejść. A może wiedzą, że nie trzeba się bać? Odpowiedzi na te pytania szukajcie w książkach takich, jak „Chindogu”.

Agnieszka Hałas – Świerszcze w soli – Wydawnictwo SQN

„Świerszcze w soli” nie są zbiorem typu „lekki, łatwy i przyjemny”. To bardzo dobrze napisana, choć przejmująco smutna proza, stanowiąca jednocześnie ciekawy – acz gorzki – komentarz do współczesnego świata. Im późniejszy tekst, tym i dosadniejszy, bardziej bezpośredni ów komentarz. Bardziej brutalny. Szczerszy. Ale nadal to poetyka prozatorska, jaką Hałas zaprezentowała już we wspominanej wcześniej „Oldze i ostach”. Zarówno w warstwie warsztatowej, jak i – miejscami – fabularnej, bo powracają tutaj również echa tego niezwykłego świata, obok naszego, dostępnego dla oczu tylko wybranych (jak w „Pod skórą”). Dla fanów autorki – pozycja obowiązkowa, bo niejako powracająca do źródeł – po świetnym cyklu klasycznej fantasy „Teatr węży” – a to zawsze cenne, kiedy twórca / twórczyni nie zapominają o swoich literackich korzeniach. Ale to także zbiór ważny, bo aktualny w warstwie przekazu, poruszający problematykę nie tylko tą filozoficzną, eschatologiczną, związaną z przemijaniem człowieka, ale też bardziej przyziemną, dosadniejszą, boleśnie aktualną, odnoszącą się do tego, jakimi na co dzień – wszyscy bez wyjątku – jesteśmy ludźmi. A zawsze warto co jakiś czas zrobić sobie taki wewnętrzny rachunek sumienia. „Świerszcze w soli” skutecznie potrafią o tej konieczności przypomnieć.

Istvan Vizvary – Lagrande. Listy z ziemi – Wydawnictwo IX

Vizvary urasta – z każdą kolejną publikacją – do poziomu największej chyba nadziei polskiego science fiction. Nie pisze powieści lekkich, łatwych i przyjemnych, ale buduje wielowymiarowe, przestrzenne uniwersa, nie tylko mocno podbudowane na naukowej podwalinie (gdzie science znaczy science), ale też zwykle pokusi sie o głębszy komentarz moralno – filozoficzny. Słowem, to autor, który nie tylko ma coś do powiedzenia, ale też potrafi to adekwatnie obudować fabułą.

Jedna z najwiekszych literackich niespodzianek minionego roku (po „Zejściu49” Matuszka) i jeden z murowanych kandydatów do Nagordy im. Jerzego Żuławskiego. Zdecydowanie warto poznać!

KRYMINAŁ / THRILLER

Robert Ziębiński – Diabeł – Empik Selfpublishing

To bardzo dobra książka. Zwyczajnie, Ziębiński potrafi pisać, potrafi składać słowa w zdania w sposób oszczędny, ale i na wskroś trafny. Potrafi zaszyć co nieco pomiędzy wierszami, a zarazem snuć opowieść bardzo obrazowo. Jego historie łatwo przetworzyć na filmowe medium, bo on je bardzo filmowo opowiada. Z określoną dynamiką, tempem akcji etc. Tutaj, w „Diable” ważne jest stonowanie, swoista kameralność. Taka, która sprawia, że potrafię uwierzyć w ekranizację. W to, ze sobie z nią polska kinematografia jednak poradzi. Że udźwignie. Mała polska mieścina, na swój sposób urokliwa, ale i trochę zepchnięta na prowincjonalny margines. Senna, niby nijaka, ale jednak kipiąca od emocji. Niekoniecznie tych dobrych. Można by – na pierwszy rzut oka – uznać, że to tania opowiastka sensacyjna, jakich wiele. Ale udało się Ziębińskiemu ująć w tym tendencyjnym sznycie fabularnym drugie dno. Głębsze, ciekawsze. I ważniejsze, samo w sobie, przez przekaz, jaki niesie. I okazuje się „Diabeł” historią o oczko wyżej pozycjonowaną, niż tania sensacja, jaką zdaje się – na pierwszy rzut oka – być. A może inaczej – może dobra powieść sensacyjna właśnie powinna mówić o czymś więcej? Sięgać dalej, poza klisze, poza otarte schematy? Może w tym kryje się jej wartość? Bo „Diabeł” na pewno tę wartość ma. Zresztą, sami sprawdźcie. W książce. A później też na ekranie.

