Gorący temat

Rozbitkowie czasu, tom 2 – dalsze przygody kosmicznego Jamesa Bonda [recenzja]

Tom drugi „Rozbitków czasu” to z jednej strony kontynuacja niezwykłej, kosmicznej epopei Christophera – ostatnich ludzi z XX wieku, który obudzony tysiąc lat później szuka uśpionej razem z nim, zaginionej w bezmiarze kosmosu towarzyszki, przeżywając coraz to bardziej szalone przygody. Z drugiej strony, to album zbiorczy obarczony poważną zmianą. Mianowicie za scenariusz nie odpowiada już (wespół z rysownikiem Paulem Gillonem, jak to miało miejsce w większości albumów tomu 1) Jean-Claude Forest, ale pozostał na placu boju sam rysownik serii. I to – niestety, jest mocno odczuwalne.

Drugi tom zbiorczy to bezpośrednia kontynuacja opowieści, zebrana w albumach „Władcy Marzeń”, „Piętno Beseleka”, „Orto-mentasi”, „Terra” i „Kryptomeria”. I choć przygody bohaterów – od Christophera począwszy, poprzez jego efemeryczną towarzyszkę Valerie, zakochaną w nim bez pamięci Marę, czy pozostałych, towarzyszących im w podróży przedstawicieli politycznej Rady i wojskowych oficerów – są wciąż zaskakujące, a czasem wręcz ocierające się o absurd, to jednak mocno wyczuwalna jest pewna niesprawność autora w zakresie pisania scenariusza. Nie sposób odmówić Gillonowi pomysłowości w kreowaniu kolejnych rozdziałów, jednak dialogi są nadmiernie wydłużone, często zakrawają wręcz na monologi, w obrębie których – ustami bohaterów – próbuje wytłumaczyć czytelnikom każdy niuans fabuły. A to niestety drażni przy lekturze. Forestowi udawało się zdecydowanie lepiej rozłożyć akcenty i uniknąć owych dłużyzn, więc jego brak przy kolejnej odsłonie zbiorczej serii jest mocno odczuwalny.

Nadal problemem jest – jak było w pierwszym tomie – portretowanie kobiet, których, zdaje się, jedynym marzeniem jest wskoczyć do łóżka Christopherowi. Bohaterki są w dużej mierze emocjonalnie zagubione, rozmarzone, a w głównej męskiej postaci zakochują się na przestrzeni ledwie kilku kadrów, oszałamiając nielogicznością i infantylnością swoich zachowań. Szkoda, bo choć było to odczuwalne już w pierwszym tomie zbiorczym, to jednak – mam wrażenie – utrzymywał nieco ten wydźwięk w ryzach właśnie drugi ze scenarzystów. Kiedy Gillon został sam na palcu boju, puściły mu wszelkie hamulce i pewne doskwierające historii wady zaczęły uwierać o wiele mocniej.

By jednak do przesady nie krytykować – bo wciąż uważam się za fana „Rozbitków czasu” – na ich obronę przytoczyć należy zdecydowanie epicki rozmach kreacji. Wszechświat Gillona pełen jest cudów i niesamowitości, ale też niebezpieczeństw, czyhających nie tylko na bohaterów, ale i na liczne napotykane na ich ścieżce rasy. I tutaj nie sposób odmówić autorowi pomysłowości. Bo choć niektóre motywy może i urągają prawom fizyki, czy kosmologii, to jednak w obrębie space opery – a do tego podgatunku gotów jestem „Rozbitków czasu” zaliczyć – to już nie uwiera tak mocno. Bo w ramach gatunkowych liczy się tutaj nagromadzenie romantycznych przygód, niesamowitość odnajdywana w ramach galaktycznych podróży i osobiste, wewnętrzne odczucia i rozterki bohaterów. A tego akurat komiks Gillona nie żałuje na przestrzeni kolejnych, zebranych w tym zbiorczym tomie albumów. To komiks słabszy od pierwszej części, przede wszystkim w warstwie scenariusza. Nie tyle kuleją fabularne pomysły – one zawsze były specyficzne, przerysowane, może i seksistowskie i dziś nie bardzo miałyby szansę w ogóle zaistnieć – ale sama forma prowadzenia scenariusza, obfitująca w monologi i pozostawiająca niewielkie pole interpretacyjne, bowiem autor pilnuje, by wyjaśnić każdy, najmniejszy szczegół.

Zważywszy jednak na czas powstania serii musimy pamiętać, że popkultura daleka była jeszcze od obecnego kursu w kierunku politycznej poprawności i wyrugowania z dzieł popkulturowych wszechobecnego w tamtym okresie (w większym, lub mniejszym stopniu) seksistowskiego uprzedmiotawiania kobiet i spychania ich na margines. A sam Chris przypomina mocno swoistą, kosmiczną wersję Jamesa Bonda, bo nie tylko wychodzi cało z każdej opresji, nie tylko ratuje ludzkość (i nie tylko ludzkość) przed zakusami różnorakich, obcych antagonistów, ale też z rozbrajającą łatwością podbija niewieście serca, które – ni mniej ni więcej wskakują mu do łóżka z częstotliwością zbliżoną do tej odnotowywanej przez najsłynniejszego agenta Jej Królewskiej Mości.

„Rozbitkowie czasu” w drugim tomie zbiorczym tym mocniej uwypuklają, jak mocno cała seria pokryła się patyną i jak mocno nie przystoi już do naszych czasów. Nadal jednak pozostaje z jednej strony atrakcyjną lekcją historii, w zakresie tego, jak kształtował się europejski komiks SF, a z drugiej pozostają przykładem naprawdę świetnej, staranniej i szczegółowej warstwy graficznej. Słowem – choć nie jest to komiksowe arcydzieło, to nadal z pełną odpowiedzialnością należy zaliczyć go do zestawu europejskiej komiksowej klasyki, którą zwyczajnie wypada znać. Choć już sam w sobie nie zdoła się do końca obronić, to jednak w kontekście czasów nadal pozostaje dziełem co najmniej ważnym, choć nie obarczonym błędami, wynikającymi jednak w dużej mierze ze specyfiki czasów, w jakich powstał.

Rozbitkowie czasu Tom 2

Nasza ocena: - 70%

70%

Scenariusz i rysunki: Paul Gillon. Scream Comics 2021

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

Spaghetti Bros. Tom 1-3 – włoski temperament w oparach absurdu [recenzja]

Trzytomowa seria „Spaghetti Bros” wydana u nas przez Wydawnictwo Elemental sugeruje okładkową grafiką komiks mocno …

Leave a Reply