Firma badawcza Colossal Biosciences zapowiada nie tylko możliwość wskrzeszenia mamutów i innych wymarłych gatunków, ale też obiecuje pierwsze efekty prac już w 2028 roku. Co dodaje „Wściekowi” – nowej powieści Magdaleny Salik jeszcze więcej aktualności, podbija autentyzm opowieści, rozgrywającej się w niedalekiej przyszłości. Ale jest to przyszłość bardzo bliska, na wyciągnięcie ręki, niestety.
„Wściek” to manifest? Nie wiem, czy to nie zbyt duże słowo. Ale zdecydowanie nowa powieść Magdaleny Salik to powieść pełna podskórnej frustracji na obecną sytuację, w której wiele mówi się, ale nic konkretnego tak naprawdę nie robi w zakresie ratowania klimatu. A przynajmniej nie robi na tyle znaczącego, by wywarło to realny wpływ na świat. I choćby z tego względu ta powieść nie powinna przejść bez echa. Ale nie tylko dlatego.
Na nową powieść autorki „Płomienia” czekałem z niecierpliwością. Choćby z tego powodu, że czytanie tego typu literatury, takiego klasycznego, technicznego science fiction – gdzie przedrostek science w określniku gatunkowym nie stanowi pustego słowa, ale oznacza bardzo mocne zakorzenienie w podwalinie naukowej – jest dla mnie swoistym wychodzeniem ze strefy komfortu. A zarazem to zwykle mocno wymagająca literatura, w ramach lektury, której mam szansę – a poniekąd i przymus – poszerzenie swojego spektrum poznawczego i posiadanej wiedzy, aby w pełni zrozumieć zniuansowanie fabularnej treści. Nie stanowi to rzecz jasna przytyku dla samej prozy. Wręcz przeciwnie, taka wymagająca zaangażowania potencjału intelektualnego literatura może otrzymać – i otrzymuje – ode mnie wyższą ocenę na starcie, za ww. względy. Reszta jest już zależna od samego konceptu fabularnego, od sposobu i głębi nakreślenia bohaterów, od autorskiej umiejętności snucia opowieści, podtrzymywania napięcia, wreszcie finalnego domknięcia wszystkich rozpoczętych wątków…
I warto zaznaczyć na wstępie, że Salik wszystkie powyższe założenia realizuje na piątkę. Jej powieść nie tylko mocno zakotwiczona jest we współczesnym dorobku naukowym i technologicznym, ale również osadza się mocno na najważniejszych współcześnie problemach społecznych. Globalne zagrożenia środowiskowe to czynnik, który nie tylko potrafi rozpalać wyobraźnię, ale też wzbudzać olbrzymie kontrowersje. Naukowcy kontra wielkie korporacje przemysłowe i technologiczne toczą spór o to, czy konieczne jest ratowanie klimatu, czy w ogóle mamy jeszcze szansę na ratunek, czy może jest to tylko pozoracja, wymysł ortodoksyjnych, skrajnych ekologów chcących zachwiać fundamentami światowej gospodarki. Albo też położyć podwaliny pod nowe, biznesowe rozdanie.
Opiera Salik rys fabularny o kontrowersję, o zestawienie swoistych przeciwieństw, zawartych w jednolitym skądinąd nurcie poglądowym, uosabianych przez tkwiące w impasie separacji małżeństwo Marie i Dagana. On – klimatologiczny radykał, nawołujący wręcz do fizycznego, brutalnego wymuszanie zmian środowiskowych. Działający buńczucznie, radykalnie, bezkompromisowo i przede wszystkim impulsywnie, z wykorzystaniem informacyjnej terapii szokowej. Ona zaś, chłodna pragmatyczka, skłonna wykorzystywać zasoby najbogatszych (a tym samym – najsilniej wpływających na degradację środowiskową) do ratowania tego, co pozostało, do odtwarzania tego, co zostało utracone. Wykorzystuje w jej przypadku Salik koncepcję wskrzeszenia mamutów, co samo w sobie wydaje się rodem iście z zakresu science fiction, a co okazuje się być pomysłem jak najbardziej realnym, o czym wspominam na wstępie.
Wspomniane małżeństwo wciągnięte zostaje w tajemniczą i skrajnie niebezpieczną rozgrywkę, w której kluczowi gracze są nijak nieokreśleni, ale na którą to wpływ mają nie tylko wielkie korpo oraz światowe organizacje rządowe, ale też tajemniczy team informatyczny, mocno zanurzony w świat wirtualny… który okaże się chyba największym powieściowym zaskoczeniem. I swoistym, nowatorsko ujętym koncepcie znanym z SF – spotkania z obcym.