Tomasz Duszyński – Człowiek z celuloidu – Wydawnictwo SQN

Czytając pierwszą część „Fenomenu z Warszawy”, czułem się trochę jak nieproszony gość, przybyły z prowincji, który na chwilę opuścił niegdysiejsze Glatz i odwiedził Warszawę, ale nie czuł się w niej do końca dobrze, mimo okazji podziwiania w akcji takich tuzów swoich czasów, jak Stefan Ossowiecki. W trakcie czytania „Człowieka z celuloidu” zadomowiłem się w stolicy w pełni i, szczerze, już sam nie wiem, czy wolałbym być dalej w Warszawie z komisarzem Wróblem, czy już naprędce wracać do Glatz i nadwachmistrza Franza Koschelli. Niniejszym więc stawiam pomiędzy tymi cyklami znak równości, bowiem Duszyński pokazał dobitnie, że każdą swoją kreację potrafi rozbudować z zachwycającym pietyzmem i warsztatową sprawnością. Oby tak dalej, panie Duszyński, bo już z całą pewnością awansowałeś pan na mojego ulubionego pisarza retro kryminałów w Polsce. Czego i wszystkim pozostałym czytelnikom życzę.

Femi Kayode – Poszukiwacze światła – Zysk i S-ka

„Poszukiwacze światła” to kryminał, który nie przystoi do tego, do czego literatura tego gatunku nas przyzwyczaiła. To proza znacząco odmienna, co nie oznacza, że w jakimkolwiek stopniu gorsza. Wręcz przeciwnie – jej największą zaletą jest wyłamanie się poza schematy. Jej odmienność, nie tylko fabularna, ale i konstrukcyjna. I fascynujące zobrazowanie kraju, w jakim rozgrywa się akcja, z całymi jego przywarami i wadami. Tak opisywać Nigerię może ktoś, kto wciąż traktuje ją jak ojczyznę, ale kto jednocześnie zdołał uchwycić szerszą jej perspektywę. I dostrzega, co jest konieczne, by ją uzdrowić, przekształcić w kraj bliższy cywilizowanym standardom, ale co jednocześnie nie pozbawiłoby jej kulturowej tożsamości i integralności.

HORROR / WEIRD FICTION

Justyna Hankus – Dwie i pół duszy – Wydawnictwo Powergraph

Złe jest obecne w „Dwie i pół duszy” i jest go chyba aż nadto. A z pewnością więcej, niźli pomieścić i znieść może skromna wioska Rutki, położona malowniczo nad jeziorem Ruty. Złe jest tam obecne, szturchając swoim kościstym, zimnym paluchem co rusz kolejnych mieszkańców wsi, a jego oddziaływanie niczym zaraza przenosi się z tych dotkniętych, na pozostałych. Na ich rodziny i dalej, na kolejnych mieszkańców, zataczając coraz szersze kręgi. I im dalej od tych naznaczonych, tym wyraźniejsze się staje, że Złe samo w sobie nie psuje człowieka, nie zanieczyszcza go, przynajmniej nie do końca. Ono czyni odmiennym, czyni w jakiś sposób obcym, czy cierpiącym. Ale zawsze największym źródłem tego cierpienia są ludzie. Inni, ci na swój sposób bliscy, niby sąsiedzko znajomi, ale jednak, w głębi duszy, obcy. To oni są źródłem ostracyzmu, wrogości, mniej lub bardziej otwartej, ale zawsze płynącej z tego strachu i niechęci do jakiejkolwiek odmienności.
I tak się akurat u Hankus składa, że ten strach, ta odmienność i wrogość osadza się na podwalinie ludowego zabobonu – który w „Dwie i pół duszy” okazuje się realną afirmacją nadnaturalnego, nie zaś wynika z ciasnoty umysłu. Z tej poglądowej ciasnoty płynie właśnie zło. Zło okazywane ostracyzmem dla tego, co niezrozumiane, co niepojęte, co zwyczajnie inne, choćby na krztę.

