W granym obecnie w kinach „Moonfall” Roland Emmerich zrzuca nam na głowy Księżyc – a my przy tej jakże podniosłej okazji przypominamy inne filmy które straszyły nas bliskim spotkaniem trzeciego stopnia z ciałami niebieskimi… lub innymi naturalnymi katastrofami wprost z kosmicznych otchłani. Uwaga – SPOILERY!
Armageddon (1998)
Nie całkiem mądre, choć z całą pewnością pełne rozmachu widowisko które Michaela Baya uczyniło hollywoodzkim uosobieniem bombastycznych sekwencji akcji, Bena Afflecka gwiazdą pierwszego formatu, a reszcie globu uświadomiło, że łatwiej z pracowników platformy wiertniczej zrobić astronautów, niż tych drugich nauczyć obsługi wierteł… No i ten singiel Aerosmith, ach poezja.
Dzień zagłady (1998)
1998 rok mógł marketingowo należeć do „Armageddonu”, ale w jego cieniu przycupnęła sobie inna, wcale nie gorsza (ba, przez wielu uważana za zdecydowanie bardziej wartą uwagi niż apokalipsa Michaela Baya) wizja spotkania Ziemi z niechcianym gościem z kosmosu. I cóż tu kryć, „Dzień zagłady” po przeszło dwudziestu latach od premiery wcale tak bardzo się nie zestarzał i wciąż potrafi zawalczyć o widza świetną obsadą, z Morganem Freemanem, Robertem Duvallem czy Elijah Woodem na czele, znacznie poważniejszym, pozbawionym zbędnego patosu i kiczu nastrojem, no i tym, że tutaj komecie się udaje. No… prawie.
Zapowiedź (2009)
Był taki czas w którym Nicolas Cage nie był ani chodzącym memem wśród hollywoodzkiej czołówki, ani tym bardziej aktorem kojarzonym z celowo przeszarżowanymi rolami w B-klasowych produkcjach. I właśnie w takim czasie powstała „Zapowiedź” – film będący wyjątkowo złowieszczym science fiction, w którym nie brakuje momentów wprost zaczerpniętych z kina grozy. Mrok., gęsta atmosfera nadciągającego kataklizmu i kilka autentycznie stawiających włosy dęba scen katastrof (samolot! metro!) sprawiają, że zdecydowanie warto sobie o nim przypomnieć.
Melancholia (2011)
Larsa von Triera artystyczna wizja końca życia na naszej planecie, tak naprawdę pod fatałaszkami kina katastroficznego ukrywająca poważny psychologiczny dramat z depresją na pierwszym planie. Duński reżyser doskonale wie jak swoich widzów szachować emocjonalnie, ale tym razem robi to piękniej niż kiedykolwiek.
Przyjaciel do końca świata (2012)
Steve Carrell i Keira Knightley w nietypowym komediodramacie – czyli takim który podejmuje wątek rodzącego się uczucia pomiędzy dwójką nieznajomych w przeddzień końca świata, spowodowanego uderzeniem asteroidy. W przeciwieństwie do pozostałych (no, z wyjątkiem „Melancholii”) pozycji z zestawienia mamy tu do czynienia z rzeczą znacznie bardziej intymną, stawiającą przede wszystkim na relacje międzyludzkie w miejsce widowiskowych sekwencji. I film Lorene Scafarii robi to dobrze – na tyle, że na finałowe sceny lepiej uzbrójcie się w paczkę chusteczek.
Greenland (2020)
Film którego fabułę można podsumować jako „Gerard Butler w NIEPRZYZWOICIE dużym pickupie próbujący ratować swoją rodzinę przed apokalipsą” z cała pewnością nie zapisze się złotymi zgłoskami w historii kinematografii jako dzieło wybitne … ale z drugiej strony nie jest też całkiem skazany na potępienie – zwłaszcza że w kluczowych momentach potrafi sprawnie koncentrować się nie tylko na eksplozjach, ale i ludzkich postawach w obliczu kataklizmu.
Nie patrz w górę (2021)
Z jednej strony pełną gębą film katastroficzny, z drugiej inteligentna satyra na celebrycki światek, informacyjny szum jaki dobiega nas z telewizyjnych odbiorników i moralną kondycję ludzkiego gatunku. W filmie Adama McKay’a aż roi się od znanych twarzy, ale na szczęście obecność Jennifer Lawrence czy Leonardo DiCaprio zazwyczaj nie przyćmiewa ważkiego przesłania jakie ten ze sobą niesie – że tylko stawiając los gatunku nad jednostkami możemy walczyć o przetrwanie.