Ekologia i klimatyczne zagrożenia nie są jedynym tematem poruszanym szeroko przez Salik we „Wścieku”. Choć jest to główna podwalina fabularna i przewodni wątek, wokół którego osnuwa autorka całą intrygę quasi-kryminalną – zapoczątkowaną zagadkowym zabójstwem najbogatszego człowieka świata – to znaczącym, jeśli nie najważniejszym, okazuje się temat rozwoju AI. Temat rozpalający wyobraźnię nie tylko naukowców i wszelkiej maści twórców, ale i całościowo ujętego społeczeństwa, któremu zamanifestowano potężniejące z każdym rokiem możliwości tego, co rozumiemy poprzez sztuczną inteligencję. Ale co też dla wielu tuzów branży technologicznej zdaje się być najpotężniejszym ryzykiem. Co rusz publikowane są wypowiedzi, odezwy i manifesty o potencjalnym, rosnącym zagrożeniu dla ludzkości, jakie generuje coraz bardziej postępujący – i zdawać by się mogło, coraz mniej kontrolowany – rozrost możliwości AI. Salik wprawnie podejmuje ten temat, zaszywając go niejako w tle swojej historii, bardzo sprawnie implementując go w zakres środowiskowych zagrożeń i sugeruje rozwiązanie. Zaskakujące, iście nowatorskie i koncepcyjnie nad wyraz ciekawe.
Łączy więc Salik dwa najgorętsze, zdawać by się mogło – przynajmniej w wymiarze społecznym, jeśli nie również w naukowym – tematy w jedną opowieść, balansującą na granicy techno-thrillera i rasowej science fiction. Z jednej strony fabuła ma stanowić wstrząs dla ludzkości, rodzaj uwrażliwienia na postępujące w zastraszającym tempie zmiany klimatyczne, z drugiej zaś stanowi „Wściek” swoisty wyraz rozpaczy, desperacki wydźwięk tego, ze nadal miotamy się bez konkretnego kierunku, w dużej mierze, przy obecnym układzie sił globalnych, na porażkę.
To zresztą warto podkreślić, jak bardzo mocno, bardzo wyraźnie akcentuje Salik swoistą bezsilność w działaniu. I Dagan i Marie wywodzą się ze środowisk, które niejako pozwalają im działać przeciw zmianom klimatycznym, dają im przestrzeń i środki na takie działania. A nawet oni rozbijają się o brak realnej sprawczości, doświadczają sprawczej niemocy, a ich działania nie przynoszą tak naprawdę żadnego wymiernego, znaczącego efektu. Co więc z całą rzeszą jednostek nieuprzywilejowanych na tyle, co powieściowi bohaterowie? Nie usadowionych w społecznej hierarchii w punktach tak – powiedzmy – komfortowych, nieumożliwiających działania w zakresie pochodzeniowym, ekonomicznym i społecznym? Okazuje się więc w tym ujęciu „Wściek” krzykiem bezsilności, akcentem, że miotamy się, niczym ćmy krążące wokół lampy, bez szans na ogólne powodzenie. Dobrze wiemy, co należy zrobić i wciąż nie mamy tak naprawdę pojęcia, jak.
Literacko „Wściek” czyta się znakomicie. To powieść ze starannie nakreślonymi charakterologicznie postaciami i bardzo obszerną podbudową naukowo – technologiczną. Ta warstwa może co prawda dla laika stanowić pewien zawyżony próg wejścia, ale z drugiej strony wyłożona jest na tyle przejrzyście, że udaje się przy pewnym poznawczym zaangażowaniu, pojąć ogólną koncepcję, co w zupełności wystarcza do zrozumienia sedna historii. Oczywiście im większe obeznanie w informatyczno – technologicznym światku (i slangu), tym pełniejsze wrażenia z lektury. I większy podziw dla talentu autorki, która potrafi kreować science fiction tak zniuansowane, tak wszechstronne i złożone. Słowem – na najwyższym, światowym poziomie.
Bo taki jest „Wściek”. To literatura na miarę najlepszych europejskich i światowych nazwisk. To nie proza usilnie próbująca kopiować zachodnie standardy. To proza uniwersalna, nieprzyporządkowana stricte polskiej mentalności, nieosadzona w naszym, wąskim, wschodnioeuropejskim kręgu kulturowym. To powieść kreowana z rozmachem, ze spojrzeniem tak globalnym, jak tematyka, którą podejmuje. A tym samym czytelna, bez znaczenia dla szerokości geograficznej. Zrozumiała tematycznie, poglądowo i kontekstowo niezależnie, od języka, na jaki zostałaby przetłumaczona. I mam nadzieję, że otrzyma szansę trafienia na zachodnie rynki, bo jest tego warta.
Wściek
Nasza ocena: - 90%
90%
Magdalena Salik. Wydawnictwo Powergraph 2024