By odnieść sukces, debiutujący na rodzimym rynku wydawniczym autor fantasy musi mieć w zanadrzu odpowiednio jakościowy materiał, wydanie które przyciągnie wzrok przeciętnego czytelnika i odrobinę szczęścia. Znany choćby z publicystycznych łamów „Nowej Fantastyki” Łukasz Czarnecki o dwa pierwsze elementy może być spokojny.
Kryjąca się w prostocie efektowność publikacji , to pierwszy z niewątpliwych atutów „Apostaty”. Brak tytułu i nazwiska autora na froncie okładki to zabieg ciekawy, który wespół z szata graficzną udanie wywołuje wrażenie jakbyśmy sięgali po znaleziony gdzieś na zakurzonym strychu, spowity pajęczynami almanach, a nie jedynie kolejną powieść fantasy. W podobną stylistykę wpisują się również rozpoczynające poszczególne rozdziały książki, stylizowane na wyrwane z notatników wspomnienia bohaterów. Muszę przyznać, że choć zwykle traktuję tego typu dodatki jedynie jako miłe urozmaicenie, tutaj wrażenie było spotęgowane tym, jak dobrze korespondowały z treścią. Bo ta, nie przymierzając jest równie ciekawa.
„Apostata” zabiera nas do Ekumeny – krainy rozdartej niekończącym się konfliktem pomiędzy Cesarstwem Yoryckim, a Republiką. Podczas gdy obywatele obu społeczeństw krwawią w ciągnących się przez lata bojach, mniejsze, ale wcale nie mniej istotne dramaty toczą się również na mniejszą skalę, a z pozoru nieistotne zdarzenia mają potencjał by zmienić układ sił całego świata. Oto bowiem wyznawcy demonów zdwajają wysiłki, by uwolnić swe bóstwa z okowów powstrzymujących je przed przedarciem się przez wrażliwą tkankę rzeczywistości. Jeśli kiedykolwiek im się to uda, cała Ekumena stanie przed widmem niechybnej zagłady – i tylko garstka uzbrojonych w magiczną wiedze ludzi może mieć jakąkolwiek szansę, by taki bieg wydarzeń powstrzymać.
„Apostata” to co do istoty powieść fantasy, choć sprowadzenie jej tylko do tego poziomu gatunkowej klasyfikacji byłoby sporym niedopowiedzeniem. Tak naprawdę mamy tu bowiem do czynienia z fuzją elementów charakterystycznych dla co najmniej kilku podgatunków: w samej konstrukcji świata w nieunikniony sposób natkniemy się na steampunk, kręgosłup fabuły będzie podtrzymywał rasowy kryminał, a zastosowane środki wyrazu swoją bezpośredniością zahaczą o bezpardonowe gore. Jeśli dodamy do tego pewne rozwiązania w nieuchronny sposób nasuwające na myśl pomysły „Samotnika z Providence”, Howarda Phillipsa Lovecrafta, możemy mieć pewne wyobrażenie o tym, jak wiele niekoniecznie w oczywisty sposób pasujących do siebie puzzli Łukasz Czarnecki musiał poskładać w całość, by „Apostata” funkcjonował. I wiecie co? Dał sobie z tym radę wręcz znakomicie.
Jeśli miałbym zastanowić się nad tym jakie określenie przychodzi mi na myśl po lekturze „Apostaty”, byłaby to „kunsztowność” – i to mająca zastosowanie na kilku poziomach. Po pierwsze, znakomite wrażenie robi konstrukcja świata przedstawionego. W trakcie brnięcia w opowiadaną historię gołym okiem widać bowiem, jak dobrze sama Ekumena, jej historia czy uwarunkowania polityczne i społeczne zostały przemyślane. Detali jest tu całe mrowie, definitywnie wskazujących na to, że Czarnecki jeszcze długo przed wzięciem się za samo pisanie powieści wszystko dokładnie sobie rozrysował i co ważniejsze znalazł sposób, by odpowiednio przekonująco czytelnikowi to sprzedać. Dość powiedzieć, że w trakcie przygody przed oczyma stawał mi świat przedstawiony z takiego „Dishonored” – a zatem innymi słowy, modelowy przykład budowania punkowego klimatu całości. Nieco gorzej na tle inteligentnego budowania świata wypada stanowiące rdzeń historii śledztwo, które co prawda łączy w sobie wiele wątków i jeszcze większą ilość bohaterów, ale jest dość przewidywalne, a co za tym idzie, z trudem przychodzi mu budowanie napięcia. Na plus policzyć książce można za to sekwencje spotkań bohaterów z nieczystymi siłami – kiedy już coś zaczyna się dziać, Czarnecki nie stosuje taryfy ulgowej, a płyny ustrojowe biorących udział w potyczkach nieszczęśników tryskają aż miło.
Gdybym miał czegoś się przyczepić, obok cokolwiek pretekstowego rdzenia akcji w pierwszej kolejności narzekałbym zapewne na coś, co jest poniekąd naturalną konsekwencją wymienionego wyżej atutu związanego z rozbudowaniem powieści, a więc „przeszczegółowienie”. Książka Czarneckiego kolejne elementy świata przedstawionego dokłada po równo z popychaniem fabuły do przodu i choć samo w sobie takie założenie jest godne pochwały, zdarzają jej się momenty w których atakowani jesteśmy tyloma odniesieniami do stanowiących tło akcji wydarzeń czy też taką ilością nowych pojęć, że jest tego zwyczajnie zbyt wiele. Wiąże się to też z dość częstym zjawiskiem prawdziwych ścian tekstu przez które zmuszeni jesteśmy przebrnąć. O ile styl Czarneckiego jest płynny na tyle, by dało się to przeboleć, „Apostata” przy dłuższych sesjach może jednak nieco męczyć. Nie do końca przekonały mnie też poszczególne partie dialogowe, a już szczególnie te w których autor nagminnie stosuje wykrzykniki dla podkreślenia emocji mówiącego – być może to indywidualna kwestia, ale zawsze za zdecydowanie bardziej naturalne uważałem te, w których napięcie wynikało z samych konstrukcji wypowiedzi, bez dodatkowych wzmocnień.
Podsumowując, o ile pewnych mniejszych i większych mankamentów mimo wszystko „Apostacie” nie udało się uniknąć, nie mogę powiedzieć, bym nie czerpał przyjemności z jego lektury – zwłaszcza dzięki mającemu niezwykły potencjał światu przedstawionemu. Tym samym Łukasz Czarnecki niewątpliwie potwierdził to z czego sprawę powinniśmy zdawać już sobie od dawna – że pośród mrowia publikowanych rokrocznie gatunkowych powieści, rodzimi debiutanci wcale nie muszą jakościowo ustępować bardziej doświadczonym kolegom po fachu. Jeśli o mnie chodzi – czekam na więcej.
Apostata
Nasza ocena: - 70%
70%
Autor: Łukasz Czarnecki. Wydawnictwo Insignis, 2022.