Gorący temat

Chmara – rodzinny dramat podlany krwią [recenzja]

Jeden z filmów wyselekcjonowanych na odwołany 73. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Cannes, niedawno trafił na Netfliks z zamiarem udowodnienia wszelkim niedowiarkom, że udane połączenie dramatu z elementami horroru jak najbardziej jest wykonalne. Czy mu się to udało?

Francuska produkcja, stanowiąca zarazem długometrażowy reżyserski debiut Justa Phillippota na pierwszy plan wysuwa żyjącą na wsi wraz ze swoimi dziećmi Virginie Hébrard, która rodzinę usiłuje utrzymać dzięki zajęciu zgoła nietypowemu  trudni się bowiem hodowlą szarańczy. Całemu przedsięwzięciu daleko jednak do bycia lukratywnym: owady z jakiegoś powodu nie chcą się rozmnażać, a kolejne kontrahenci zaczynają się wycofywać. Również napięcie w relacjach rodzinny z wolna wzrasta do wartości granicznych i kiedy wszystko wskazuje na to, że samotnej matce przyjdzie pogodzić się z porażką, jedno przypadkowe wydarzenie sprawia, że karta się odwraca. Owady zaczynają mnożyć się na potęgę, hodowla pęcznieje od kolejnych konstrukcji, a sukces zdaje się pukać do drzwi –  gdyby tylko nie fakt, że niezwykła siła rozrodcza szkodników swoją genezę znajduje w niczym innym jak… ludzkiej krwi. A wszyscy wiemy jakie konsekwencje miewa igranie z naturą.

Koncept fabularny „Chmary” swe korzenie niewątpliwie znajduje w dziesiątkach monster movies z udziałem insektów, w rodzaju słynnego „Roju” z 1978 roku z Michaelem Caine’em, czy „Arachnofobii”. O ile jednak wymienieni reprezentanci swoją uwagę koncentrują przede wszystkim na dostarczaniu widzowi kolejnych dawek emocji, film Justa Phillippota sztafaż grozy wykorzystuje bardziej po to, by przede wszystkim opowiedzieć historię o ludziach z zachwianym poczuciem własnej wartości i tym, jak wielka może być cena odniesienia przez nich sukcesu. O ile podobnych rozważań na ekranach widzieliśmy już całkiem sporo, „Chmara” do problematyki usiłuje podejść w sposób mniej jednoznaczny, bo nie koncentrujący się jedynie na wytykaniu postaciom nieodpowiedzialności w działaniach, a ukazujący również wydarzenia które do takich, a nie innych decyzji doprowadziły.

Ilość obyczajowego dramatu jest tu zatem niewątpliwie przeważająca, a co za tym idzie, zwłaszcza w pierwszej połowie „Chmara” kolejne akordy rozgrywa niezwykle spokojnie, żeby nie powiedzieć – leniwie. Nawet następujący gdzieś w połowie seansu, długo wyczekiwany fabularny zwrot nie wprowadza spodziewanego ożywienia, a jakby tego było mało, trudno też nie uciec od refleksji, że logika scenariusza została tu poświęcona na rzecz pogłębienia symboliki zmagań rodziny wyrzuconej poza społeczny nawias. Mam wrażenie, że takie podejście bynajmniej nie przysporzy filmowi Phillippota zwolenników – zwłaszcza, że kłania się przy tej okazji nie do końca trafiony marketing, sugerujący doświadczenie z rodzaju pełnoprawnego kina grozy. Horror jako taki, ogranicza się tu w zasadzie jedynie do kilku scen gore i rozciągającą się na finałowy kwadrans konkluzję.

Tyle dobrego, że jeśli już decyduje się na włączenie do akcji elementów kina grozy, „Chmara” robi to w co najmniej dobry sposób. Wspomnianej makabry nie ma tu wiele, ale kiedy już się pojawia, jest podana z pełną dokładnością i naturalizmem. Co bardziej wrażliwe osoby zapewne niejednokrotnie poczują się nieswojo na widok setek kłębiących się na niewielkiej powierzchni owadów, a swoje do skomentowania będą mieli też przeciwnicy ekranowej przemocy wobec zwierząt. W połączeniu z udaną, oszczędną grą aktorską właściwie całej obsady, „Chmara” pod względem realizacyjnym sprawia jednoznacznie pozytywne wrażenie.

Jeśli zatem upatrywać gdzieś jej problemu, będzie to niewątpliwie kwestia proporcji. Jeśli zatem po filmie z francuskim rodowodem oczekujecie przede wszystkim zapewnienia dopływu zwiększonych ilości adrenaliny do krwi, uwagę polecałbym skierować w innym kierunku. W innym przypadku seans „Chmary” może niekoniecznie was porwie, ale półtorej godziny z życia wypełni co najmniej przyzwoicie.

Foto © Netflix

Chmara

Nasza ocena: - 60%

60%

Reżyseria: Just Phillippot. Obsada: Suliane Brahim, Sofian Khammes, Marie Narbonne. Francja, 2020.

User Rating: Be the first one !

Maciej Bachorski

Pasjonat staroszkolnych horrorów science fiction w stylu "Obcego", "Cosia" czy "Ukrytego Wymiaru", rockowej/metalowej muzyki i przyzwoitej (znaczy, nie tylko single malt) whisky. Pisywał dla "Playboya", "PIXELA", czy "Wiedzy i Życia", a obecnie współpracuje z "Nową Fantastyką", "CD-Action" i "Netfilmem".

Zobacz także

Sisu – mniej znaczy lepiej [recenzja]

Kinowe eksperymenty z formą i treścią z pewnością należy cenić za przełamywanie utartych schematów, ale …

Leave a Reply