Gorący temat

Wcielenie – James Wan na sterydach [recenzja]

Odpowiedzialny za niebywale rozpoznawalne straszaki w postaci „Piły”, „Naznaczonego” czy „Obecności”, określany niekiedy Michaelem Bay’em horrorów James Wan powraca wreszcie z nowym filmem – i jest to powrót z tarczą.

„Wcielenie” opowiada przede wszystkim historię Madison  -kobiety która ni stad ni z owąd zaczyna być prześladowana tajemniczymi wizjami niezwykle makabrycznych morderstw. Kiedy wkrótce okazuje się, że koszmary są bliższe rzeczywistości niż mogłoby się jej wydawać, a coraz więcej wskazuje na to, że zabójca jest w jakiś sposób powiązany z przeszłością, bohaterce nie pozostaje nic innego niż spróbować zmierzyć się z zagrożeniem.

Trudno byłoby znaleźć w tym roku horror, wokół którego wytworzyłaby się taka atmosfera oczekiwania jak przy „Wcieleniu”. Nic w tym dziwnego, w końcu James Wan zdążył udowodnić już przynajmniej  kilkukrotnie, że straszyć podnosić ciśnienie potrafi tyleż skutecznie co efektownie, niekoniecznie bawiąc się przy tym w półśrodki. Pod tym względem jego najnowszy film można uznać więc za swego rodzaju magnum opus jego twórczości – grozę z blockbusterowym zacięciem, doinwestowaną i dopracowaną pod kątem technicznym na tyle, by wynagrodzić pozornie niekoniecznie oryginalny scenariusz. Owo „pozornie” to jednak w tym wypadku słowo-klucz: choć opis fabuły wcale na to nie wskazuje, „Wcielenie” to horror który niekoniecznie stawia sobie za cel powielanie schematów. A w każdym razie nie w ciągu całego  seansu.

Zupełnie zrozumiałym jest, że początkowe wrażenie może być jednak całkowicie inne – fabularnie mamy tu w zasadzie kolejny banalny horror z niekoniecznie intrygującym antagonistą, w dodatku wyposażony w gatunkowy standard straszenia, w postaci gwałtownych dźwięków, pojawiających się znienacka za plecami bohaterów maszkar, czy wszędobylskiej głupoty postaci, które bez zbędnej zachęty wchodzą wprost do paszczy lwa. Jedynym co tak naprawdę przez pierwszą połowę seansu u zdaje się wyróżniać „Wcielenie” na tle dziesiątek podobnych paranormalnych horrorów, jest dość kilka dość niespodziewanych scen gore – to jednak zdecydowanie za mało, by przez głowę przemykał na choćby fragment myśli o nowej jakości.

I dokładnie wtedy gdy „Wcielenie” desperacko zaczyna tego potrzebować, Wan wyprowadza potężny prawy sierpowy, biorąc nas całkowicie z zaskoczenia. Następująca w okolicach trzeciego aktu opowieści fabularna wolta to pod kątem logiki absurd czystej wody, który spodoba nam się wprost proporcjonalnie do wysokości naszej tolerancji na ekranowe szaleństwa – ale wartości szokowej odmówić mu nijak nie można. Nawet zresztą, jeśli przebiegu fabuły domyśliliśmy się już wcześniej, ciężko od tego momentu traktować „Wcielenie” jako rzecz z gatunku „ale to już było”. A Amerykanin bawi się przy tym w najlepsze: na dobre rozpędzony już wtedy film nie zatrzymuje się bowiem ani na chwilę, z każdą kolejną sceną podkręcając poziom szaleństwa, aż do samego finału.

Jako słowo się rzekło, w ślad za tym idzie dopięta na ostatni guzik realizacja. Komputerowo generowane  zmiany lokacji podczas wizji głównej bohaterki wypadają efektownie, dobrze sprawuje się kamera, zabawa światłem i cieniem, a dźwigająca na barkach ciężar głównej roli Annabelle Wallis może nie ma tu występu życia, ale nie schodzi poniżej rzemieślniczo dobrego poziomu. Sporym zaskoczeniem dla przyzwyczajonych do głównonurtowej grozy może być za to ilość makabry  jaką Wan we „Wcieleniu” nam serwuje, ze stanowiącą istne pandemonium sceną w więziennej celi na czele. Dość napisać, że kategoria wiekowa R nie znalazła się tu bez powodu, a osoby ze słabszymi żołądkami mogą mieć nieco problemów, by stawić czoła całej sekwencji.

„Wcielenie” to więc poniekąd film dwojaki –  przez długi czas kryjący się pod fasadą cokolwiek przeciętnego przedstawiciela kina grozy, by w pewnym momencie uświadomić nam, że jego twórca wciąż ma głowę pełną zwariowanych pomysłów. I choćby tylko z tego względu nowemu dziełu Jamesa Wana warto dać szansę.

Foto © Warner Bros. Entertainment Polska Sp. z o. o.

Wcielenie

Nasza ocena: - 70%

70%

Reżyseria: James Wan. Obsada: Annabelle Wallis, Maddie Hasson, George Young. USA, 2021.

User Rating: Be the first one !

Maciej Bachorski

Pasjonat staroszkolnych horrorów science fiction w stylu "Obcego", "Cosia" czy "Ukrytego Wymiaru", rockowej/metalowej muzyki i przyzwoitej (znaczy, nie tylko single malt) whisky. Pisywał dla "Playboya", "PIXELA", czy "Wiedzy i Życia", a obecnie współpracuje z "Nową Fantastyką", "CD-Action" i "Netfilmem".

Zobacz także

Sisu – mniej znaczy lepiej [recenzja]

Kinowe eksperymenty z formą i treścią z pewnością należy cenić za przełamywanie utartych schematów, ale …

Leave a Reply