Aleksandra Bednarska – Brudne sprawki wujaszka Hana – Planeta Czytelnika

To poniekąd zbiór opowiadań, choć łączy je wspólny element tytułowego wujaszka Hana – postaci niejako nieobecnej, albo obecnej bezustannie, ale tylko w tle, w kuluarach, w półszeptanych wzmiankach, na marginesie. I to właśnie ta spinająca całość klamra kwalifikuje ten zbiór historii jako coś więcej, niż typową autorską antologię. To twór rozpięty pomiędzy osobnymi nowelami, a zespalającą je w coś większego quasi-powieścią, osnutą wokół miejsca, ale i tytułowej postaci. Pozornie brak tu – całościowo – linearnej fabuły i jednolitego zestawu bohaterów, bo każda pojedyncza historia ma swoich własnych. Ale oni przenikają do kolejnych opowieści, migają gdzieś w tle, są czasem wspomnieniem, czasem dekoracją, która urozmaica scenografię świata przedstawionego, ale i zespala go w jedną, większą całość. I efekt finalny zaskakuje, pozostawiając swoiste uczucie niedosytu, bo przecież chciałoby się więcej, chciałoby się dłużej pozostać w tym świecie. Dziwacznym, obcym, niepokojącym, ale i fascynującym, jak wszystko, co mroczne, egzotyczne, niesamowite. Ale podglądane jakby zza kotary, przez brudną szybkę, kiedy nie widzimy wszystkiego i niekiedy wyobraźnia dopowiada nam to, czego nie uda nam się dostrzec. Ale co zwyczajowo, potęguje doznania.

Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2023 – Wydawnictwo IX

Nie ma obecnie bardziej reprezentatywnej, cyklicznie ukazującej się publikacji w zakresie polskiego weird fiction. Pojawiają się tutaj – tak jak w edycjach poprzednich – najwazniejsze i najciekawsze nazwiska polskiej grozy, ale też liczni debiutanci, stawiający w gatunku swoje pierwsze kroki. Lecz są to kroki nadzwyczaj smiałe i pewne. A najważniejsze – bardzo warte czytelniczej uwagi. Nowalijka w tej edycji jest określony zakres tematyczny, tym razem obejmujący mariaz weird fiction z szeroko rozumiana historią, co nieco porządkuje dotychczasowy, gatunkowy miszmasz obecny w serii, ale nie pozbawia go oryginalnosci i wieloznaczeniowości, bowiem historia jako taka jest tematem samym w sobie bardzo pojemnym i każde z autorek i autorów interpretuje go inaczej, sięgając po odmienne historycznie okresy i zdarzenia.

To proza, któa zadowoli nie tylko miłosników grozy sensu stricte, ale z prewnością trafi do smakoszy literatury jakościowo ambitnej.

Tarnowskie Góry Niesamowicie – Wydawnictwo Almaz

Tarnowskie Góry pokazują tym razem najmroczniejsze oblicze. Kamienice kryją złe, oślizgłe, a niekiedy groteskowe sekrety. Ludzie krzywdzą i bywają krzywdzeni, boleśnie, brutalnie, bezlitośnie. W uliczkach czai się niesamowitość, a z zaklętego kręgu grozy nie ma ucieczki. Miasto jest zatapiane albo nadgryzane przez nicość, w głębi domów snują się mordercy. Sztolnie skrywają sekrety, z których pączkuje tajemnicza grzybnia.
Groza jest wokół nas, groza jest w nas. Bywa egzystencjalnym zwierciadłem, w którym możemy dojrzeć swoje najgłębiej skrywane lęki. Takie właśnie są „Tarnowskie Góry niesamowite”. Zajrzyjcie w tę otchłań, jeśli macie odwagę.
(opis wydawcy)

Anna Musiałowicz, Anna Maria Wybraniec, Agnieszka Biskup, Dagmara Adwentowska, Sylwester Gdela, Izabela Grabda, Szymon Majcherowicz, Łukasz Krukowski, Łukasz Kucharczyk, Marcin Majchrzak, Mariusz Wojteczek, Paweł Mateja, Magdalena Świerczek-Gryboś, Paulina Rezanowicz, Istvan Vizvary, Wojciech Gunia – już lista nazwisk z niniejszej antologii wskazuje jednoznacznie, że to najlepszy przegląd polskiej grozy ostatnich lat. Najważniejsze nazwiska z szeroko pojmowanej fantastyki grozy zebrane w kolejne odsłonie serii antologii Tarnowskie Góry pokazują, czym może się pochwalić polski horror. Miks gatunkowy, mnogość sztafaży i konwencji zapewnia nie tylko niezatarte wrażenia z lektury, ale pokazuje, jak ciekawą literaturę grozy tworzy się w naszym kraju.

