Trzeci tom serii “Batman Knightfall” to wymagająca lektura, nie tylko za sprawą ponad siedmiuset stron objętości wydanego przez Egmont albumu. Wyzwaniem jest tu portret pogrążającego się w obsesji i szaleństwie bohatera, którym jak dobrze wiemy, nie jest wcale oryginalny Batman.
To jest chyba ewenement, że w komiksie liczącym ponad siedemset stron dostajemy bodajże dwa kadry z Brucem Waynem. Z dzisiejszej perspektywy widać, jakim niezwykłym wyzwaniem dla twórców było porzucenie oryginalnego Batmana i skupienie się na na postaci Jeana-Paula Valleya, który w Gotham zastąpił w tej roli własnie Bruce’a Wayne’a. Czytelnicy musieli wyłazić ze skóry czekając na powrót oryginału, ale ci którzy wówczas tworzyli historię Człowieka-Nietoperza byli wyjątkowo nieugięci dając czytelnikom możliwość oglądania Gotham pod pieczą nowego bohatera, który jak to się potocznie mówi, ma najwyraźniej nie po kolei w głowie. W rezultacie wycisnęli z tego nowego układu, z całej tej historii ile się tylko dało. Choć w różnych momentach można odnieść wrażenie, że aż zachłysnęli się możliwościami, jakie im dała.
Jak pamiętamy z poprzedniego tomu, Bruce Wayne (wciąż na wózku inwalidzkim) i Alfred opuścili Gotham i ruszyli na poszukiwanie ojca Tima Drake’a, aktualnego Robina. Ten ostatni z coraz większymi wątpliwościami obserwuje nowego Batmana przy pracy, widzi jego coraz brutalniejsze metody i coraz mocniej je kwestionuje. Jean-Paul w nowym kostiumie, w którym w coraz mniejszym stopniu przypomina oryginalnego Człowieka-Nietoperza jest jednak głuchy na wszelkie uwagi chłopaka i po prostu, w swoim stylu, robi swoje. O tym, że dojdzie między nimi dwoma do kolejnego spięcia, które może prowadzić do stracie jesteśmy wręcz pewni i kiedy takie następuje ich drogi w zasadzie się rozchodzą – od tego momentu mamy w “Batman Knightfall” już niewiele Robina. W zamian jest Joker, Catwoman, na chwilę Pingwin oraz inni, czasami mocno groteskowi (rewolwerowcy!), czasami przerażający złoczyńcy, z którymi będzie musiał uporać się Jean-Paul. A na ponad siedmiuset stronach będzie tego stuffu bardzo dużo. Może nawet ciut za dużo.
Lektura trzeciego tomu “Batman Knightfall” w pewnym stopniu przypomina lekturę wydanego u nas w tym samym miesiącu pierwszej odsłony “Punishera. Epic Collection”. W historiach z tego drugiego albumu, twórcy w owym czasie dostali wreszcie zielone światło na solowe przygody Franka Castle’a i zaczęli badać nowy teren, badać możliwości postaci i stopniowo kształtować Punishera. Tutaj natomiast oglądamy nie tyle kształtowanie, co walkę superbohatera z narzuconym mu z góry Systemem warunkującym odpowiednio zachowanie i jak się możemy spodziewać, nie jest to łatwa walka. Jean-Paul pogrąża się w narzuconej mu przez System obsesji i rusza w Gotham na krucjatę o bliżej niesprecyzowanym kształcie. I to jest właśnie w tym najciekawsze, bo o ile Bruce Wayne jako Batman miał cele sprecyzowane (choć też nie zawsze), to jego naśladowca idzie prostą drogą do własnej zguby, do zatracenia, do momentu, kiedy przestanie psychicznie się kontrolować i sam zasieje w Gotham potężny zamęt. A wszyscy złoczyńcy, których spotka po drodze tym skuteczniej go do tego nakręcają
Ciekawa jest w tych historiach rodząca się u poszczególnych bohaterów niepewność co do zachowania Batmana. James Gordon, Catwoman, Joker, Pingwin znają go na tyle dobrze, że dość szybko zaczynają podejrzewać, że mają do czynienia z inną niż dotychczas osobą. To prowadzi do ciekawych zwrotów fabularne, choć wydaje się, że nie do końca wykorzystanych przez twórców – bo Joker po prostu się obraża niczym oszukana primadonna, Catwoman przyjmuje to do wiadomości i w rezultacie najbardziej wpływa to na Gordona, który traci rodzaj nienaruszalnej wydawałoby się opoki rozpostartej nad Gotham, samemu stając się coraz bardziej agresywnym. W tym aspekcie to opowieść o tym, jak naruszone status quo potrafi wpłynąć na losy i zachowania ludzi ze wspólnego kręgu, tyle że kręgiem Batmana jest przecież Gotham. I Gotham, pozbawione oryginalnego obrońcy, pogrąża się w totalnym szaleństwie.
Trzeba przyznać, że to szaleństwo bywa z czasem męczące. Są tutaj zeszyty, które szybko pochłaniamy, a potem nie zostaje w naszej pamięci po nich żaden ślad. Są pewne rozczarowania, jak cały wątek Jokera kręcącego o Batmanie film. Catwoman wzbudza u Jean-Paula prostu pożądanie i z kolei te fragmenty czyta się z prawdziwą fascynacją, bo bohater ledwo panuje nad swoim libido. Wreszcie mamy innych, pomniejszych złoczyńców, spośród których z pewnością wyróżnia się Abattoir, z powodu dawki okrucieństwa, którą twórcy wpisali w jego postać, ale sama fabuła w tym długim wątku jest poszarpana, z lepszymi, ale i słabszymi momentami, które nie dają odpowiednio wybrzmieć finałowi pogoni Batmana za złoczyńcą. A przecież ta konfrontacja wynosi wątek krucjaty Mrocznego Rycerza na nowy poziom.
To wszystko toczy się w Gotham jakby na jednym oddechu, szybklo, bezlitośnie, w feerii jaskrawych kolorów charaklterystycznych dla tamtych czasów. Wymieszane jest tutaj kilka serii, co być może ma wpływ na ich jakość – czasem jest bardziej groteskowo, czasem bardziej ponuro (na szczególną uwagę zasługuje Alan Grant w opowieści z Lady ClayFace), a między kolejnymi zeszytami okładki zeszytów cieszą oczy przypominając niektórym czytelnikom czasy TM Semic. Lista twórców jest tu imponująca i każdy bardzo stara się wykorzystać tę niezwykłą możliwość wzięcia udziału w opowieści o Batmanie bez Bruce’a Wayne’a, czyli takiej, którą czytelnicy będa wspominac latami. I to rzeczywiście po latach się sprawdziło, bo “Batman Knightfall” sprzedaje się przecież jak świeże bułeczki. Przed nami jeszcze dwa tomy, w których miejmy nadzieję będzie w końcu więcej oryginalnego Batmana, bo tej konkretnej dawki szaleństwa nie jest łatwo znieść.
Batman Knightfall, tom 3: Krucjata Mrocznego Rycerza
Nasza ocena: - 75%
75%
Scenariusz: Chuck Dixon i inni. Rysunki: Graham Nolan i inni. Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz. Egmont 2022