W “Szumowinie” Rick Remender przeszedł samego siebie i z pełną świadomością zaserwował czytelnikom scenopisarską degrengoladę z…przesłaniem. I choć podczas lektury odczuwamy głównie zażenowanie, to być może o tym, co obecnie ważne dla przyszłości świata powinno się pisać właśnie w taki sposób?
Drugi tom “Szumowiny”, pod hipisowskim tytułem “Moonflower”… dżizas, co w ogóle można napisać o tym komiksie, który jest z założenia głupi i aby lektura człowiekowi podeszła, musi pogodzić się z tą formułą i zaakceptować wygłupy twórców? Rzecz w tym, że pierwsza część wchodziła jednak lepiej, bo było tam sporo fabularnych zaskoczeń, a tym razem mamy już status quo. Ernie Clementine, czyli tytułowa Szumowina jest posiadaczem olbrzymiej mocy, której nie wykorzystuje tak jak powinien. Za plecami rządowych mocodawców dogaduje się z innymi szemranymi podmiotami, a w ogole najchętniej położyłby na wszystkim laskę i zatracił się w narkotykowym ciągu.
Jeśli jednak zostanie mu podstawiona pod nos ponętna przedstawicielka płci przeciwnej jest skłonny wykonać kolejną misję i o takiej właśnie czytamy w drugiej części tej pozbawionej dobrego smaku opowieści. I niby nie jest to komiks dla komiksowych koneserów, skąd zatem zastępy takich świetnych rysowników, tworzących świetne rysunki, jak w poprzednim tomie Eric Powell, a w tym choćby Mathias Bergara i Francesco Mobili? ? Coś musi być w tej historii, jakiś lep, skoro komiksowi twórcy zlatują się do niej niczym muchy do… Ale tak to właśnie wygląda – gówno jakie jest, każdy z nas doskonale wie i stanowi nieodłączną część życia, a dla innych ziemskich bytów może być nawet pożywieniem. Jeśli więc podejdziemy do “Szumowiny” nie powierzchownie, a wnikliwie, może okaże się, że to całkiem pożywna w swej treści lektura? No bo skąd by się wzięła ta nominacja do nagrody Eisnera?
Tym razem przeciwnikiem Erniego jest umiejscowiona na Księżycu tytułowa sekta Moonflower ze specyficzną przywódczynią, która zamierza zmienić świat na lepsze sprawiając, że nikt już nigdy nie będzie mógł nikogo obrazić i w efekcie wszyscy będą dla siebie mili. Co więcej, ma do tego zadania odpowiednią technologię. Ernie wraz Marią i resztą ekipy muszą ją powstrzymać, bo najwyraźniej chce stworzyć na Ziemi nową utopię, nie licząc się z konsekwencjami. I to nie tylko tymi, które we wstępie komiksu objawiają nam słowa prawdy wzięte od samego Salmana Rushdie, o tym że “świat, w którym nie będzie wolno nikogo obrażać, jest światem pozbawionym wolności słowa.” Świat bez choćby odrobiny rygoru i asertywności po prostu nie ma przyszłości. I ziszczeniu się takiej wizji musi – w swoim stylu – zapobiec Ernie Clementine.
Kiedy przebijemy się przez z założenia żenująca warstwę fabularną, w której pod koniec tomu czeka nas spotkanie ze odstręczającą grupą bohaterów, przy której porypani kolesie z Ustępu Ósmego z “Hitmana” są niczym aniołowie o złotych sercach, zaczynamy dostrzegać o co biega Remenderowi. Fabularny zgiełk jest tu nieodzowny do pokazania fali emocjonalno-informacyjno-ideologicznego zgiełku, w którym wszyscy wspólnie tkwimy, wspólnie się babramy, w którym tracimy czas i nerwy i zawsze uważamy, że to my mamy rację. Widac Remender potrzebował egoisty totalnego, żeby mu ta wizja odpowiednio zagrała, choć i w kwestii wyboru głównego bohatera szykuje na czytelnika rodzaj całkiem zmyślnej intelektualnie pułapki. Jakiej? Przeczytajcie “Szumowinę”, jest szansa, że w nią wpadniecie.
Szumowina, tom 2. Moonflower
Nasza ocena: - 60%
60%
Scenariusz: Rick Remender. Rysunki: Bengal i inni. Tłumaczenie: Paweł Bulski. Non Stop Comics 2022