Gorący temat

The Expanse, sezon 5 – dobre średniego początki [recenzja]

Pierwszą połowę piątego sezonu “The Expanse” zaliczyliśmy do grona najlepszych seriali powracających ubiegłego roku. Cóż, gdybyśmy cały sezon dostali od razu w całości, a nie z odcinkami wydzielanym co tydzień, ta jedna z najlepszych produkcji science-fiction ostatnich lat raczej nie wskoczyłaby do topu za 2020. 

Po ostatnim epizodzie piątego sezonu “The Expanse” w komentarzach na różnych forach rozlały się głosy rozczarowanych fanów serialu. Brzmiał w nich żal o to, że napięcie po wielkiej kulminacji z czwartego odcinka po prostu siadło. O to, że wyjątkowo długo był przeciągany cały wątek Naomi, szczególnie z jej dramatycznego pobytu w statku-pułapce. O to, co się stało się z Alexem i co niestety staje się scenariuszową zmorą, kiedy trzeba w fabule dokonać radykalnych zmian związanych z zewnętrznymi naciskami. 

Dorzuciłbym jeszcze bezbarwny wątek Avasarali, której postać straciła gdzieś swój, jak można określić to za pomocą oksymoronu, odpychający magnetyzm. Holden – w drugiej połowie serialu zupełnie nie miał nic do roboty. I wreszcie wątek z exodusem Ziemian na Księżyc – w ogóle nie zostały pokazane bardziej obrazowo konsekwencje uderzenia asteroid w naszą planetę, ale w tym przypadku zapewne bardziej jest to wynikiem ograniczeń budżetowych serialu. Ciągnąc konsekwentnie tę wyliczankę, dodajmy postacie Marco Inarosa i jego syna Filipa, którzy w wielu momentach byli irytujący. Bobby chyba jedynie w finale miała do zrobienia coś bardziej emocjonującego, ale trwało to dosłownie moment. 

Nieco większe emocje towarzyszyły na ekranie ekipie Drummer oraz kiedy pojawiał się Amos (razem z Clarrisą), który w “The Expanse” stał się kimś na miarę uwielbianego przez fanów “The Walking Dead” Daryla. Chociaż i jego ziemskiemu wątkowi również  dostało się od fanów.

Generalnie, w piątym sezonie fabuła nie zagrała całościowo i aż zastanawiam się, czy miało na to wpływ wspomniane już dawkowanie odcinków, czy po prostu po przejściu pod skrzydła Amazon Studios serial zrobił się nieco słabszy. Najlepsza faza “The Expanse” to drugi i trzeci sezon, tworzone jeszcze pod logo stacji SyFy, w których emocje sięgały zenitu. Najlepiej oglądało się je na Netflixie, jednym ciągiem, a przy tych najlepszych odcinkach odczuwało się to tak, jak przy najlepszych odcinkach “Breaking Bad” – wydawało się, że przeleciały nam przed oczami w ciągu dwudziestu minut, a nie czterdziestu kilku. Tej intensywności zabrakło już w czwartym sezonie, z głównym i tajemniczym wątkiem na Ilosie. W piątym sezonie, całkowite rozdzielenie załogi Rosynanta również nie pomogło, choć przecież wzięte zostało prosto z książek. Skąd zatem ten spadek jakości? Czy to wina samej realizacji, czy może w książkach cała intryga dotycząca protomolekuły rozgrywa się zbyt rozwlekle, można powiedzieć zupełnie niefilmowo i trudno ją przełożyć na serial?

Rzeczywiście, panowie ukrywający się pod pseudonimem James S. A. Corey nie mają zamiaru nigdzie się śpieszyć opisując historię Ziemi, Marsa, Pasa i nowych światów za Pierścieniami. Bardziej zależy im na tym, by stworzyć wiarygodne, szczególnie polityczno-społeczne tło następujących po sobie wydarzeń w dramatycznym momencie dla całej ludzkości niż gnać na spotkanie z inną, kosmiczną rasą. I pewnie dlatego tak dłużył nam się ten sezon i drażnił jego główny wątek z rzucającym wyzwanie Ziemianom Marco Inarosem.

Pytanie, czy musiał on wypełniać cały piąty sezon (oraz część czwartego)? Odpowiedź na to pytanie kryje się w uczuciu rozczarowania, kiedy zamiast ekscytować się ostatnimi sekundami finałowego odcinka, bardziej czujemy się oszukani tym cliffhangerem, wskazującym na ponowne pojawienie się po wydarzeniach na Ilosie wszechwładnej, obcej potęgi. 

Szczerze mówiąc, w książce te powolne rozwijanie fabuły w ogóle mi nie przeszkadza. Zazwyczaj czytam książki Coreya mniej więcej równolegle, raz nieco wcześniej, innym razem tuż po sezonie nawiązującym do danej powieści i na spokojnie porównuję sobie różne wątki. Na tę chwilę, kiedy dopiero rozpocząłem lekturę “Gier Nemezis”, już bardzo chciałbym sięgnąć po “Prochy Babilonu”, żeby zrekompensować sobie uczucie rozczarowania po końcówce piątego sezonu i sprawdzić, co też wydarzy się za Pierścieniami. Sytuacja o tyle komfortowa, że nie muszę czekać tak długo, jak na kolejny sezon serialu, który ma być zresztą ostatnim, co przy ilości pozostałego materiału książkowego wydaje się być kolejnym, czekającym nas w przyszłości rozczarowaniem. Cóż, może trzeba się po prostu pogodzić z faktem, że to co było najlepsze w serialowej “Ekspansji” jest już za nami? 

Chciałbym w to nie wierzyć, bo jednak cenię całą ekipę realizacyjną, która stworzyła naprawdę znakomite widowisko science-fiction i być może zbiera niezasłużone baty za to, że jednak w dużej mierze trzyma się fabuły książek? Jako widzowie zrobiliśmy się ostatnimi czasami wyjątkowo wybredni i zawsze łatwiej nam znaleźć dziurę w całym niż to, co nam w serialu rzeczywiście podpasowało. Przede wszystkim będę bronił wątku Naomi, w którym Dominique Tipper znakomicie pokazała hart ducha i lojalność wobec najbliższych jej osób przy całej swojej fizycznej niemocy. W drugiej połowie sezonu był to najbardziej emocjonalny wątek i na długo zapamiętam determinację tej postaci, która była zdecydowana na wszystko, byle móc ocalić ludzi ze swojej załogi. A że wokół działy się rzeczy mniej ekscytujące, nawet na czele z kosmiczną bitwą, to widocznie tak musiało być. Odkąd z serialu całkowicie zniknął Miller w znakomitej interpretacji Thomasa Jane’a, produkcja zwyczajnie straciła swojego niepokornego ducha, którego uosabiał ten zdeterminowany detektyw, wyruszający niegdyś w niemożliwą misję odnalezienia pewnej dziewczyny, której nigdy w życiu nie spotkał i dla której jednocześnie zdolny był poświęcić wszystko.

Ekspansja, sezon 5

Nasza ocena: - 60%

60%

Twórcy: Mark Fergus, Hawk Ostby. Obsada: Steven Strait, Dominique Tipper, Wes Chatcham. Amazon Studios 2020

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

Infamia – romska etiuda o dorastaniu na pograniczu dwóch kultur [recenzja]

Bardzo kusi, by określić Netflixową „Infamię” romską wersją Szekspirowskiego „Romea i Julii”. Kusi, ale chyba …

Leave a Reply