Gorący temat

Daredevil. Frank Miller, tom 4 – Frank Miller w szczytowej formie [recenzja]

Czwarty tom “Daredevila” to niewątpliwie scenariuszowy top Franka Millera. Dostajemy tu dwie, chyba najbardziej znane historie tego autora poświęcone superbohaterowi z Hell’s Kitchen.

Historie z dwoma superbohaterami, Batmanem  i Daredevilem ukształtowały dojrzałe, można powiedzieć dorosłe pisarstwo Franka Millera. Dobrze się złożyło, że w czwartym tomie jako pierwszą mamy wcześniejszą, dwuczęściową historię o Spider-Manie, co prawda  jedynie z rysunkami Millera, ale to dzięki niej widoczny staje się kontrast między standardowymi, naiwnymi opowieściami superbohaterskimi z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych a tymi, poprzez które komiks superbohaterski wkraczał no nowe tereny. 

W połowie lat osiemdziesiątych wyznaczał je właśnie Frank Miller w “Powrocie Mrocznego Rycerza”, czy Alan Moore w “Strażnikach”. Te dwa tytuły powszechnie uważane są za dwa najważniejsze kamienie milowe w dziedzinie superbohaterskich historii przeznaczonych dla dojrzałego czytelnika. Ale to w runie “Daredevila”, a szczególnie w “Daredevilu:Odrodzonym” Miller bezlitośnie ściągnął superbohatera na ziemię, a osoby z jego kręgu znalazły się nie tylko w niebezpieczeństwie, ale również  narażone na ciężki stres i psychiczną traumę. Nagle komiksowy Marvel stał się okrutnie wręcz przyziemny.

“Daredevil: Odrodzony” to historia, która po prostu boli, od momentu gdy zrezygnowany Matt Murdock wypowiada w myślach kwestię “Nienawidzę pieniędzy”, do chwili kiedy pokonany i pognębiony (i to nie w bezpośredniej walce) ląduje między lumpami w zaułku Hell’s Kitchen. Doświadczamy zaaranżowanego przez Kingpina, chyba najbardziej spektakularnego upadku superbohatera w dziejach Marvela, a Miller dokłada jeszcze coś mocniejszego, czyli totalną  degrengoladę Karen Page, którą przedstawiono tu w taki sposób, jak żadną inną kobieca bohaterkę w komiksie. 

Zanim jednak rozpoczniemy lekturę “Odrodzonego” dostajemy jednozeszytową perełkę, której wcześniej nie znali polscy czytelnicy pod tytułem ‘Ugory”. Matt Murdock w tej ponurej historii z półświatka nie wypowiada ani słowa, nie zobaczymy go w kostiumie, ale za to za sprawą gęstej narracji Millera doświadczymy czegoś wyjątkowo – wręcz oblepiającego swą gęstą atmosferą dramatu. Oto okazuje się, że gdzieś tam daleko za eventami, w których superbohaterzy bohatersko ratują świat, ów świat ma paskudne, przyziemne oblicze, z którego zdają sobie sprawę tylko tak przyziemni i będący bliżej zwykłych ludzi superbohaterowie jak Daredevil.

Za rysunki w tym zeszycie odpowiada John Buscema, a scenariusz Miller napisał właśnie pod niego, co dało nam wyjątkowy tandem i wrażenie, jak mocno słowo pisane może wpłynąć na graficzną stronę komiksu, która nagle nabiera wyrazistości i mimo pstrokatych kolorów wyciąga tragizm z przedstawionej w scenariuszu historii. Natomiast w Odrodzonym mamy rysunki Davida Mazzucchelliego, z którym Miller wspólpracowął również przy “Batmanie: Rok pierwszy”. W pamięci na długo zostaje jego tracący wszelką nadzieję Matt Murdock, fizycznie zdewastowana Karen Page, obły i wszechwładny Kingpin i jakby dla kontrastu wychudzony i zestresowany Ben Urich, którego nemezis staje się pewna zwalista i wyjątkowo groźna pielęgniarka. 

Na tle tych bohaterów mniejsze wrażenie robi złoczyńca Nuke, który pojawia się w drugiej części historii i nadaje jej inny, bardziej wybuchowy i groteskowy zarazem ton, zmuszając jednocześnie Daredevila do działania. Dzisiaj ten wątek poważnie zgrzyta, ale jest zgodny z ponurymi  nastrojami Amerykanów w 1986 roku i działaniami ówczesnych władz, co zresztą wykorzystał w podobnym stylu Alan Moore w “Strażnikach”, a Miller jeszcze w “Elektra Assasin” i ‘Powrocie Mrocznego Rycerza”. Całość wygląda tak, jakby Miller chciał nagle swoją historię rozsadzić od środka, jakby nie tylko opowiadał, ale też eksperymentował z różnymi gatunkami, nie tylko z samą narracją. Jakby szukał właściwej formy wyrazu dla swoich pomysłów, które już niebawem miały eksplodować w jego w pełni autorskim “Sin City”. Czyli tam, gdzie tak ważna stawała się umowność i rodzaj postmodernistycznej gry schematami, gdzie forma była równie ważna jak sama historia. 

Być może “Sin City’ jest w równym stopniu dla komiksu tym, czym w latach dziewięćdziesiątych były filmy Tarantino. A Miller gdy już złapał pełny wiatr w żagle, nagle poczuł moc, która predestynowała go do czegoś więcej, niż zwykłego wyrobnika od superbohaterskich historii. Kiedy zasmakował w tej grze schematami po latach doświadczeń w Marvelu i DC, znalazł się w momencie, w którym mógł wszystko. Mniej więcej równolegle z pierwszymi tomami “Sin City” powstał scenariusz do komiksu “Daredevil: Nieustraszony”, pokazujący kanoniczną dzisiaj genezę Śmiałka z Hell’s Kitchen. 

Tu już nie ma formalnego szaleństwa tylko narracyjna płynność, jakby Miller chciał sobie i nam  powiedzieć: tak, umiem wszystko, być może  osiągnąłem już wszystko jako poszukujący nowych środków wyrazu scenarzysta, teraz sprawdźcie, jak potrafię opowiedzieć jeszcze raz historię, którą już znacie, a po lekturze będziecie ją pamiętać już na moich warunkach. 

Cóż, tak się właśnie stało. To jeden z najlepszych komiksów z rysunkami Johna Romity Jr., który wtedy jeszcze nie drażnił karykaturalnością graficznych rozwiązań, podobnie jak Miller dzisiaj razi czytelników karykaturalnością nowych scenariuszy. Cóż, i tak mu się wszystko wybacza, ponieważ przy tym co osiągnął w latach swojej świetności, te jego nowe potworki zostaną szybko zapomniane, a pamiętać będziemy to, co naprawdę jest warte zapamiętania. Tak jak historie zawarte w niniejszym, czwartym tomie poświęconym postaci Daredevila, napisanym przez Franka Millera.

Daredevil. Frank Miller, tom 4

Nasza ocena: - 90%

90%

Scenariusz: Frank Miller: Rysunki: David Mazzucchelli, John Buscema i inni. Egmont 2020

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

RIP, tom 6. Eugene: Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy – siły zewnętrzne [recenzja]

Po dwóch i pół roku od wydania pierwszego tomu serii wreszcie dostajemy jej finał. Tytułową  …

Leave a Reply