Rafał Nawrocki – Omnifagus – Wydawnictwo Vesper

„Omnifagus” to proza ponura, turpistyczna, skupiona nawet nie tyle na realistycznym obrazowaniu świata, co uwypuklaniu wręcz jego cech zniekształcających, obrzydzających rzeczywistość. Opanowanie kunsztu językowego daje autorowi możliwość bardzo bezpośredniego epatowania obrazami ohydy, ale bez popadania w tandetność. To ukazywanie krajobrazu surowego, ale i autentycznego. Prawdziwego, ale jednocześnie takiego, jakiego zwykle staramy się nie zauważać. Owszem, zdarza się Nawrockiemu przerysowywać, ciążyć w kierunku pastiszu (jak w „Asylum”), ale trzyma się on wyznaczonych sobie ogólną koncepcją zbioru granic estetycznych i całość łączy się w swoiście jedną, choć pociętą na poszczególne odsłony, linearną opowieść o mieście, które penetruje tytułowy Omnigafus, dzielnica po dzielnicy.

Łukasz Krukowski – Mam przeczucie – Wydawnictwo Cyranka

„Mam przeczucie” jest w pewien sposób powieścią dziwaczną. Wszak niewiele się tutaj dzieje, nie ma przesadnie wartkiej akcji, zasiedlają ją dziwni, mocno odrealnieni bohaterowie, a główna postać to już w ogóle wymyka się jednoznacznej ocenie zdrowia psychicznego, skoro decyduje się — w imię niedookreślonego przeczucia — rzucić wszystko i uciec z miasta — metropolii, aby zostać preppersem.

Ale, co najciekawsze, ta dziwaczność powieści pomaga. Daje nam punkt zakotwiczenia pozornym realizmem, samoświadomością bohatera w temacie jego niestabilności psychicznej. A później już wciąga, niczym bagno w tę karuzelę emocji, przewidywań, przeczuć. Odczuć, które kuszą, zniewalają nas swoją tajemniczością, zmuszają do trwania z bohaterami w tym dziwacznym pościgu za odsłonięciem sekretów, obnażeniem wszystkiego, co ukryte, a co mimo wszystko dostrzegamy. Odczuwamy podskórnie, jakimś naszym szóstym zmysłem, który sprawia, że w chwilach zagrożenia coś wewnątrz nas podpowiada, że trzeba uciekać… Odczuwamy pomiędzy wierszami, w samym tekście. W onirycznych miejscami majaczeniach bohatera, czekającego na niedookreślony kataklizm, który nie nadchodzi wciąż, ale nadejdzie, ma nadejść, musi nadejść…

Robert McCammon – Dziedzictwo Usherów – Vesper

Nie jest to najlepsza powieść McCammona – wątpię, czy jakiejkolwiek powieści uda się odebrać to miano jego „Magicznym latom” – jednak stanowi przykład współczesnej fantastyki grozy, potrafiącej grać przede wszystkim klimatem, ograniczając makabrę do minimum, a atmosferę budując na scenografii i tajemnicy, jaką – wraz z bohaterami – odkrywamy w trakcie lektury.

Dla miłośników pisanych z rozmachem wielowątkowych opowieści łączących grozę, gotycką estetykę i rozmach nadnaturalnej kreacji – to powieść idealna. Dla fanów McCammona to pozycja obowiązkowa, dla której zrozumienia nie jest koniecznie potrzebna znajomość „Zagłady domu Usherów” Poego. Choć ta z pewnością nie zaszkodzi.

