Po pierwszych przygodach elfów i krasnoludów ze Świata Akwilonu przyszedł czas na bliższe spotkania z kolejnymi fantastycznymi rasami z komiksowej opowieści fantasy. I trzeba przyznać, że seria “Orki i gobliny” zaczyna się od naprawdę mocnego uderzenia.
Tytułowy bohater pierwszego tomu nowej serii to całkiem przystojny Ork, jakoś mało kojarzący się z potężnymi maszkarami, które znamy choćby z ekranizacji “Władcy pierścieni”. Ów fakt, dlaczego wygląda korzystniej niż orki, które widzieliśmy już w innych opowieściach ze Świata Akwilonu znajdzie w fabule uzasadnienie, ale to tak naprawdę jej mniej istotny element. Ważna jest tutaj sama opowieść, w której Turuk jest narratorem, przez długi czas równie zagubiony i zaskoczony jak czytelnik rozpoczynający lekturę pierwszego tomu “Orków i Goblinów. Z pewną różnicą – u czytelnika bardziej chodzi o ekscytację fabułą, zaś u Turuka o poczucie, że ma naprawdę przechlapane.
Rzeczywiście początek tej opowieści jest zaskakujący i bardzo dobrze fabularnie poprowadzony. Turuk budzi się sam w opuszczonym ludzkim mieście, nie pamięta dlaczego się tu znalazł i nie wie jak się z tego miejsca wydostać, bo miasto okazuje się być położone na wyspie, u której brzegów nie ma żadnych łodzi. Na dodatek dość szybko okazuje się, że nie jest tutaj sam – w budynkach, pogrążone w letargu chowają się przed światłem dziennym setki zombiaków, które nocą wychodzą na żer. I jeszcze jedna kwestia – ktoś na zagubionego w mieście orka zaczyna polować. Same problemy, z którymi nasz bohater musi sobie radzić krok po kroku.
Z czasem tajemnica związana z miejscem pobytu Turuka oraz z zagadką jak się tam znalazł wyjdzie na jaw, ale te dosyć szybkie rozwiązanie jeszcze bardziej napędza fabułę. Ta zaś, jak na opowieść fantasy zaskakuje najpierw niecodziennym, przynajmniej jak na ten gatunek zawiązaniem akcji. Z każdą przewracaną stroną fabuła pierwszego tomu “Orków i goblinów” gęstnieje, a my zaczynamy coraz bardziej lubić tego najwyraźniej nieprzeciętnego orka, co samo w sobie jest sporym twórczym osiągnięciem, bo scenarzysta Jean-Luc Istin wcale nie odebrał mu licznych negatywnych cech charakterystycznych dla tej fantastycznej rasy, które co jakiś czas z premedytacją u Turuka eksponuje.
Historii o Turuku bliżej do dotychczasowych tomów o krasnoludach ze Świata Akwilonu, w których fabuła była skupiona na konkretnej jednostce. Z tą różnicą, że u bohatera serii o orkach i goblinach nie dokonuje się żadna duchowa przemiana, nawet gdy są ku temu fabularne okazje. Zresztą nie ma na to zwyczajnie czasu, ponieważ opowieść o Turuku (pomijając garść retrospekcji) trwa raptem parę dni, podczas gdy ta o krasnoludach dotyczy dużej części życia bohaterów. Historia toczy się szybko, dynamicznie, ponownie zaskakuje tym razem znakomitą końcówką i cieszy oczy rysunkami idealnie skrojonymi pod takie właśnie, charakterystyczne fantasy. Zombie są jak wyjęte z postapokaliptycznych opowieści, wyspa jest niczym gigantyczny escape room, a i świat przedstawiony, chociaż ściśnięty do jednej większej lokalizacji, w miarę postępu fabuły ulega rozszerzeniu.
Jak na razie to najlepszy tom ze Świata Akwilonu z dotąd wydanych, choć jestem jeszcze przed lekturą najnowszego tomu o elfach. Fakt że jako pierwszy wybrałem ten o orkach i goblinach świadczy o tym, że rozległa, francuska seria potrafi zaciekawić, a każda nowa opowieść przynosi różnorodne, intrygujące fabularne konstrukcje. Ciekawe, jak długo przetrwa to pozytywne jak dotąd wrażenie dotyczące całego projektu? Oby jak najdłużej.
Świat Akwilonu. Orki i gobliny, tom 1: Turuk
Nasza ocena: - 75%
75%
Scenariusz:: Jean-Luc Istin. Rysunki: Diogo Saito. Tłumaczenie: Marta Mosiewicz. Egmont 2023