„Coda” Simona Spurriera z rysunkami Matiasa Bergara to mieszanka fantasy i postapo, przesycona echem utraconej magii i pragnieniem przywrócenia utraconego status quo. Z jednej strony mamy oryginalny scenariusz, zaczynający się tam, gdzie wiele historii fantasy się kończy – od wojny, jaka zmieni układ sił przedstawionego świata, serwując kataklizm, pozbawiający go kluczowego, magicznego czynnika, a z drugiej to przeładowane szczegółami rysunki, w których z początku trochę trudno się odnaleźć.
Sama historia jest niezła. Senna, rozwijająca się powoli, bez nadmiaru żywiołowej akcji – co jednak okazuje się plusem, bowiem daje twórcy czas na staranne wprowadzenia do wykreowanego świata w pełni jego złożoności. Losy aspołecznego barda, który podróżuje po pustkowiach, wzdychając do utraconej, będącej w demonicznej niewoli żony to całkiem ciekawy koncept fabuły, oferujący dwuznacznego moralnie bohatera. Jego relatywizm moralny skupia się na określonym jasno celu, który – wg niego samego – uświęca większość środków. Zwłaszcza,że sam świat przedstawiony jest mało przyjazny, antypatyczny, zmuszający do większej bezwzględności i skupieniu na własnym dobru, często równoznacznym z poświęceniem postronnych.
Rola bohatera – obrońcy nijak do naszego barda nie pasuje, więc przedstawiona mu przez Zarządcę pewnego pustynnego miasta propozycja niekoniecznie trafia w jego gusta. Jednak kiedy rodzi się szansa na zdobycie magicznej substancji koniecznej do wyzwolenia żony, nasz bard szybko zmienia zdanie…
Historia opowiedziana w komiksie z pewnością zasługuje na uznanie. Unika tendencyjności, jest mieszanką swoistego, postapokaliptycznego cynizmu głównego bohatera z jego niepostępowym, naiwnym romantyzmem. Album zaserwuje nam zresztą w końcówce pierwszego tomu zgrabny twist a całościowo potrafi naprawdę urzec realiami świata przedstawionego, osłodzonego szczypta ironii i humoru.
Graficznie już tak dobrze nie jest, bowiem rysownik tak bardzo skupił się na szczegółach…, że przedobrzył. Plansze zdają się nazbyt przeładowane, co przy bardzo intensywnej kolorystyce sprawia miejscami przytłaczające wrażenia. Owszem, należy docenić rozmach, ciekawe graficzne koncepcje, jednak wszystkiego jest w warstwie rysunkowej za dużo, by czytało się wygodnie i sprawiało adekwatne wrażenia. Bergara rysuje interesująco, ale moim zdaniem trochę przesadził, na co nałożyła się przyciężkawa kolorystyka Michaela Doiga, nieco obniżająca przyjemność z lektury.
W zestawieniu więc „Coda” traci nieco punktów ogólnej oceny, co nie zmienia faktu, że fabularnie to naprawdę ciekawa historia, którą warto poznać. Jeśli już przywykniemy trochę do męczącej chwilami oczy warstwy graficznej, całość okazuje się być przynajmniej przyzwoita.
Mimo niewielkich zastrzeżeń, polecam lekturę „Cody”, zwłaszcza, że w warstwie scenariusza Spurrier radzi sobie naprawdę dobrze i zapowiada się intrygująca kontynuacja. Z przyjemnością sprawdzę, co wydarzy się w kolejnym tomie, choć – jak zaznaczam – komiks broni się wyjątkowo bardziej sama opowieścią, niż jej graficzną oprawą, przez co zostaje pewien niedosyt po lekturze.
Coda, tom 1. Scenariusz: Simon Spurrier. Rysunki: Matias Bergara. Non Stop Comics 2020.
Ocena: 6/10