„Blackwood” to dość krótka , czterozeszytowa historia od Evana Dorkina, wielokrotnego zdobywcy nagród Eisnera. Sama w sobie mocno kojarzy się z serialowym „Chilling Adventures of Sabrina” od Netflix, ale jest to skojarzenie z tych pozytywnych, bo i sam komiks jest przyjemnie straszny, napisany z wyczuciem i znakomicie zilustrowany. Trochę młodzieżowy, trochę mrocznawy, mocno pulpowy. Ale to akurat argumenty tylko za tym, by po niego sięgnąć.
Blackwood to uniwersytet. Nie za dobry, nieco podupadły, a w dodatku jest taką mocno mroczną odsłoną Hogwartu, gdzie uczą o okultyzmie, magii i tym podobnych.
Trafia na tę nietypową uczelnię czwórka nastolatków. Co ważne – nastolatków dość niepokornych, z problemami. I – jak to w takich historiach bywa, już na dzień dobry pakują się w kłopoty. Czy wyjdą z tego cało? Kto opuści szkołę – w jednym kawałku – a kto w jej murach pozostanie, może i na zawsze? I jakie sekrety tak naprawdę kryje uniwersytet oraz jego rektor?
Sama historia napisana przez Dorkina jest prosta, chwytliwa, przesycona mrokiem, magią i okultystycznymi praktykami. Jest trochę straszno, trochę obrzydliwie, a z pewnością na wskroś pulpowo. Dorkin z radością bawi się konwencją, trochę kłania się w kierunku tuzów klasycznej grozy, m.in w wiktoriańskiej estetyce samego sztafażu użytego w opowieści. Jednak radzi sobie z własną opowieścią nad wyraz dobrze. Wszystko jest spójne, wewnętrznie logiczne – jak na ramy historii o okultystycznym uniwersytecie, pełnym czarnej magii – i interesująco rozpisane. Jedyny minus – długość. A właściwie jej brak. Dorkin niewiele czasu poświęca na kreacje rysów psychologicznych, osobowościowych swoich postaci. Dowiadujemy się o nich niewiele, nie dane jest nam poznać ich głębiej. Autor skupił się na akcji, co z jednej strony nadaje dynamizmu komiksowi, ale z drugiej trochę go spłyca, pozbawia szerszej perspektywy i nieco tłamsi potencjał, jaki w kryje się w samym wyjściowym koncepcie. Słowem – można by tę historię nieco rozbudować o wątki obyczajowe, o wzajemne relacje bohaterów, o np. jakieś retrospektywy z ich przeszłości – na czym zyskałaby całość historii. Cóż, zakładam optymistycznie, że jest to dopiero początek i „Blackwood” będzie kontynuowane, co pozwoli zarówno Dorkinowi, jak i jego bohaterom rozwinąć skrzydła. Jednak w samym trzonie fabuły nie jest źle – wręcz przeciwnie. Sprawnie skrojona historia gra klasycznymi motywami, jednak interesująco je przetwarza i dopasowuje do nietypowych postaci. To ujmujący horror okultystyczny w pulpowym duchu lat 80-tych, który wciąż ma szansę spodobać się współczesnemu czytelnikowi. Fani wspomnianego serialu Netflixa o młodej czarownicy powinni być zachwyceni.
Graficznie to swoiste cudeńko, które dla samych rysunków jest warte naszego zainteresowania. Miękkie, nieco kreskówkowe szkice doskonale uzupełnione o ciemne, przyciężkie kolory doskonale współgrają z samą historią i z wieloma plugawymi obrzydłościami, jakie na kartach komiksu muszą się pojawić, przywołane z samych czeluści piekieł, albo innych wymiarów. Takie barwy nadają atmosferę duszności, mroku, niepokoju i świetnie wpasowują się w scenerię zapomnianego uniwersytetu okultystycznego na zad…piu. Warsztatowo Veronica Fish ( autorka m.in. „Archiego”) zdecydowanie staje na wysokości zadania, a uzupełniana w kwestii kolorystyki przez Andy’ego Fisha stanowią naprawdę świetny duet.
„Blackwood” to młodzieżówka, ale raczej dla tej starszej młodzieży. Może ciut za krótka, ale jednak – sama w sobie – świetna, dynamiczna i wciągająca. Mam nadzieję – powtarzam – że to dopiero przedsmak, pierwszy tom serii, która będzie kontynuowana i ciekawie się rozwinie, bowiem moim zdaniem „Blackwood” kryje jeszcze bardzo wiele tajemnic do odkrycia. Trzymam kciuki, by dano nam na to szansę. A ten album zdecydowanie polecam.
Blackwood. Scenariusz: Evan Dorkin. Rysunki: Veronica Fish, Andy Fish. Scream Comics 2020
Ocena: 7/10