„Trzeci Testament: Juliusz” to można powiedzieć esencja frankofońskiego komiksu. W swoją fabułę nie wcale niepostrzeżenie, musi minąć trochę czasu by zaakceptować wszystkie pomysły twórców, ale kiedy historia w końcu chwyta w swoje sidła czytelnika, to już na dobre.
Komiks jest prequelem czterotomowej serii wydawanej przez Egmont na początku XXI wieku. „Trzeci testament” był bodajże pierwszym w Polsce komiksem ze scenariuszem Xaviera Dorisona, którego późniejszą twórczość znamy już w naszym kraju bardzo dobrze. Tytuł w zasadzie mówi nam wszystko, wpisując się w popkulturowe trendy z pogranicza „Kodu Leonarda da Vinci” i „Świętego Graala, Świętej krwi”. Pierwsza seria działa się w Europie XIV wieku i opowiadała o poszukiwaniach tytułowego „Trzeciego Testamentu” skręcając w rejony dark fantasy. Prequel natomiast zabiera nas w czasy starożytnego Rzymu pierwszego wieku naszej ery. I można śmiało określić go rodzajem alternatywnej historii skupiającej się na figurze żydowskiego Mesjasza, który rozpoczyna swoją drogę wiodącą do ustanowienia na Ziemi Królestwa Bożego. Drogę, w której będą ścierały się przede wszystkim dwie światopoglądowo- religijne opcje. Mianowicie, czy iść drogą pokoju, czy drogą wojny.
Podczas lektury, szczególnie pierwszej połowy komiksu odnosimy wrażenie, że całkiem niedawno było coś podobnego, tyle że w serialowej formie. Chodzi rzecz jasna o serial Netflixa „Mesjasz”, który opowiada bardzo podobną historię, tyle że osadzoną we współczesności. Ów serialowy Mesjasz jest, zarówno w sferze idei jak i sferze fizycznej jakby żywcem wyjęty z frankofońskiego komiksu. Z kolei sam komiks czerpie pewne motywy z „Quo Vadis” Henryka Sienkiewicza. Tytułowy bohater, czyli Juliusz jest dowódcą rzymskich legionów, który po serii wojennych sukcesów i powrocie do Rzymu, za spiskowanie przeciw cesarzowi zostaje skazany i zesłany jak zwykły niewolnik do odległej kopalni siarki. Co zatem wspólnego ma ta postać z „Quo Vadis”? Chodzi bardziej o podobieństwo charakterologiczne – Juliusz, zafascynowany Mesjaszem, tak samo jak Marek Winicjusz chrześcijaństwem, wkracza na drogę duchowego nawrócenia.
Nie jest to jednak proces łatwy, bo obwarowany poważnymi wątpliwościami co do boskiej natury Mesjasza i bardzo trzeźwym oglądem rzeczywistości. Twórcy dodatkowo komplikują Juliuszowi życie wtaczając do fabuły jego zaangażowaną społecznie córkę, która już na początku doprowadza do upadku ojca, a potem jej los także nieustannie krzyżuje się z losem Mesjasza. Historia tej trójki jest z każdą stroną coraz bardziej pasjonująca i co najistotniejsze nieprzewidywalna, wiodąc czytelnika w finale do pełnego epickiego rozmachu zakończenia, które najwyraźniej odmieni obraz znanego nam świata.
Xavier Dorison jest w tym przypadku scenarzystą tylko pierwszego tomu serii. Za dokończenie opowieści wziął się rysownik Alex Alice, jednak to nie on odpowiada za grafikę tomów 2-5, tu bardzo dobrze ze swojego zadania wywiązał się Robin Recht, którego bardzo solidną robotę i planowanie widać najlepiej wcale nie na dużych obrazach, ale na małych, wzmacniających dynamikę historii kadrach, w które obfituje komiks „. Jak już wspominałem, tytuł ten stanowi esencję frankofońskiego komiksu równoważąc walory rozrywkowe z tymi, które przynoszą czytelnikowi więcej niż odrobinę refleksji. I przy okazji opowiadający fascynującą historię wcale nie Mesjasza, ale tytułowego bohatera, który chcąc nie chcąc, musi wziąć w swoje ręce losy świata. To Juliusz, dzięki swej długiej, bolesnej drodze śladami Wybrańca, zyskał o wiele szerszą perspektywę, niż miał jako święcący triumfy rzymski dowódca, a nawet sam Mesjasz. A zatem – wojować mieczem, czy nadstawić drugi policzek? Cóż, obie drogi tak czy siak prowadzą do krzywdy ludzkiej. Może zatem istnieje jednak trzecia opcja?
Trzeci Testament. Juliusz. Scenariusz: Xavier Dorison, Alex Alice. Rysunki: Alex Alice. Egmont 2019
Ocena: 7,5/10