Do finału serii “Amerykański wampir” prowadziła bardzo długa droga. I kiedy ostatni tom znienacka pojawił się w sprzedaży, jest trochę tak, jakby już nikt na niego nie czekał.
Na naszym rynku seria “Amerykański Wampir” wystartowała w 2011. Rynek ów był wówczas w całkowicie innym miejscu niż jest teraz, jeszcze przed superbohaterską eksplozją, a każdy nowy tytuł z DC Vertigo wywoływał u polskiego fana komiksu przyśpieszone bicie serca. Seria Scotta Snydera nie była jednak kolejnym klasykiem imprintu DC, tylko świeżynką, którą twórczo wspierał sam Stephen King, odpowiedzialny za rozgrywająca się na Dzikim Zachodzie historię w pierwszym tomie, w której powołany został do życia tytułowy Amerykański Wampir, bandyta Skinner Sweet. Natomiast w drugiej opowieści śledziliśmy losy dwóch aktorek w Hollywood początku lat dwudziestych XX wieku, równie ważnych dla fabuły całego cyklu – Pearl Jones i Hattie Hargrove, obie również zarażone nowoczesną – amerykańską – odmianą wampiryzmu. Na czym ona polega? Amerykański wampir może przebywać na słońcu i jest znacznie silniejszy niż tradycyjne, działające w obrębie nocy wampiry. Po prostu ma przewagę, tyle że nie liczebną. I co rusz – zarówno jako Skinner Sweet, jak i Pearl Jones, pakuje się w skomplikowane tarapaty.
To co powyżej to jedynie zajawka konceptu Scotta Snydera, którego komiksowi fani kojarzą przede wszystkim z postacią Batmana. Snyder w swojej autorskiej serii rozbudował wampiryczną mitologię, inspirował się ważnymi wydarzeniami w historii USA i obficie czerpał z popkultury. Powstała z tego alternatywna, tajna historia głównie dwudziestego wieku (choć sięgająca setki lat wstecz), z organizacją zwalczającą wampiry (Wasale Gwiazdy Zarannej) i kolejnymi, różnorodnymi odmianami krwiożerczych bestii. Kiedy wydawało się, że apogeum serii będzie miało związek z pojawieniem się w fabule Draculi, w ostatnich tomach Snyder podniósł stawkę i powołał do życia postać Szarego Kupca służącego pierwotnej Bestii, która ma zmienić oblicze świata. W przedostatnim tomie, który częściowo rozgrywał się w kosmosie (!) Skinner stracił swoje moce, jego kompani przechwycili broń, która miała pomóc im w unieszkodliwieniu potwornej istoty, a polscy czytelnicy musieli czekać aż sześć i pół roku na ostatnią odsłonę serii. Co prawda to krócej, niż każe czekać na kolejny tom swojej sagi George R.R. Martin, ale i tak cholernie długo, na tyle aby niektórzy czytelnicy wręcz zapomnieli o serii, która z czasem nie budziła już takich emocji, jak w jej początkach.
A zatem nie chodzi tu tylko o długą przerwę między przedostatnim a ostatnim tomem, ale też o skłonność Scotta Snydera do nadmiernego rozciągania fabuły. Gdyby “Amerykański wampir” zakończył się powiedzmy na piątym tomie, byłby całkiem zgrabną, mniej rozdmuchaną historią. Jednak Scott Snyder, podobnie zresztą jak filmowiec Zack o takim samym nazwisku ma ciągoty do epickich fabuł, mnożenia wątków, generalnie jest ambitny ponad miarę, problem w tym, że nie ma lekkiej ręki do takich konstrukcji. Znacznie ciekawiej wypadają w jego wydaniu historie zamykające się w obrębie jednego zeszytu niż ciągnięta bez końca fabuła, co zresztą jest też wizytówką wspomnianego nieco wyżej Stephena Kinga. Ma być powiedziane wszystko, bez niedomówień, krok po kroku, nie na skróty. Dlatego przynajmniej dobrym pomysłem na fabułę było podzielenie jej na odległe czasowo segmenty – nawet czujemy się z lekka zaskoczeni rozpoczynając lekturę “Amerykańskiego Wampira 1976”, bo po serii cliffhangerów z poprzedniego tomu, Snyder zdecydował się na kolejny skok czasowy.