LITERATURA GŁÓWNONURTOWA

Zapomnijcie o wszystkim, z czym kojarzy się wam rodzinna saga. Bo Wit Szostak weźmie i wywróci to wszystko na nice, jak to zreszta ma w zwyczaju i będzie snuł opowieść o rodzinie, o powikłanych losach, meandrujących poprzez dzieje niczym rzeka. I będzie robił to w tylko sobie dostępny, quasi – poetycki sposób, budując własny styl narracyjny, własny język literackiej wrażliwości. Nie ma drugiego takiego, jak Szostak pisarza w Polsce. tak świadomego własnych koncepcyjnych mozliwosci, a jednoczesnie tak ochoczo eksperymentującego nie tylko z treścią, ale i z formą, w jaką ową treść przyobleka. Kolejne publikacje Szostaka winny być – poniekąd są, choć za skromnie – literackim wydarzeniem. Bo to zawsze zagadka, zawsze zaskoczenie, co zaprezentuje pisarz tym razem. A on, niepomny na mody, na nurty i trendy obowiązujące w mainstreamie, wciąż buduje własny świat ze słów, w którym bezustannie Kraków zdaje się byc centralnym punktem, tym sednem mikroświata, wokół którego wszystko orbituje.

Tomasz Duszyński – łapacz snów i inne opowiadania. Wydawnictwo PB

„Łapacz snów” jest przykładem prozy znacząco odmiennej, od tej, do jakiej Duszyński nas przyzwyczaił. Jednak nadal to proza z wysokim znakiem jakości, jeśli tylko potrafimy się w niej zatracić, jeśli zrozumiemy uniwersalny język opowieści, który z najbardziej prozaicznych przedmiotów, zdarzeń, lub wspomnień potrafi wyczarować wspaniałe historie. Duszyński serwuje opowieści na pograniczu snu i jawy, realizmu i fantastyczności, a wszystko przesycone swoistą nostalgią i podszyte czasem prawie niewyczuwalnym, choć wciąż obecnym smutkiem. Ale przecież takie właśnie opowieści są najpiękniejsze.

Jakub Małecki – Sąsiednie kolory – Wydawnictwo SQN

To piękna proza – jak zresztą większość tego, co Małecki nam serwuje. Można się sprzeczać, można dywagować, czy opowiada wciąż tę samą historię, porusza te same problemy odrzucenia jednostki, która nie wpasowuje się w pełni w społeczny schemat. Wracają tu bowiem echa choćby głośnego „Dygotu”, czy nie mniej poruszającego „Horyzontu”. Bo „Sąsiednie kolory” to znów opowieść o odmienności, o niedopasowaniu. Ale i o miłości, o przyjaźni. O pragnieniu zrozumienia nie tylko innych, wokół, ale – przede wszystkim – samych siebie. To opowieść o przeszłości, która zawsze kładzie się cieniem, która zawsze pozostawia ślad. Lepszy, lub gorszy.

Dmitry Glukhovsky – Opowieści o ojczyźnie. Wydawnictwo Insignis

To fantastyka, ale w tej odmianie, jaką literatura lubi określać mianem „realizmu magicznego”. Odkształcająca świat przedstawiony, wypaczająca go, tu akurat w sarkastycznym, ponurym tonie. Balansująca na granicy pozornie fikcyjnej antyutopii, boleśnie uświadamia co krok, że wiele z przedstawionych tutaj, fantasmagorycznych wizji oddaje realizm współczesnej Rosji, nie jest zaś wymysłem nadpobudliwej wyobraźni autora.

„Opowieści o Ojczyźnie” to ponowny głos w obronie Rosji, jakiej już nie ma. Ale do jakiej Glukhovsky – syn swojego narodu – wciąż tęskni. I to głos o tyle nie najświeższy (bo przecież autor zbioru mówi to samo od dawna), to obecnie nabierający niejako nowego znaczenia. I być może obecnie staje się on głosem, który ma szansę trafić na podatniejszy, niż wcześniej grunt? I nie przeminąć, tak boleśnie, bez większego echa? Teraz, kiedy wszystkie oczy zwrócone są na Wschód, Glukhovsky postanowił pokazać Rosję swoimi oczami. Oczami Rosjanina. Prawdziwego portretu chyba zobaczyć nie zdołamy.

Laura Morelli – Nocny portret – Wydawnictwo Letra

Najważniejsza finalnie staje się jednak wartość samej sztuki, która daje bohaterom powieści i w zasadzie wszystkim z nas, którzy interesują się tą dziedziną twórczośc człowieka powód do czerpani z życia radości i refleksji. Laurze Morelli udało się na stronach jej powieści, choćby przy opisywaniu portretu Cecilii Gallerani uchwycić naturę piękna, wrażenia jakie robi na człowieku, dzięki czemu choć przez chwilę można uwierzyć, że życie jednak ma sens. A o jakim rodzaju piękna tu mowa? Tu wystarczy przytoczyć słowa, które Edith zapamiętała za sprawą jej ciężko doświadczonego przez chorobę ojca: “najlepsze piękno to takie, które nie stara się być piękne.” Czyli też takie, które umiał uchwycić na swych obrazach Leonardo da Vinci i któremu od setek lat ulega każdy, wrażliwy odbiorca sztuki.

LITERATURA DLA DZIECI / YOUNG ADULT

Barbara Mikulska, Wojciech Gunia – Złodzieje motyli – Wydawnictwo Alegoria

To książka balansująca pomiędzy ciepłem i radością, a mrokiem codziennej, wypełnionej problemami egzystencji. Nie obiecująca, że wszystko będzie zawsze proste, że zawsze się uda. Ale przypominająca, że z bliskimi łatwiej jest przetrwać najgorsze chwile. To trafne ujęcie codzienności, bez cukierkowej kotary zasłaniającej realny obraz rzeczywistości. To uczciwość wobec młodych ludzi, pokazująca im, w weirdowo – baśniowym sztafażu, prawdziwy obraz świata, składającego się nie z samych pozytywnych barw, nawet nie z czerni czy bieli, ale zwyczajnie, z całej palety szarości.

Travis Baldree – Legendy i latte – Wydawnictwo Insignis

Komu polecam? Wszystkim, którzy stawiają pierwsze kroki w fantasy, ale szukają czegoś, co jednak wykracza nieco poza klasyczny schemat opowieści drogi. Owszem, jest drużyna, która zbiera się dla wykonania misji, jednak misja owa odbywa się raczej stacjonarnie i jest bardziej poszukiwaniem swojego miejsca w świecie, niż ratowaniem tegoż. Ale czy to źle? Czy nie warto uczyć dzieciaki, że powinny umieć właśnie układać sobie swój kawałek świata, zapełniać go ludźmi, którym mogą ufać w potrzebie?

To trochę opowieść o antybohaterstwie. W sensie braku konieczności ratowania świata, dokonywania czynów heroicznych, stawiania się na piedestał własnych dokonań, by poczuć że jest się wartościowym i szczęśliwym. To pochwała przeciętności, zwyczajności, ale w tym ujęciu pozytywnym, naturalnym. Nie każdy może być gwiazdą, nie każdy może być herosem. Co zupełnie nie czyni go gorszym, czy mniej spełnionym. Każdy ma swoje miejsce w układance świata. Musi je tylko odnaleźć. Tak, jak zrobiła to Viv. A że nikt nie obiecuje, iż będzie łatwo…? Przyjaciele pomogą. Jeśli się o nich postaramy.

Xiran Jay Zhao – Żelazna wodwa – We need YA

„Żelaznej wdowie” udała się sztuka niemała – już trafić na listę bestsellerów New York Timesa to olbrzymie osiągnięcie samo w sobie, a co dopiero uplasować się na samym jej szczycie. O ile jednak podobne międzynarodowe rewelacje zwykle należy traktować z pewną dozą rezerwy, tym razem mowy o przypadku absolutnie nie ma – Xiran Jay Zhao szybko udowadniają bowiem, że potrafią doskonale łączyć w całość to, co decyduje o łatwej przyswajalności materiału.

Redakcja

Generalnie bardzo sympatyczni ludzie.

Zobacz także

Subiektywne podsumowanie roku 2023 – Komiksy – Serie kontynuowane

Miniony rok obrodził pokaźną ilością znakomitych komiksów. O najlepszych (w naszej redakcyjnej opinii) tytułach / …

Leave a Reply