Mamy zatem 1976 rok. Skinner Sweet nadal jest bez swoich wampirycznych mocy choć ponoć próbował na różne sposoby je odzyskać. Na razie pracuje jako kaskader motocyklowy na specjalnych pokazach, Pearl się gdzieś zaszyła i pomaga dziecięcym wampirom, a świat jeszcze się nie skończył. Choć nadchodzą ostateczne rozstrzygnięcia i Bestia ma wyjść na powierzchnię. Niedobitki Wasali wciąż jednak działają i planują pokrzyżować plany Szarego Kupca. Stara ekipa znowu musi się zebrać (nawet z niespodziewanym znajomym z wczesnych tomów, .Johnem Bookiem). Jak to wszystko się skończy?
W posłowiu do ostatniego tomu Snyder opowiada nam dlaczego “Amerykański Wampir” jest dla niego ważną serią i jaka uniwersalna koncepcja stała za tym projektem. Mówiąc w skrócie, to opowieść o dwóch obliczach Ameryki, jednym reprezentowanym przez Skinnera Sweeta, drugim przez Pearl Jones. Czyli negatywy kontra pozytywy, choć nieustannie się ścierające, przenikające, nie mogące funkcjonować jedno bez drugiego. Czy sami byśmy się domyślili, że takie było główne założenie serii? Cóż, te dwie osobowości zawsze trwały w opozycji do siebie, ale też do tego co było wcześniej, czyli do wcześniejszych, trwających setki lat wampirycznych rodów. Krótka historia amerykańskiego wampira, jest zatem niczym Ameryka na tle innych kontynentów z udokumentowaną, długa przeszłością. I ta inność, ta świeżość aroganckiego żółtodzioba lub niewinność skąpana w brudzie przekłada się na powyższe historyczne porównania. I sam Skinner – do końca będący sukinsynem, który jednak miał pragnienie, żeby w jakimś stopniu uważano go za bohatera. W jego przypadku Snyder nigdy się nie poddał, nie zrobił z niego kogoś na wzór Kmicica (choć było blisko), Skinner na zawsze pozostał niereformowalnym złamasem uwielbiającym ryzyko, niby niezależnym, a jednak pragnącym atencji. A tacy bohaterowie zazwyczaj nie spoczywają na laurach.
Koniec jest zatem z jednej strony nieco fabularnie rozczarowujący (pogonie, ucieczki, wybuchowe łubudu), za to w kwestii uniwersalnej, wyciągniętej na wierzch przez Snydera znajduje jednak uznanie w oczach czytelnika. No właśnie, a jak wypada “Amerykański wampir” graficznie? Mimo że serię tworzyli różni rysownicy, najważniejszy był zawsze Rafael Albuquerque, który ją zaczynał serię, ciągnął przez większość zeszytów i do niego należy finał. Wybuchowość ostatecznej rozgrywki tolerujemy dzięki jego drapieżnej kresce i niesamowitym dynamicznym scenom, choć najlepiej i tak wspominam tego rysownika w chwilach wyciszenia lub samotności drugiej, głównej bohaterki tej serii. To jak się kończy “Amerykański Wampir” świadczy też o tym, która ze stron amerykańskiej dualności była ważniejsza dla twórcy. I to tyle, mnóstwo akcji, odrobina refleksji, nie było jakoś wyjątkowo, ale nie było też źle. Ważne, że kolejna seria jest zamknięta i przez jakiś czas będzie kurzyć się na płycie, aż przyjdzie ochota na powtórkę z lektury – ów fakt, że ma się w planach powrót do komiksu Scotta Snydera też o czymś swiadczy.
Amerykański Wampir 1976, tom 9
Nasza ocena: - 70%
70%
Scenariusz: Scott Snyder. Rysunki: Rafael Albuquerque. Tłumaczenie: Paulina Braiter. Egmont 2023